2 lis 2017

Triple Action Cleanser | Alpha-H dla cery tłustej i problematycznej

Cześć kochani! Alpha-H jest bardzo ciekawą marką. Produkuje kosmetyki ze składami o wysokim stężeniu składników aktywnych, tak by miały one realną szansę zmienić stan skóry na lepsze. Miałam okazję wypróbować kilka tych kosmetyków rodem z Australii.Tonik z najbardziej znanej serii Liquid Gold z kwasem glikolowym działała bardzo intensywnie na skórę, ale wysoka zawartość alkoholu za bardzo podrażniała mi skórę, co uniemożliwiło jego codzienne stosowanie. Za to Gentle Daily Exfoliant pokochałam cały swoim sercem i tą miłością dzieliłam się z Wami tutaj

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o żelu Triple Action Cleanser bez detergentów.


Produkt zamknięty jest w wąskiej, wysokiej tubie z solidnego plastiku. Plastik jest delikatnie chropowaty, pewnie trzyma się w wilgotnej ręce, naprawdę świetne rozwiązanie. Na białym kolorze jednak bardzo szybko widoczne są zabrudzenia i zacieki. 

Sam żel przypomina w konsystencji żel aloesowy. Aloes występuje w składzie kosmetyku, jest z resztą bardzo częstym gościem w produktach tej marki. Jest lekki i przypomina bardziej lekkie serum niż żel do mycia twarzy. Pachnie alkoholowo z delikatną nutą świeżego ogórka.

Woda, PEG-7 Glyceryl Cocoate, sok z liści aloesu, gliceryna, Polysorbate 20, Fenoksyetanol, glikol kaprylowo-kaprynowy, ekstrakt z ogórka, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, wodorotlenek potasu, Disodium EDTA, ekstrakt z tymianku, kompozycja zapachowa

Jedynymi składnik myjącymi w żelu to delikatne emulgatory: PEG-7 Glyceryl Cocoate, otrzymywany z oleju kokosowego i gliceryny oraz Polysorbate 20 - ten ostatni jest jednocześnie niejonową substancją powierzchniowo czynną. Sok z aloesu i ekstrakt z ogórka ukoją skórę, a w parze z ekstraktem z tymianku ją odświeżą. Tymianek ma świetne działanie antybakteryjne i będzie zapobiegał powstawaniu stanów zapalnych.


Chociaż doceniam delikatność produktu bez detergentów, nie potrafiłam się przekonać do formy, w jakiej żel występuję. Jak już wspomniałam, żel przypomina żel aloesowy i zachowuje się do niego bardzo podobnie. Po rozprowadzeniu na twarzy miałam wrażenie, że żel momentalnie wpija się w skórę i po chwili masowania nie czułam już produktu na skórze. Skutkowało to dodatkowym dobieraniem żelu do umycia skóry twarzy, szyi i dekoltu. Na jedno mycie wszystkich wymienionych partii zużywałam około 6 pompek żelu, co czyni go wyjątkowo niewydajnym. Stosowanie mniejszej ilości pozostawiało mnie w niekomfortowym poczuciu, że umyłam twarz niedokładnie. Przy mojej tłustej i problematycznej cerze ta świadomości była nie do zniesienia.

Żel jest bardzo delikatny dla skóry i może być stosowany do zmywania makijażu całej twarzy, jednak ja nie potrafiłam stosować go w okolicach oczu - próby powodowały szczypanie, a żel i tak nie potrafił poradzić sobie z wodoodpornym tuszem, nie wspominając już o linerze. Samą skórę pozostawiał lekko ściągniętą i miękką. Nie zauważyłam znacznego wpływu na występowanie zaskórników, wyprysków czy przetłuszczanie się mojej skóry. Wyjątkowo nie lubiłam stosować żelu w połączeniu z Luną, dawał wtedy wrażenie zgrzytania na skórze podczas wibracji. Możliwe, że dla mojej skóry oczyszczanie było zbyt delikatne i na dłuższą metę po prostu się nie sprawdzało.

200 ml żelu Triple Action Cleanser kosztuje 129zł w sklepie internetowym Alpha-H. Cena jest zaporowa, biorąc pod uwagę wyjątkową niewydajność produktu. Niemniej jednak jeśli ktoś ma wyjątkowo wrażliwą cerę, niedogadującą się z żadnym detergentem, może to być produkt który zamieni Waszą codzienną pielęgnację z koszmaru w przyjemność :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


29 paź 2017

Regulujący balsamy myjący | Czarszka

Cześć kochani! Znacie Czarszkę? Jest to dziewczyna niesamowita, pełna pozytywnej energii, prowadząca kanał na youtube głównie o kosmetykach. Mnie, lata temu, przyciągnęła jej naturalna odsłona, z mnóstwem filmików DIY - kosmetyki były proste, ale posiadały w sobie ogromną moc. To przez nią zaczęła się moja droga do świadomej pielęgnacji i zmiana kosmetyków na te bardziej naturalne :) Dlatego ogromnie się ucieszyłam, gdy Paulina ogłosiła, że stworzyła własne balsamy do mycia twarzy w wersjach trzech!

Upolować którykolwiek z balsamów Czarszki to nie mały wyczyn! Paulina uzupełnia magazyn co sobotę i dopiero w tym tygodniu udało jej się dobić do poniedziałku z niewykupionymi produktami. Co przy mojej pamięci dobrej, ale krótkotrwałej powodowało, że jak się zorientowałam, że balsamy powinny być już w sklepie - czyli z reguły w niedzielę ;) - to one dawno już były wykupione. Na szczęście raz pewnego sobotniego wieczoru moja pamięć nie zawiodła. Jest u mnie, regulujący balsam do mycia twarzy Czarszki!
Regulujący balsam do mycia twarzy

Masło shea, olej z pestek winogron, masło mango, olej z awokado, oliwa z oliwek, olej laurowy, olej tamanu, olej z czarnuszki, olejki eteryczne: eukaliptusowy, drzewo herbaciane

Och, gdybyście mogli poczuć zapach tego cuda poprzez słowa. Oleju laurowego nigdy nie miałam okazji powąchać, ale zapach oleju czarnuszki kocham i wyraźnie go czuć w balsamie. Ziemisty, lekko korzenny, z nutą eukaliptusa i drzewa herbacianego. Zmywanie makijażu nagle zrobiło się przyjemne. 

Przy moim codziennym makijażu mineralnym starcza mi ilość małego orzecha laskowego - przy czym starcza mi to również na szyję. Balsam rozcieram między palcami i wtedy zamienia się w płynny, gęsty olej. Nic nie ucieka przez palce, nie spływa z twarzy, świetnie się po skórze rozprowadza. Balsam radzi sobie nawet z mocniejszym makijażem, bez problemu rozpuszcza płynne trwałe pomadki, czy mój obecny Tattoo Liner od Kat von D. Czarszka w przypadku balsamu regulującego, ze względu na składniki, poleca omijanie okolic oczu, ale u mnie nie ma żadnego podrażnienia. Niemniej jednak w Waszym przypadku podejdźcie do tego z rozwagą.
Wersja regulująca

Jest bardzo wydajny, jak to w przypadku olejów - w ponad miesiąc dotarłam ledwo do połowy. Świetnie nadaje się również do masaży - używamy go wtedy na oczyszczoną już wcześniej skórę - zawarte w nim masła i oleje są nieschnące lub półschnące, przez to można się zapomnieć i masować się bitą godzinę przy filmie. Polecam Wam wszystkim taki relaks :)

Balsam nie schodzi tak łatwo ze skóry, przy jego stosowaniu konieczne jest dwuetapowe oczyszczenie. Raz zmywamy balsam ze skóry dowolnym detergentem - żelem, mydłem, ściereczką muślinową, jak kto woli. Po czym ponownie myjemy twarz. Wszelkie resztki balsamu pozostałe na skórze są zmieszane z makijażem i brudem nagromadzonym na naszej twarzy przez cały dzień, i nie chcecie by taka mieszanka została Wam na buzi. Zapchanie skóry gwarantowane.

