31 paź 2013

Moje Halloween! :)

Cześć wszystkim! Przepraszam, że nie wywiązałam się z wczorajszej obietnicy, ale trochę źle zagospodarowałam sobie czas (zupa dyniowa zrobiła się dla mnie większym wyzwaniem niż zazwyczaj!) i byliśmy już spóźnieni, więc nie zdążyłam zrobić zdjęć przed wyjściem z domku. Za to zdjęcia porobione zostały już na miejscu i teraz chcę się z Wami podzielić zarówno moją, jak i mojego TŻ halloweenową charakteryzacją - taki bonus za chwilę zwłoki :)

Nie przedłużając...


Oto ja w wersji zombie i mój widmowy pirat :)


Tutaj "świeższa" wersja :)

Wieczór był świetny, spędziliśmy go w większości grając w Talismana "Magię i Miecz" - gra planszowa RPG, która wciągnęła mnie jak naprawdę dobra książka! Już planujemy z TŻ wspólne kupno, może na święta...? Znacie Talismana? :)

Do tego w tle lecieli "Gunsi", Led Zeppelin i Młynek Kawowy. Klimat był świetny!

Wieczór dodatkowo umiliła nam wspomniana wcześnie zupa dyniowa - trochę za ostra na mój gust, bo niepotrzebnie posłuchałam TŻta! Ale innym smakowała, więc nie ma na co narzekać. Zostało mi jeszcze pół słoika i pewnie za chwilę sobie zjem z odrobiną śmietanki do złagodzenia ostrości :)

Właściwe Halloween dopiero dzisiaj. Robicie z siebie potwory? U mnie na wsi dzieciaki na pewno będą chodzić od drzwi do drzwi, niektórzy naprawdę świetnie przebrani! :)

P.S. Pamiętajcie o konkursie!

http://jaskolcze-ziele.blogspot.com/2013/10/konkurs-z-magiczna-siodemka.html
 

25 paź 2013

Pielęgnacyjne inspiracje rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni

Japonki słyną z gładkiej, pozbawionej zmarszczek i świetlistej twarzy, zadbanych dłoni i filigranowej sylwetki. Aż ciężko jest uwierzyć, że to wszystko zasługa dobrych genów. Przyjrzyjmy się ich uniwersalnemu sposobowi pielęgnacji i żywienia, który pozwala im za zachowanie pięknego i zdrowego ciała na długo - w końcu to w Kraju Kwitnącej Wiśni odnotowuje się rekordy wśród najstarszych ludzi :)


Podczas gdy my przemierzamy półki w galeriach i strony internetowe w poszukiwaniu kremu idealnego, Japonki stawiają na dogłębne oczyszczanie. Każda dbająca o siebie Japonka w swojej łazience posiada kilka produktów do tego przeznaczonych. Wieczorne oczyszczanie wiążą z relaksem, który rozładowuje wszelkie trudy dnia. Oczyszczanie składa się z kilku etapów, a każdy z nich jest połączony z odprężającym, odmładzającym masażem (jak prawidłowo wykonać masaż twarzy poczytacie tutaj: klik) :
  • oczyszczanie twarzy bez wody - mleczkiem, olejkiem
  • mycie twarzy pianką lub żelem oczyszczającym
  • w tym miejscu raz w tygodniu przychodzi czas na peeling
  • na koniec tonizowanie, które ma na celu złuszczenie skóry i zwężenie porów
Wszystko to nakładają na twarz rękoma, a po zakończeniu tego rytuału oczyszczania nakładają krem. Należy pamiętać, że pójście spać bez ówczesnego demakijażu Japonki traktują jako świętokradztwo!


Dokładne oczyszczanie nie tyczy się jedynie twarzy. Równie wielką uwagę przykładają do ciała - swój wieczorny rytuał kąpieli rozpoczynają od prysznicu, raz w tygodniu połączonego z peelingiem całego ciała. Dopiero wtedy, już czyste, biorą długą, relaksującą kąpiel. Do kąpieli dodają różnego rodzaju olejki, by natłuścić i wygładzić ciało, ale również uwielbiają kąpiele z dodatkiem mleka, soku z imbiru czy sake, które ujędrniają ciało. Czasem dodają do kąpieli również pokrojone plastry cytrusów, by rozjaśnić skórę.

Dla Japonek jasna, wręcz porcelanowa cera jest niezmiernie istotna. Dlatego stosują kremy z wysokimi filtrami, co mogłybyśmy od nich zapożyczyć, gdyż nie ma lepszej profilaktyki przeciwzmarszczkowej. Do tego mają fioła na punkcie owłosienia twarzy. Ponieważ mają one czarne włosy, na ich jasnych buźkach są one bardzo widoczne - więc się depilują.
Dla dodatkowej ochrony przed słońcem twarz zasłaniają parasolkami (w Japonii można już spotkać parasolki z filtrem UV) i kapeluszami, dłonie chowają w rękawiczkach.

Skoro już jesteśmy przy dłoniach, trzeba by było powiedzieć parę słów o manicure japońskim. Możemy go sobie zafundować już w większości naszych gabinetów kosmetycznych. Polega on na wsmarowaniu w paznokcie wzmacniającej masy perłowej, a następnie na starannym wypolerowaniu płytek. Paznokcie Japonek dzięki temu zabiegowi przypominają rzadką różową perłę. Zadbanie dłonie w Japonii świadczą o kobiecie, a ten zabieg jeszcze do niedawna zafundować sobie mogły jedynie arystokratki.