Po nawet takim podwójnym umyciu twarzy skóra jest przyjemnie miękką i sprężysta, nie ściąga się tak szybko jak przy zwykłym myciu twarzy żelem/mydłem.

Czarszka regulujący balsam OCM

Uwielbiam ten balsam. Za skuteczność, wielofunkcyjność, zapach. Paulina, dobra robota! 
100ml balsamu (wszystkie wersje) kosztuje 60zł w sklepie Czarszka.pl. Przesyłka gratis!

P.S. Moja mama jest dumną posiadaczka ultradelikatnej wersji balsamu. Jest to wersja bez dodatków, składająca się z podstawowych maseł i olejów: masła shea, oleju z pestek winogron, masła mango, oleju z awokado i oliwy. Jest bezzapachowy, jaśniejszy od wersji regulującej, czyści buzię z taką samą skutecznością i nie powinien podrażnić nawet najbardziej wrażliwej skóry. Mama go kocha :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


15 sie 2017

Chemia mydła - tajemnice procesu saponifikacji

Cześć kochani! Dzisiejsza notatka jest dla mnie wyjątkowa. Rozpoczyna cykl, na który bardzo długo czekałam. I który jednocześnie bałam się rozpocząć, bo ciągle miałam wrażenie, że wiem za mało, ciągle mało mam Wam do przekazania. Do tego kroku przekonaliście mnie po części Wy, razem z moją rodziną - na czele z Tośkiem, który ciągle mi powtarzał, że niepotrzebnie zwlekam, że nigdy nie osiągnę momentu, gdy nie będzie czegoś więcej do przeczytania, do wypróbowania, do zepsucia. Porozmawiamy dzisiaj o mydle. A raczej zaczniemy rozmawiać, bo mydło to temat rzeka.

Na początek dobrej przygody z mydłem trochę teorii. Bez teorii nie ma mydła. Jeśli nie chcecie zrobić sobie krzywdy, trzeba wiedzieć z czym się ma do czynienia.


Mydło powstaje w reakcji saponifikacji inaczej zwaną reakcją zmydlania. Ale niech Was te nazewnictwo nie wystraszy, jest to nic innego jak reakcja zobojętniania - jedna z podstawowych reakcji, które poznajemy na lekcjach chemii w gimnazjum. Reakcja zobojętniania, czyli reakcja zasady z kwasem - w przypadku mydła jest to reakcja zasady sodowej bądź potasowej z wyższymi kwasami tłuszczowymi obecnymi w olejach - nazywamy je wyższe, ponieważ mają długie łańcuchy węglowe (czyli koło literki C we wzorze sumarycznym jest wysoka liczba, jak np. kwas stearynowy C17H35COOH). Produktem jest sól. Sól sodowa wyższego kwasu tłuszczowego. Mydło. I oczywiście woda. Reakcja zmydlania w pigułce.

Pamiętam moje pierwsze spotkanie z reakcją zmydlania. Była jedyną reakcją, której nie napisałam na sprawdzianie z chemii organicznej. Patrzcie, gdzie jestem dzisiaj, zamydlona po uszy :)


Dla bardziej dociekliwych opowiem skąd kwasy tłuszczowe w tłuszczach. Pamiętacie jeszcze z szkoły średniej budowę trójglicerydów? Wiem, wyższa szkoła jazdy, ale spokojnie, zaraz wszystko nam się w głowach rozjaśni. Trójgliceryd to ester gliceryny i właśnie kwasów tłuszczowych (które nota bene wcale nie muszą być takie same, stąd rozmaitość olejów i maseł dostępnych na rynku). Estry powstają w reakcji estryfikacji, która polega na połączeniu się ze sobą alkoholu i kwasu. Gliceryna to alkohol, kwasy tłuszczowe to... kwasy :) Ponieważ gliceryna ma w swojej strukturze trzy grupy alkoholowe (hydroksylowe), może w reakcji estryfikacji przyłączyć trzy kwasy tłuszczowe. Stąd tajemnicza nazwa trójglicerydów. 


Gdy do tłuszczy: olejów, maseł, jednym słowem mieszaniny różnych trójglicerydów, z których każdy zbudowany jest tak samo (gliceryna z przyłączonymi trzema kwasami tłuszczowymi) dodajemy naszej zasady w postaci roztworu (ług) ma miejsce reakcja odwrotna do estryfikacji. Nazywa się ją hydrolizą, czyli rozpadem cząsteczki estru pod wpływem wody. Rozpadem na to, z czego ester się składa, czyli w naszym trójglicerydowym przypadku jedną cząsteczkę gliceryny i trzy kwasów tłuszczowych. Jest to hydroliza zasadowa, ponieważ dzieje się ona w środowisku zasadowym, czyli naszego wodorotlenku obecnego w ługu. Hydroliza może się odbywać również w środowisku kwaśnym. Hydroliza zasadowa, w przeciwieństwie do kwasowej, jest nieodwracalnym procesem.


A więc rozpadł się już nasz trójgliceryd. Mamy więc wolną glicerynę, która pozostanie już w niezmienionej postaci do końca procesu tworzenia się mydła. Mamy również wolne kwasy tłuszczowe, które reagują z wodorotlenkiem. Dopiero teraz mamy do czynienia z procesem saponifikacji/zmydlania/zobojętniania. Dopiero teraz powstaje nam właściwe mydło.

Na zakończenie chciałabym wspomnieć o pH mydła. Wróćmy na chwilę myślami do klasycznej reakcji zobojętniania (wodorotlenek sodu z kwasem solnym, na drugi zdjęciu). W wyniku tej reakcji powstaje sól mocnego kwasu z mocną zasadą. Obie części niwelują swoje kwasowe/zasadowe właściwości, pH takiego roztworu będzie obojętne, czyli w okolicach 7 (odczyn dla wody). W przypadku mydła mamy do czynienia z solą słabego kwasu z mocną zasadą. Właściwości zasadowe będą przeważać nad właściwościami słabego kwasu, więc roztwór takiej soli będzie miał odczyn lekko zasadowy - chociaż będzie on zdecydowanie niższy niż w przypadku czystej zasady (pH = 12-14 w zależności od stężenia). Dlatego pH mydła po odleżakowaniu waha się w granicach 8-9 i jest to całkiem dobre mydło :) Leżakowanie mydła powinno trwać przynajmniej 4 tygodnie, ale można ten proces przyspieszyć, stosując metodę na ciepło. Ale to już temat na inny dzień.

Podoba Wam się mydlenie od strony teoretycznej, chemicznej? :) W następnej części porozmawiamy o bezpieczeństwie przy produkcji mydła. Ług jest żrący, więc trzeba wiedzieć jak z nim pracować. Gdy się go bliżej pozna, nie taki diabeł straszny, jak go malują!


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka

27 lip 2017

Ciasteczkowa maseczka | Lush Cupcake

Cześć kochani! Poszłam trochę na łatwiznę z moim życiem i odpuściłam sobie wiele rzeczy. Zbyt wiele rzeczy! Niestety i blog wpadł do tego wora, sama nawet nie wiem kiedy. Ale za to ile dobrego w moim życiu w tym czasie się zdarzyło! Łącznie z powiększeniem się naszej małej rodzinki o cudownego uchola Zoltana - możecie obserwować rosnącą jego miłość z Płotką na moim Instagramie :)

Trochę straciłam kontrolę, ale nie jest to taka rzecz, której nie mogę odzyskać :) Z tą myślą w głowie przychodzę do Was z czekoladowym ciasteczkiem. Lepiej nie do kawy, bo ciężko się Wam będzie powstrzymać przed zjedzeniem - tak cudnie maseczka Lush Cupcake pachnie!


Miałam przyjemność poznać już kilka maseczek Lusha i każda na swój sposób mnie zachwyciła. Są to maseczki przygotowywane na świeżo, często z bardzo ciekawych składników - jak w przypadku Cupcake, gdzie znajdziemy glutka z siemienia lnianego! W sklepie wyłożone są na kostkach lodu i należy je przechowywać w lodówce, by zachowywały swoje właściwości jak najdłużej.

Maseczka Cupcake jest przeznaczona dla cer z rozregulowanymi gruczołami łojowymi, czyli cer przetłuszczających się w mniejszym i większym stopniu. Glinka Ghassoul w parze z kakao oczyszczają skórę oraz ją matują. Dodatek kakao i miksu olejku sandałowego z dwoma miętowymi sprawia, że maseczka pachnie przepięknie, jak pyszne ciasteczko.

Marokańska glinka Ghassoul, napar z siemienia lnianego, gliceryna, talk, kakao, masło kakaowe, świeża mięta pieprzowa, olejek sandałowy, absolut waniliowy, olejek miętowy, olejek z mięty pieprzowej, limonen, kompozycja zapachowa


Maseczka kojarzy mi się z mokrym brownie. Na skórze nie zasycha tak szybko, więc nie daje nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia. Pomimo, że jest na bazie glinki, świetnie nawilża skórę i pozostawia ją miękką - glutek z siemienia lnianego na bank gra tutaj pierwsze skrzypce. Maseczka zawiera w sobie większe cząstki, między innymi mięty i kakao, dzięki czemu można również delikatnie złuszczyć buzię. Dodatek mięty w postaci ziela i olejków eterycznych przyjemnie chłodzi skórę. Skóra jest ukojona, więc wszelkie podrażnienia czy zaczerwienienia po wypryskach bledną. A i sam humor się poprawia, gdy trzymam na skórze czekoladę :)

https://www.instagram.com/jaskolczeziele/

P.S. Lush poddaje swoje opakowania recyclingowi. Po zwróceniu 5 opakowań dostajemy maseczkę w prezencie :) 


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


17 maj 2017

Borowinowa Kuracja | Fresh&Natural

Cześć kochani! Nie wiem jak u Was, ale u mnie od rana piękne słoneczko! A w ciepłe dni chętnie pokazujemy nogi, więc warto o nie zadbać zanim słońce zagości się na stałe. Ja zaczęłam już kurację ujędrniającą jakiś czas temu, zapisałam się też w końcu na zajęcia dwa razy w tygodniu - wzięłam się w końcu za noworoczne postanowienie, ale lepiej późno niż wcale! Dzisiaj opowiem Wam o Borowinowej Kuracji od Fresh&Natural, która idealnie wpisuje się w mój obecny plan na piękne nogi! Zaraz obok cukrowego peelingu z algami, o którym pisałam Wam już tutaj.


Sól pachnie zdecydowanie lepiej niż peeling algowy - algi, rozmaryn, kawa, pamiętacie?. Klasyczne połączenie rozmarynu z lawendy nie tylko ładnie pachnie, ale również świetnie działa na mięśnie zmęczone ćwiczeniami i relaksuje. W składzie zawarty jest również olejek pomarańczowy, ale nie jest on wyczuwalny, zupełnie jak algi - chociaż nie polecam Wam wąchanie soli prosto z pojemnika.

Sól morska, sól, algi: morszczyn pęcherzykowaty, spirulina, olejki: rozmarynowy, lawendowy, pomarańczowy, linalol*, limonen*, geraniol*, kumaryn*, citronelol*, abrialis*, citral*
*składniki naturalnego pochodzenia występujące w olejkach eterycznych


Skład jest bardzo prosty, co idealnie pokazuje, że dobry produkt nie musi być przeładowany cudownościami by działać. Algi odżywiają i ujędrniają skórę, olejek rozmarynowy poprawia krążenie i razem z olejkiem pomarańczowym będą nas wspomagać w walce z cellulitem. Sól oczyści ciało z toksyn. Skóra po kąpieli jest przyjemnie miękka i gotowa na przyjęcie balsamu ujędrniającego, wzmocni jego działanie. Wykończyłam już 500g słoik i na pewno kupię kilogram soli, bo takiego działania nigdy dość!

1000g soli Borowinowa Kuracja kosztuje 49,99zł w sklepie internetowym Fresh&Natural. Dostępne są również pojemności 100g i 500g.
Na uszko Wam powiem, że na doz.pl możecie dorwać produkty Fresh&Natural nieco taniej i bez kosztów przesyłki jeśli wybierzecie dostawę do apteki w swoim mieście :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


15 maj 2017

Tropical Island Balmy Body Scrub | Be.Loved

Cześć kochani! Tak strasznie dawno mnie tutaj z Wami nie było! Przerwa wyszła mi zupełnie sporadycznie, sama nie wiem dlaczego przestałam pisać. Ale, ale, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i takie małe powroty pokazują, że ciągle blogowanie to moja pasja i idę w dobrym kierunku. A przerwa pozwoliła mi spojrzeć na blog z nowej perspektywy :)

Jeśli brakowało Wam Jaskółeczki podczas przerwy, pamiętajcie, że zawsze jestem obecna na Instagramie :) Chociaż ostatnio więcej na nim królowej Płotki i jedzenia niż kosmetyków... ale zawsze możecie mnie poznać z nieco innej strony.

Dzisiaj chciałabym uhonorować mój powrót czymś bardzo przyjemnym. Przy okazji może uda mi się tym powiewem ciepła i dobrej energii przywołać wreszcie wiosnę na dłużej niż tylko jeden dzień! Serdecznie mam dość już deszczu, chmur i przytłumionych kolorów! Dzisiaj opowiem Wam o tropikalnej wyspie zamkniętej w opakowaniu przez Kingę z Be.Loved - mowa o Tropical Island Balmy Body Scrub.


Produkt, u mnie zamknięty jeszcze w plastikowy płaski pojemnik, obecnie jest już dostępny konkretnym szklanym słoiczku z Miron Glass, które dodatkowo chroni nasz produkt przed niekorzystnym działaniem promieni słonecznych. Nabrał też bardziej słonecznego koloru, bo Kinga cały czas ulepsza swoje produkty ♥ Po otwarciu opakowania scrub dosłownie promieniuje pozytywną energią stworzoną przez połączenie ze sobą właściwości olejków eterycznych: pomarańczowego, frankincense, mandarynkowy i Litsea Cubeba (May Chang). Uwielbiam to połączenie, genialnie sprawdza się po treningu lub na początek dobrego dnia.

Cukier, sól morska z Morza Martwego, sól Epsom (siarczan VI magnezu), różowa sól himalajska, masło shea, masło kakaowe, olej z krokosza barwierskiego, olej konopny, masło cupuacu, olej rokitnikowy, olej z pestek malin, olej z pestek granatu, Decil Glucozide (pochodzenia roślinego), olejki eteryczne: pomarańczowy, frankincese, mandarynkowy i May Chang


Jest to peeling cukrowo-solny. Ziarenka ścierające są drobno zmielone, ale bardzo dobrze ścierają martwy naskórek. Peeling można stopniować, w zależności od intensywności ścierania jaką lubimy. Można go z powodzeniem stosować na sucho i na zwilżoną skórę, czy też w połączeniu z rękawicą.

Peeling, pomimo zawartości ogromnej ilości drogocennych maseł i olejów, nie pozostawia tłustego filmu. Oleje świetnie wsiąkają w wilgotną skórę - dzięki dużej ilości olejów szybkoschnących. Skóra jest miękka, przyjemnie sprężysta i porządnie odżywiona. I do tego przepięknie pachnąca! Nie da się po nim nie uśmiechać :)

150g peelingu Tropical Island Balmy Body Scrub kosztuje, w pakiecie z rękawicą z bambusa, kosztuje 126,42zł w sklepie internetowym Be.Loved Skin. Znajdziecie go również w zestawach z innymi produktami Be.Loved.


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


16 mar 2017

Maseczka w płachcie z naturalnego jedwabiu Orientana | Algi Filipińskie i Aloes

Cześć kochani! Dzisiaj jest dzień wyjątkowo, jeszcze z piwnicy do Was nie pisałam :) Ale korzystam z tego, co mam, a mam właśnie mnóstwo czasu wolnego. Tak więc powstaje notatka, w piwnicy, a co! Notatka o chwili relaksu, jaką możemy sobie i naszej skórze zapewnić po ciężkim dniu lub na dobry jego początek, bo kto powiedział, że tak nie można? Ja nawet większą przyjemność czerpię ostatnio z maseczek o poranku, nastraja mnie to pozytywnie do działania. Dzisiaj w roli poprawiania humoru i umilania czasu maseczka w płachcie, z naturalnego jedwabiu naszej rodzimej marki Orientana.


Etykiety Orientany zawsze są kolorowe i pozytywne. Maseczka zamknięta jest w saszetce i warto przed otwarciem porządnie ją wymasować, by esencja rozprowadziła się równomiernie. Pachnie świeżo i delikatnie. Maseczka jest niezwykle delikatna i łatwo ją rozerwać. Zaopatrzona jest w folię, która pomaga nam ją nałożyć na twarz i którą zaraz po tym należy zdjąć. Dzięki temu operacja przebiega sprawnie, a na pozostaje nic innego jak się zrelaksować.

Po nałożeniu na skórę jest ledwo wyczuwalna, miałam uczucie nieustannie wilgotnej twarzy, jakbym wcale nic na sobie nie miała. Można z powodzeniem przemieszczać się w niej po mieszkaniu, nic się nie przesuwa. Ale po co, skoro można się położyć i na chwilę zamknąć oczy? :) Ma potężne działanie kojące, piękne uspokaja buzię, wszelkie jej zaczerwienienia. Przeznaczona jest dla cery tłustej i sprawdziła się u mnie naprawdę rewelacyjnie. Uspokoiła gruczoły łojowe, zmatowiła skórę i jednocześnie porządnie ją nawilżyła.

Pozostawia na skórze delikatną lepką warstewkę, która znika po przetarciu skóry wacikiem. Jeśli jednak wykonujecie maseczkę wieczorem, zostawcie ją na sobie do rana, niech substancje działają przez noc cuda. Rano buzia będzie jeszcze piękniejsza.


Woda, glikol butylenowy, kolagen, peptydy: Palmitoyl Pentapeptide-3, Tripeptide-1, ekstrakt z alg, sok z liścia aloesu, peptyd: Acetyl Hexapeptide-3, Euxyl PE-9010 (konserwant), allantoina, Dipotassium Glycyrrhizinate (z korzenia lukrecji), Euxyl k-220 (konserwant), olejek różany, kwas hialuronowy, kwas edetynowy

Zdecydowanie maseczka płachcie z naturalnego jedwabiu z algami filipińskimi i aloesem Orientana została moją ulubioną maseczką w płachcie! Będę zabierać ją w każdą najbliższą podróż :)
Kosztuje ok. 17zł w zależności od sklepu. Możecie ją kupić stacjonarnie w Hebe.


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


13 mar 2017

Pełen słońca Winter Beauty Face Cream | Be.Loved

Cześć kochani! Wiosna już za oknem i w moim domu daje swoje pierwsze znaki. Krajobraz zaczyna się powoli zazieleniać, słoneczko coraz częściej przygrzewa, a moja mała Płoteczka odkąd wyczuła wiosnę w powietrzu zaczyna strzelać foszki - weszliśmy pełną gębą w okres króliczego dojrzewania :) I chociaż dzisiaj opowiem Wam o kremiku typowo zimowym - Winter Beauty Face Cream - to uważam, że ciągle może on się przydać w tym okresie wczesnowiosennym, gdzie chłód ciągle jeszcze potrafi zaskoczyć. Krem oczywiście od Be.Loved.


Krem, a właściwie masełko, bo składa się prawie z samych drogocennych olejów i maseł, zamknięty jest w szklanym słoiczku Mirron Glass w kolorze bardzo ciemnego, niemal czarnego fioletu, które to przepuszcza promienie słoneczne w mniejszym stopniu niż zwykłe brązowe szkło. Dzięki temu składniki odżywcze w naszym produkcie pozostają świeże dłużej. Oprócz tradycyjnej zakrętki zabezpieczony jest dodatkowym wieczkiem, które moim zdaniem zupełnie się nie sprawdza, bo nie przylega dokładnie do otworu.

Zapach kremiku jest cudny. Powstał ze zmieszania cytrusowych olejków eterycznych: mandarynkowego, ze słodkiej pomarańczy oraz may chang , przez co w zimowe mroźne dni przenosi nas do świata wakacyjnych wspomnień i świetnie pobudza umysł. Przepiękny żółty kolor tylko wzmaga to, co stworzył już zapach.

Masło shea, masło kakaowe, olej z krokosza barwierskiego, olej z dzikiej róży, olej z pestek granatu, olej z nasion marchwi, olej rokitnikowy, olejki eteryczne: ze słodkiej pomarańczy, may chang, mandarynkowy


Kremik, a właściwie masełko pozostawia na skórze ochronny film. Chroni przed mrozem, zimnym i silnym wiatrem. Potrafi jednak przy nałożeniu odpowiedniej ilości, szczególnie na rozgrzaną i jeszcze wilgotną skórę po kąpieli, ładnie chłonąć się w buzię - dużą rolę w tej właściwości kremu mają oleje szybkoschnące  jak krokoszowy, z dzikiej róży czy rokitnikowy.

Początkowo ciężko się było nim wysmarować, wierzchnia warstwa była wyjątkowo twarda i nie poddawała się tak łatwo nawet pod ciepłem palców. Na szczęście po zużyciu kilku milimetrów kremu stał się przyjemnie masełkowy.

Świetnie koi wszelkie podrażnienia. Z nim w roli ochrony na długich zimowych spacerach skóra miała się bardzo dobrze, nie czerwieniła się, nie szczypała od mrozu czy mocnego wiatru. Sam w sobie również świetnie pielęgnuje skórę, pozostawiając ją sprężystą i miękką. Olej rokitnikowy i marchewkowy dbają o jednolity koloryt skóry, a olej z dzikiej róży wspomaga regenerację skóry. Na zimę kremik idealny! Przy okazji również na przedwiośnie, na jesień... :)


30ml słonecznego kremu Winter Beauty Face Cream kosztuje 78,12zł w sklepie internetowym Be.Loved.

A Wy jak chroniliście swoją skórę tej zimy? :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


6 mar 2017

Naturalny cukrowy scrub do ciała z gałką muszkatołową i cynamonem | Hagi

Cześć kochani! Zimne dni powoli odchodzą już w niepamięć, robiąc miejsce dla słonka w coraz to dłuższym dniu. Długo czekałam na cieplejsze dni, chłodne temperatury i ciągłe wahania pogodowe odbiły się trochę na moim zdrowiu. Dlatego witam ciepełko i promienie słońca z ogromnym uśmiechem! Ale to wcale nie oznacza, że wszelkie korzenne, ciepłe zapachy chowam do szuflady :) Ja korzenne zapachy uwielbiam i choć największa przyjemność sprawiają mi w okresie jesienno-zimowym, i wiosną często sięgam po takie produkty. Dzisiaj opowiem Wam o słodkim, cynamonowym peelingu cukrowym od Hagi. Pamiętacie jeszcze ich mydło ze skrzypem polnym o żywiole ziemi?


Etykiety Hagi są przepiękne. Wszystkie, bez wyjątku! Całościowo opakowanie wygląda schludnie, jednak plastik łatwo się odkształca - przynajmniej mi się to udało podczas zakręcania peelingu, a ja wielkiej pary w rękach nie posiadam. Przez to nie mogę dokładnie zakręcić opakowania, co jest widoczne na powyższym zdjęciu.

Peeling ma zbitą konsystencje i nie jest tłusty. Nie ma obawy, że coś nam się wyleje jeśli będziemy nieostrożni - co dla mnie jest szczególnie ważne, bo udało mi się już kiedyś zalać łazienkową podłogę dobrodziejstwami peelingu. Wieczko mogłoby być trochę szersze, wygodniej by się peeling nabierało. Ma on przepiękny, korzenny, mocno cynamonowy i lekko słodkawy zapach, który uwielbiam. Ciężko się powstrzymać przed zjedzeniem!

Cukier trzcinowy, olej słonecznikowy, olej z pestek winogron, masło shea, Cetearyl Olivate/Sorbitan Olivate, gliceryna, kompozycja zapachowa, puder cynamonowy, tokoferol (wit. E), puder z gałki muszkatołowej, kwas dehydrooctowy, alkohol benzylowy


Peeling nie należy do mocnych ździeraków i jego intensywność można stopniować, z racji że jest to peeling cukrowy. Co najważniejsze, nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. Skóra jest odżywiona, ale jest pokryta cieniutką warstwą olejowego filmu, który na wilgotnej i rozgrzanej po kąpieli skórze od razu wchłania się w skórę. Uwielbiam go za tę właściwość, dzięki temu zdecydowanie częściej peelinguję ciało, a sam peeling znika w zabójczym dla mnie tempie! Skóra jest po nim cudnie odżywiona i sprężysta. Świetnie się sprawdza również jako peeling do ust.

300g naturalnego scrubu do ciała z gałką muszkatołową i cynamonem Hagi kosztuje 35zł w ich sklepie internetowym. Podczas zakupów koniecznie wrzućcie też do koszyka kostkę mydła :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


6 lut 2017

Normalizujący tonik dla cery mieszanej i wrażliwej Antisress | Norel

Cześć kochani! Robię się niesamowicie podekscytowana, bo już za dwa dni razem z Tośkiem lecimy do Anglii odwiedzić moją przyjaciółkę z dziecięcych lat! Ogromnie się cieszę, że po 10 latach - bo tyle moja Klaudia już siedzi na zachodzie - udało mi się w końcu dopiąć wyjazd na ostatni guzik. Zanim jednak to nastąpi, czeka mnie pakowanie, a jest to czynność której szczerze nienawidzę. Tak woęc walizka leży otwarta i czeka, a ja tymczasem zdążyłam wziąć ciepły prysznic, zrobić sobie maseczkę, posprzątać kuchnię, wstawić pranie i teraz skończyłam tutaj, pisząc do Was dzisiejszą notatkę :) Zawsze odkładam pakowanie na ostatnią chwilę.

Normalizujący tonik Antistress dla skóry mieszanej i wrażliwej od Norel, bo o nim dzisiaj będziemy rozmawiać, gości w mojej łazience od połowy listopada.


Zamknięty jest w plastikowej lekkiej butelce z pompką. Pompka jest okropna, strzela płynem za mocno - połowa toniku kończyła zawsze gdzieś na umywalce zamiast na płatku kosmetycznym, więc szybko z płatków zrezygnowałam. Tonik aplikowałam bezpośrednio na dłonie i nimi rozprowadzałam produkt na skórę twarzy, szyi i dekolt. I chyba przerzucę się na tę praktykę w przypadku wszystkich toników, niesamowita oszczędność produktu! Tonik jest na bazie wody, szybko się wchłania i ma przyjemny, choć trochę za mocny w moim odczuciu zapach. Pozostawiony solo na twarzy klei się na skórze, dlatego jie nadaje się do odświeżania skóry w ciągu dnia.

Woda, gliceryna, Caprylyl/Capryl Glucoside, Capryloyl Glycine, sarkozyna, ekstrakty: z kory cynamonowca, z traganka błoniastego, kwas dehydrooctowy, alkohol benzylowy, guma ksantanowa, kompozycja zapachowa

Tonik ma prosty skład. Zawiera nawilżającą glicerynę, trójgliceryd kaprynowo-kaprylowy, który pozwala substancjom dotrzeć w głębsze warstwy skóry oraz ekstrakty, które mają wyregulować pracę gruczołów skóry tłustej i mieszanej.


Tonik sprawdził mi się w codziennym użytkowaniu, chociaż musiałam przy nim uważać na okolicę oczu - podrażniał. Skóra przy nim nie świeciła się mocno, ale jest to raczej skutek całościowej mojej pielęgnacji i sprawdzonym kremów zimową porą, a nie działanie samego toniku. Niemniej jednak nie zwiększył przetłuszczania się, a skóra po nim była miękka. Świetnie radzi sobie ze ściągniętą skórą, chociaż brakuje mi u niego działania kojącego - które swoją drogą producent obiecuje, kierując produkt również do posiadaczek cer wrażliwych. Jest to po prostu dobry tonik do codziennego użytku, bez efektu WOW.

200ml normalizującego toniku Antistress dla cery mieszanej Norel kosztuje 32zł w sklepie internetowym Norel.

A teraz wracam do pakowania!


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


2 lut 2017

Cukrowy peeling z algami | Fresh&Natural

Cześć kochani! Dzisiaj piszę do Was ze wspaniałym humorem - skończyła mi się sesja :) Mogę spać do woli, uporządkować rzeczy związane z licencjatem, szydełkować oglądając seriale i w końcu mam czas by usiąść i rozplanować nasz wyjazd do Anglii - a to już w przyszłym tygodniu! Do tego nadaję do Was z mojego rodzinnego domku, gdzie pełno śniegu i słońca. Kto wie, może w końcu uda mi się wyskoczyć w weekend na narty?

Z tym pozytywnym humorem opowiem Wam o cukrowym peelingu z algami Fresh&Natural o nietypowym zapachu rozmarynu z kawą, ze szczyptą morza w tle :)


Peeling ogromnie mnie zaskoczył, gdy do mnie przyjechał. Pamiętam, że był to ten czas, gdy było bardzo mroźno - i pomimo tego mrozu dostrzegłam ogromną warstwę oleju pływającą nad zdzierającą zawartością peelingu. Olejowa mieszanka nie stanowi tutaj dodatku, ona jest esencją tego peelingu. Musicie się przygotować, że będzie niesamowicie tłusto, niesamowicie odżywczo i regenerująco - a wanna niemiłosiernie będzie ubrudzona w imię większego dobra.

Opakowanie jest bardzo dobre, jak na taki peeling. Otwór jest szeroki - a ja do tego rączki mam malutkie - więc nie ma problemu z wyciągnięciem ociekającego dobra. Jest też bardzo płaskie, dzięki czemu prawdopodobieństwo, że peeling nam się wywróci i cały olej wyleje się do jednorazowej kąpieli jest naprawdę znikome. Wieczko wykonane z aluminium odkręca się bezproblemowo, nawet mokrymi rękoma i nawet wtedy, gdy ziarenka cukru dostaną się na gwint.


Ach, ten zapach. Jeden z tych, co albo się kocha, albo nienawidzi. Przyznam się szczerze, że czytając o rozmarynie i posiadając na etykiecie coś na kształt lawendy mojej uwadze zupełnie umknęła kawa... A kawa jest tu mocno dominująca. Pachnie więc rozmarynem, wcale nie lawendą za to mocno kawą, z intensywnym słono-morskim aromatem alg. We mnie peeling przyłożony prosto pod nos wywołuje mieszane uczucia, bo jego morskość mocno gryzie w nos. Na szczęście podczas szorowania ciała czuć najmocniej kawę, z rozmarynem w tle. Zapach ciekawy, rozgrzewający. Tosiek lubi go nawet bardziej z tą intensywną słoną nutą. Podejrzewam, że większość z Was będzie kręcić nosem przy nim. Za to naprawdę nadrabia kolorem, tylko popatrzcie na tę butelkową zieleń ♥

Cukier, olej winogronowy, olej ze słodkich migdałów, olej arganowy, puder z morszczynu pęcherzykowatego, spirulina, ziarna kawy, olejek rozmarynowy, olejek grejpfrutowy, limonen, kompozycja zapachowa

Przyznaję się bez bicia, że tego grejpfruta zupełnie nie wyczuwam :)


Peeling to naprawdę fajny ździerak. Dzięki zwartości kawy nie znika tak szybko na wilgotnej skórze - a ja sama jestem niespecjalnym wielbicielem ździerania na sucho, aż tak hardkorowo skóry nie traktuję :) Regularnie stosowany, z porządnym masażem, naprawdę fajnie napina skórę. I odżywia bardzo mocno, przy takiej ilości olejów nałożonej na skórę. Osobiście nie lubię takiej warstwy na sobie, jest mi z tym niekomfortowo, ale nie mam zamiaru peelingowi jego cudownych właściwości odżywczych ujmować. Jeśli tylko dacie radę się przemóc i posiedzieć takie oblepione :) Efekty są naprawdę spektakularne, gdy skóra przez całą noc powolutku sobie wchłania te dobroci.

Jak już wspomniałam, ogromną fanką takich tłustych powłoczek na skórze nie jestem. Ale peeling z algami jest naprawdę cudowny w swoim działaniu i myślę, że gdyby go potraktować jako kurację na całe ciało raz na dwa tygodnie, to dla efektów jestem w stanie to przeżyć. Tylko to szorowanie wanny... :)

250g cukrowego peelingu z algami Fresh&Natural kosztuje 18,99zł na portalu Dbam o Zdrowie. Gorąco polecam Wam przejrzeć ich ofertę jeśli chodzi o Fresh&Natural, bo można dorwać ich produkty dużo taniej niż w innych sklepach! Korzystajcie!


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


30 sty 2017

Naturalne mydło ze skrzypem polnym, Ziemia | Hagi

Cześć kochani! Jestem mydlanym freakiem, przyznaję się bez bicia. Uwielbiam kupować mydła, jeszcze bardziej je robić. Myję się mydłami od stóp do głów i gdybym nie była przy tym wszystkim leniuszkiem, to i włosy myłabym mydłem codziennie - ale nie chce mi się robić octowych płukanek :) Mogłabym myć się tylko swoimi mydłami. Ale uwielbiam eksperymentować, inspirować się, szukać ciekawych składników, dodatków, zapachów i, co najważniejsze, wiedzieć czego oczekiwać po dobrym mydle.

Na moją mydelniczkę trafiło mydełko Hagi. Hagi to polska marka, więc już jest pięknie - lubię wspierać polskie manufaktury mydlarskie, trzymam kciuki za wszystkie nowo powstające i najchętniej wykupiłabym wszystkie mydełka - a niejedne wyglądają jak dzieła sztuki. Hagi tworzy swoje produkty w oparciu o naturę. Ich produkty dzielą się na żywioły, więc robi się tajemniczo i magicznie. Moje naturalne mydło ze skrzypem polnym Hagi to Ziemia, czyli tkwi w nim aromaterapeutyczne działanie ziół.


Tekturowe opakowanie jest po prostu przepiękne. Każdy żywioł charakteryzuje się nieco inną grafiką, tło w kolorze kojarzonym z żywiołem, innymi kwiatami. Mydełko pachnie przepięknie już przez ten kartonik. A zapach ma niesamowity. Przepiękne połączenie drzewa herbacianego, różanego, paczuli, geranium, sosny i goździków. Zapach niezwykle inspirujący, wibrujący i unoszący się w powietrzu z niezwykłą intensywnością. W mojej małej łazience można było go poczuć już od progu. Zostawał też na skórze w postaci delikatnej mgiełki, delikatnie otulał. Jeśli jesteście fanami róży, w tym wydaniu na pewno Was zachwyci. Kolor ma przepiękny, ziemisty. I jest to najjaśniejsze mydełko żywiołu ziemi.

Woda, olej rzepakowy, olej kokosowy, oliwa z oliwek, olej palmowy, NaOH, masło shea, olej rycynowy, wosk pszczeli, masło kakaowe, ekstrakt ze skrzypu polnego, olejek z drzewa herbacianego, olejek z drzewa różanego, olejek sosnowy, olejek geranium, olejek paczuli, olejek goździkowy, linalol, limonen, benzoesan benzylu, geraniol, citral, citronelol, eugenol, izoeugenol


Mydełko jest twarde, nie rozpływa się szybko w kontakcie z wodą i tworzy puszystą, niezbyt gęstą pianę. Myje bardzo dobrze, nie wysusza skóry i jej nie ściąga. Świetnie się spisało również przy myciu skóry twarzy, buzia nie była ściągnięta - wręcz przeciwnie, była przyjemnie miękka (ale oczywiście nie należy zapominać o tonizacji skóry, po każdym umyciu - nie tylko mydłem!). Zapach to po prostu coś cudownego, długo jeszcze nie zapomnę tego aromatu. Nawet Tosiek się polubił z taką wersją róży i chętnie sięgał po mydełko podczas kąpieli. To chyba najlepsza rekomendacja dla mydła różanego :)

Mydełko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wróżę Hagi świetlaną przyszłość i z ogromną chęcią przygarnę pozostałe mydełka. Każdy żywioł charakteryzuje się czymś innym, Powietrze to produkty dla alergików, Woda - dla dzieci i kobiet w ciąży, więc mydełka są bezzapachowe, Ogień zaś energetyzuje. Nie mogę się doczekać by odkryć magię każdego żywiołu.

100g kostka naturalnego mydła ze skrzypem polnym Hagi kosztuje 18zł. Znajdziecie je w sklepie internetowym Hagi.

Sięgacie po mydła? Spotkaliście się już z tymi od Hagi?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka

 

27 sty 2017

Rich Bio-Active | serum nawilżające Bio IQ

Cześć kochani! Mój umysł przepełniony jest informacjami na temat cementu portlandzkiego, materiałach inteligentnych czy procesu wielkopiecowego i potrzebuję chwili wytchnienia od notatek - a nie ma nic przyjemniejszego niż opisywanie ulubionego serum minionych miesięcy z Płotką wyłożoną tuż obok na zdechlaczka ♥ Obiecałam Wam recenzję bogatego intensywnie nawilżającego serum bioaktywnego Rich Bio-Active Bio IQ i, chociaż nie udało mi się tego zrobić w 2016, śpieszę z nią jeszcze w styczniu.

Bio IQ to polska marka, której kosmetyki powstają we Francji. Bardzo lubię ich szklane opakowania z minimalistyczną grafiką. Po serum sięgnęłam pełna nadziei po recenzji Ady, jak i bardzo pozytywnych odczuciach związanych z kremem na dzień tej samej serii (lubię go tak bardzo, że gości u mnie już druga buteleczka!), o którym zdążyłam już Wam niejednokrotnie napisać. Dlatego o nim już kończymy i oddajemy prowadzenie bohaterowi dzisiejszej notatki.


Serum skrywa się szklanej butelce o pojemności 30ml i dedykowaną pompką, którą można stopniować ilość aplikowanego produktu. Ma leciutką konsystencję, chociaż nie można nazwać jej wodnistą, zdecydowanie lżejszą od kremu, ale wciąż na tyle wyczuwalną na skórze, że przy mojej tłustej cerze z powodzeniem może zastępować krem. Posiada delikatny kremowy zapach z nutą świeżości, z łatwością rozsmarowuje się na skórze i szybko wchłania.

Woda, gliceryna, Coco-Caprylate/Caprate, Glyceryl Stearate, alkohol cetylowy i stearylowy, kompozycja zapachowa, olej sezamowy, alkohol cetylowy, woda morska, Potassium Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein (proteiny pszeniczne), Glyceryl Undecylenate, ekstrakt algowy Enteromorpha Compressa, guma ksantanowa, olej słonecznikowy, benzoesan sodu, kwasek cytrynowy, ekstrakt z liści aloesu, olej malinowy, sól sodowa kwasu hialuronowego, tokoferol (wit. E), guma z drzewa Caesalpinia Spinosa, beta-sitosterol, ekstrakt z płatków lilii, hydrolizowany ekstrakt z alg, kwas linolenowy, skwalan, ekstrakt z liści winogronowych, sorbinian potasu, miód, ekstrakt z kwiatów maku, ekstrakt z żurawiny, ekstrakt z ryżu, ekstrakt z imbiru, ekstrakt z kopru morskiego, ekstrakt z kwiatu lotosu, alkohol benzylowy, kwas dehydrooctowy, linalol, limonen, geraniol

W składzie znajdziemy lekkie oleje schnące, emolienty, które utrzymają nawilżenie w skórze i mnogość ekstraktów o szerokim spektrum działania: łagodzącym, regenerującym, nawilżającym, pobudziającym komórki do działania, przeciwstarzeniowym czy antyseptycznym. Taki skład świetnie się sprawdzi u każdej cery, chociaż posiadaczki bardziej suchej będą musiały zastosować go pod krem, który mocniej nawilży buzię i ochroni przed czynnikami atmosferycznymi.


Serum sprawdza się u mnie świetnie zarówno w ciągu dnia i nocy, nałożone solo czy w parze z kremem tej samej serii - ta ostatnia konfiguracja sprawdza się świetnie wśród panujących mrozów. Zaraz po nałożeniu daje na skórze uczucie delikatnego ściągnięcia i miękkości. Wchłania się nieco dłużej niż krem z tej serii, ale nie trwa to długo. Pozostawia na mojej skórze lekki lepki film wyczuwalny pod palcami i moja skóra lekko się po nim błyszczy, ale po nałożeniu podkładu mineralnego lub kremu na dzień świecenie zanika - prawdopodobnie takie ma wykończenie na mojej skórze.

Zakupiłam je z myślą o nadchodzącym okresie grzewczym i świetnie sprawdziło się w tej roli - moja skóra jest chroniona przed wysuszeniem, ma ładny koloryt i nie pojawiają się na niej nieprzyjaciele. Przy dłuższym stosowaniu skóra staje się wyraźnie jędrniejsza i ujednolicona. Nie potęguje u mnie świecenia, czego nieco się obawiałam - wręcz przeciwnie, z biegiem czasu je uspokaja, dzięki czemu tej zimy moja skóra nie przetłuszczała się tak mocno, jak to ma w zwyczaju w okresie grzewczym. Kto wie, może z tym serum u boku zima nie będzie mi już straszna? :)

30ml serum Rich Bio-Active od BioIQ kosztuje 99zł w sklepie internetowym Bio IQ. Jest to produkt wegański, posiadający certyfikaty Fair Trade, Eco Cert, nie był testowany na zwierzętach.


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


25 sty 2017

Ulubieńcy 2016!

Cześć kochani! Wiem, że długo mnie to nie było. Chorowałam cały grudzień, więc styczeń był dla mnie podwójnie pracowity - miałam na głowie nadrabianie całego przedświątecznego chaosu, które nałożyło mi się na końcowe zaliczenia i sesję. Trochę się przeforsowałam przez ten czas i ciągle mam wrażenie, że jestem na granicy choroby i wycieńczenia. Na szczęście wszystko co złe, kiedyś się kończy, przede mną jeszcze dwa egzaminy końcowe - a sama sesja już nie jest mi taka straszna, tym bardziej że dzisiaj już pierwsze koty za płoty poszły. Dlatego, wiedząc, że mogę sobie w końcu pozwolić na tę odrobinę przyjemności w formie rozmowie z Wami, chciałabym pokazać Wam moich ulubieńców minionego roku 2016 - chyba jako ostatnia! Opowiem Wam za produktami, za którymi tęsknię i będą u mnie gościć w 2017, o produktach po które sięgam ciągle, bo jeszcze się nie skończyły, o których sama myśl wywołuje ciepłe wspomnienia :)


Lily Lolo służy mi ciągle w aspektach makijażowych - na wielkie wyjścia sięgam po chłodny bronzer w odcieniu Hololulu, na co dzień po brzoskwiniowy róż Just Peachy (podobno teraz w modzie :)), oba w wersji prasowanej. Bardzo wygodne w obsłudze, rozprowadzają się jak masełko, mają średnią pigmentację, ciężko zrobić sobie krzywdę, nawet w pośpiechu. Ciągle sięgam po moją kochaną kremową szminkę Love Affair - jest to brudny róż z brązowymi podtonami, który pięknie podkreśla usta w makijażu dziennym. I nawilża! Idealna na zimę.

Peeling w formie pudru od Alpha H to chyba moje największe odkrycie minionego roku. Jest delikatny, z powodzeniem można go stosować codziennie, jeśli zachodzi taka potrzeba. Radzi sobie znakomicie niezależnie od pory roku. Skóra pod jego wpływem robi się miękka jak pupcia niemowlaka. Kocham z całego serca, nie zamienię na inny. Chyba, że stworzę swój :)

Kolejne zdjęcie można skategoryzować ogólnie do koreańskich maseczek, których działanie w większości jest naprawdę świetne. Bardzo mnie cieszy, że ich oferta na polskim rynku stale się powiększa i przy okazji pokazuje rzeszy kobiet, że istnieją kosmetyki lepszej jakości. To budzi świadomość pielęgnacji. Najmilej wspominam ryżową bąbelkującą maseczkę od Skin79, która nie tylko świetnie zadbała o moją skórę - złagodziła podrażnienia, zwęziła pory po pierwszym użyciu i ograniczyła błyszczenie - ale również niosła ze sobą mnóstwo dziecięcej zabawy w postaci piany rosnącej na buzi. Można się nieźle uśmiać, gdy zobaczy się wynik końcowy - moja buzia wyglądała jak jajo!

Be.Loved to nowa polska marka kosmetyków przyrządzanych w Łotwie, które również skradły mi serce. Mydełko Powietrze było cudnie kremowe i pachniało niesamowitą lekkością. Jako maniaczka mydeł stawiam go na piedestale moich ulubionych. O Be.Loved usłyszycie jeszcze nie raz w tym roku, ponieważ ich kosmetyki dzielnie chronią mnie przed mrozami.


BioIQ  to kolejna polska marka, których kosmetyki w tym przypadku wyrabiane są we Francji. Świetne, naturalne, bogate składy. Pokazywałam Wam krem na dzień intensywnie nawilżający, który radzi sobie również z moimi zaczerwienieniami oraz przetłuszczaniem się cery (tak! to możliwe!), chciałam Wam również opowiedzieć o serum z tej samej serii, która dzielnie wspierał krem (drugą już buteleczkę pragnę zaznaczyć) w jesienne i zimowe dni, ale nie zdążyłam. Więc spotkamy się ponownie na kartach bloga na pewno.

Mythic Oil w wersji Rich był swego czasu moim prawdziwym wybawieniem. Chronił włosy przed przesuszeniem, szczególnie bardzo go ceniłam po dekoloryzacji, którą moje włosy zniosły i to aż podwójne. Co prawda na ten moment w ramach małego relaksu postanowiłam pozbyć się większości włosów - kurcze, właśnie sobie uświadomiłam, że nawet nie pokazałam Wam efektów, a poszalałam z cięciem! - ale po olejek sięgam równie często. Dzięki niemu moje włosy łatwiej się rozczesują (a zawsze lubiły się plątać) i są chronione w okresie grzewczym,

Z szamponem John Masters Organic z lawendą i rozmarynem zdążyłam się już pożegnać, ale wspomnienie tego cudnego aromatu czy lekkości jakie miały po nim moje włosy przywołuje miłe ciepełko. Był on wyjątkowo udanym urodzinowym prezentem, który mam nadzieję się powtórzy, bo sama nigdy nie wydam tyle na produkt do włosów - sama od siebie sięgam po szampony Faith in Nature tylko jak na złość żaden z nich nie pachnie lawendą z rozmarynem!
P.S. O Faith in Nature też jeszcze usłyszymy w tym roku. Będzie tropikalnie :)

Be.Organic to ponownie polska marka. Cieszę się, że ten rok tyle rodzimych kosmetyków sprowadził na moją pielęgnacyjną drogę. Kosmetyki te znajdziecie stacjonarnie w Hebe, a masełko z szałwią muszkatołową i miłorząbem japońskim jest genialne na zimowe wieczory, jeśli tylko odważycie się wyskoczyć spod ciepłego kocyka, by się nim wysmarować :) Pozostawia na skórze tłustą warstewkę, która wchłania się przez całą noc, dając na kolejne dni przyjemnie miękką i gładką cerę. A przy okazji otrzymujemy nasiona szałwii, którą można sobie zasadzić ♥


Super Kabuki od Lily Lolo. Nie wyobrażam sobie bez niego życia - tak samo jak nie wyobrażam sobie mojego życia bez makijażu mineralnego. Dzięki niemu makijaż przebiega szybciej, uzyskujemy lepsze krycie przy nałożeniu minimalnej ilości produktu. Poza tym jest po prostu piękny i niesamowicie mięciusi.

Joico, zarówno szampon i maska z serii K-Pak, uratowały moje włosy przed ścięciem - chociaż teraz uważam, że w krótszych mi bardziej do twarzy i żałuję, że nie podjęłam decyzji o ścięciu już wtedy, zaoszczędziło by mi to sporo włosowego zachodu. Niemniej jednak seria świetnie wywiązała się ze swojego zadania - moje włosy, choć po przejściach wyglądały na zdrowe, ładnie się układały, nie kruszyły się ani nie rozdwajały. Na ten moment jest to zbyt intensywny rodzaj pielęgnacji dla moich włosów - ścięłam większość farbowanych włosów, mam naturalny kolor włosów - więc traktuje resztki jako kurację (i pewnie zużycie ich do końca będzie trwało wieki :)). Niemniej jednak jeśli włosy po przejściach doprowadzają Was do szału, ten zestaw powinien poprawić Waszą sytuację, tak jak to zrobił ze mną.

Uwielbiam tę maseczkę od Madary. Peel to delikatnie złuszczająca (kwasem glikolowym) maseczka rozjaśniająca, pachnąca przepięknie lawendą z oregano - chociaż na przykład moja ciocia za tym zapachem nie przepada, za działaniem już zdecydowanie bardziej :) Wyrównuje strukturę skóry, z czasem rozjaśnia przebarwienia, sprawdza się świetnie jako maseczka bankietowa, zawiera bowiem rozświetlający pyłek, który zostaje na skórze i robi robotę jak niejedna dobra baza rozświetlająca.

Last but not least, szampon marokański z glinką rhassoul Beaute Marrakech. Mocno oczyszczający, świetnie sobie radził z moją kapryśną skórą głowy i nadawał włosom przyjemnej sypkości. I do tego ten cudny orientalny zapach. Jak zużyję swoje zapasy, bardzo chętnie kupię raz jeszcze, świetne uzupełnienie pielęgnacji skóry głowy.

Na zakończenie chciałabym z całego serduszka podziękować Wam za miniony rok. Że jesteście, że czytacie, że komentujecie. Bez Was cała ta zabawa nie miałaby sensu! :*


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


7 sty 2017

The Olive Branch i Ro's Argan | Lush

Cześć kochani! Nie wiem jak u Was, ale do Opola w końcu zawitał śnieg! I to nie tak, że trochę posypie i na następny dzień stopnieje, zostawiając jedynie brzydką breję. Śnieg z krwi i kości, który skrzypi pod butami, przypominając harce za dzieciaka. A że na długi weekend wracam do domu, na sam dół śląska, mam nadzieję, że przywitają mnie piękne białe Beskidy! Może nawet ulepię z bratem bałwana?

Dzisiaj chciałabym wam poopowiadać o dwóch produktach marki Lush. O balsamie i żelu do ciała. Ro's Argan Body Conditioner i The Olive Branch Shower Gel bardzo przypadły mi do gustu, wyglądem, zapachem i właściwościami.


Żel jest w postaci dwufazowej, na górze oddziela się cienka mleczna warstewka, więc produkt trzeba porządnie wstrząsnąć przed użyciem. Pomarańczowy żel, początkowo klarowny staje się mętny. Pachnie przepięknie, jak wizyta w pomarańczowym sadzie w ciepły letni dzień. Jest słodko od pomarańczy i mandarynek, jest trochę cierpko od kwiatów pomarańczy.

Żel ma zbyt rzadką konsystencję i to jest jego jedyny minus. Przecieka przez palce i niestety za dużo się jego marnuje w ten sposób. Pieni się delikatnie, równie delikatnie myje ciało, nie ściąga skóry.
Żelem można również umyć włosy, co oczywiście wypróbowałam. Na włosach pieni się znacznie lepiej, myje dokładnie, ale wciąż delikatnie. Włosy są po nim sypkie i dobrze się rozczesują. Intensywnie pachną tym wibrującym pomarańczowym ogrodem - moje włosy bardzo łatwo przyjmują zapachy, pachniały żelem do następnego umycia.

Wywar z liści winogron, woda, SLeS, Sodium Cocoamphoacetate, świeży sok z mandarynek, oliwa z oliwek (Fair Trade), zapach, glikol propylenowy, olejki: bergamotkowy, cytrynowy, absolut z kwiatów pomarańczy, olejek mandarynkowy, sól morska, limonen, linalol, hydroksycytronelal, lilial, C1 14700, Methylparaben

Lush ma świetne składy kosmetyków, wykorzystuje ciekawe surowce, jak wywar z liści winogron czy świeży sok z mandarynek. Rzadko kiedy można spotkać zastosowanie samej wody w fazie wodnej i uważam, że to jest świetne rozwiązanie, taka zabawa wodnymi infuzjami zamiast dodawania "pustej" wody.


Balsam Ro's Argan przypomina w konsystencji smakowity budyń. W dotyku jest mokry i bardzo łatwo wpija się w skórę, pozostawiając po sobie cienką warstwę tłustego filmu, która po chwili znika. Zapach jest wibrujący, różany, kojarzy się z orientem. Bardzo wydajny produkt.

Skóra jest po nim przyjemnie miękka i odżywiona. Świetnie sprawdza się zimą na przesuszone ręce, utrzymuje nawilżenie skóry przez długi czas, a różany zapach przyjemnie otula. Niezwykły przejemniaczek na chłodne zimowe wieczory - o ile dacie radę wytrzymać bez dresu na tyle, by się nim posmarować :)

Woda wiosenna, gliceryna, olej ze słodkich migdałów, wywar z liści cyprysu, olej z orzechów brazilijskich, wywar z lasek wanilii, masło shea (Fair Trade), kwas stearynowy, olej arganowy, masło cupuacu, zapach, trietanoloamina, masło kakaowe (organiczne, Fair Trade), sok z jagód goji, absolut różany, olejki: różany, geranium, cytrynowy; limonen, alkohol cetylostearylowy, cytronelol, kumaryn, Methylparaben, Propylparaben
Balsam kryje w sobie wiele wspaniałych olejów i maseł: słodkie migdały, orzechy brazylijskie, shea czy cupuacu, a także takie cudowności jak wywar z lasek wanilii - wyobrażacie sobie, jak musi pachnieć sam wywar? - czy absolut różany, które w głównej mierze wpływają na cudny różanych zapach z nutą orientu. Dzięki temu balsam jest lekki, a jednocześnie porządnie odżywia skórę. Widzicie te dodatki w postaci wywaru z liści cyprysu czy soku z jagód goji? :) Cudo!

    Żel The Olive Branch kosztuje 4,95 funtów za 100g w sklepie internetowym Lush.
    Balsam Ro's Argan kosztuje 16,50 funtów za 225g w sklepie internetowym Lush.

    Linki podaję Wam poglądowo. Lush nie wysyła produktów do Polski, głównie ze względu na krótki termin przydatności produktów. Lusha można upolować w Czechach, Niemczech czy na Węgrzech, więc jeśli macie okazje, koniecznie odwiedźcie ich sklep. Mnóstwo cudowności można tam znaleźć!

    Macie swoich ulubieńców wśród oferty Lush?


    Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


    Disqus for Jaskółcze Ziele