Według Japonek, kobieta niepomalowana to kobieta zaniedbana - makijaż odgrywa u nich bardzo ważną rolę. Jednak mocno umalowane Japonki to rzadkość, choć i takie się zdarzają. Stawiają na naturalność i podkreślenie swojej urody.

Jednak nie tylko pielęgnacja pozwala im zachować tak młody wygląd. Trzeba zaznaczyć, że Japonki rzadko kiedy piją zimne napoje, ponieważ żyją w przekonaniu, że utrudniają one trawienie pokarmów oraz zmniejszają rozpuszczanie niechcianych tłuszczy, które znajdują się w pożywieniu. Zamiast szklanki orzeźwiającego napoju fundują sobie ciepłą herbatę i żyją w zgodzie z potrzebami swoich ciał. Czerpią z tego jeszcze dodatkowe korzyści, ponieważ ciepła biała lub zielona herbata działają korzystnie na układ krążenia oraz pobudzają metabolizm. Ponadto, zielona herbata stanowi bombę antyoksydantów!

A skąd u nich nienaganna sylwetka? Nie znajdziemy w ich menu fast-foodów i ciężkostrawnych rzeczy, nie znajdziemy u nich gazowanych napoi. Za to na ich talerzy na pewno znajdą się ryby, bogate w kwasy tłuszczowe, grzyby czy kiełki bogate w związki mineralne, świeże owoce i warzywa. No i oczywiście ryż, o którym rozpisywałam się już tutaj: klik. Dodatkowo uwielbiają owoce morza, istne bogactw cynku i algi morskie występujące np. w sushi (które ja sama uwielbiam :)) znane ze swoich właściwości antyoksydacyjnych. Swoje potrawy wolą przygotowywać na parze, która pozwala im zachować pełnię składników odżywczych.


Do tego dochodzi sport, Japonki ćwiczą jogę i pilates, co dodatkowo kumuluje w nich energię. I do tego z niechęcią podchodzą do używek typu alkohol i papierosy. Wyjątkiem jest kawa, bez kawy ciężko jest przetrwać w kraju żyjącym pracoholizmem.

Nic tylko pozazdrościć wspaniałego podejścia do życia! Zapożyczacie coś od Japonek? Ja zapożyczam ochotę na sushi... :)
Pozdrawiam! I.

23 paź 2013

Słodko- kwaśna cytryna :)

"Jeśli owocem Twoich starań będzie jedynie cytryna, możesz zjeść ją z niesmakiem... albo zrobić lemoniadę!"

Cytrynę każda z nas w domku ma. Cytryna była obecna na stołach już w średniowieczu - oczywiście na tych stołach, które mogły sobie na to pozwolić. Swoje początki cytryna miała w południowo-wschodnich Chinach, gdy skrzyżowano ze sobą limę z cytronem. Dzisiaj nie znajdziecie w Chinach cytryny ani w sadach, ani w stanie dzikim.


Cytryna umila nam czas przy herbacie, orzeźwia w upalne dni w połączeniu z wodą i lodem, urozmaica również smak drinków. Jest znana z dużej zawartości witaminy C (nie muszę się rozpisywać nad cudownością tej witaminy? :)), ale zawiera również witaminę A, która dba o naszą skórę, wzmacnia włosy i wzrok, B1, która stymuluje oddychanie wewnątrzkomórkowe, gospodarkę hormonalną czy też gojenie się ran, rutynę, która zapobiega utlenianiu się witaminy C, by mogła służyć nam bardzo długo, a także uelastycznia naszą skórę (flawonoid) i kwas cytrynowy (przeciwutleniacz). Sama uwielbiam pić herbatę, głównie zieloną z odrobiną soku z cytryny, a w chłodne dni, gdy potrzebuję wzmocnić odporność, piję herbatkę z domowym sokiem z malin (przyniesionym z domku mojego TŻ :)) i również z sokiem z cytryny.


Sok z cytryny pity z wodą działa również detoksykująco. Jeśli mamy ochotę na małe oczyszczenie organizmu, robimy sobie kąpiel nóg: miskę wypełniamy gorącą wodą (temperatura jest tutaj bardzo ważna!), dodajemy do niej łyżkę mielonej gorczycy i łyżkę pieprzy cayenne. Moczymy nóżki przez 15 minut, a następnie pijemy wodę z cytrynką, przygotowaną z jednej cytryny na 250ml wody mineralnej.

Cytryna jest świetna na przebarwienia - rozjaśnia piegi, plamy po opalaniu, spowodowane zażywaniem hormonów lub w trakcie ciąży, jak i zapobiega plamom od słońca powstającym na rękach oraz rozjaśnia płytkę paznokcia. Wystarczy wycisnąć kilka plasterków soku z cytryny do 100ml wody i voila! Tonik gotowy. Teraz wystarczy wacik (lub miseczka, jeśli używamy miksturki na dłonie :)) i możemy cieszyć się rozjaśniającymi właściwościami cytryny. Dodatkowo taki tonik pięknie oczyszcza skórę z zaskórników. Tonik polecam używać podczas wieczornej toalety, ponieważ cytryna nie jest zbyt dobra do późniejszej ekspozycji na słońce. Cery wrażliwe również muszą z nią uważać, w niektórych przypadkach warto ograniczyć tonik do stosowania punktowego na wypryski.


A co powiecie na kąpiel cytrynową? Kilka plasterków cytryny wrzucamy już do gotowej, ciepłej kąpieli i cieszymy się odświeżającą, tonizującą, oczyszczającą kąpielą połączoną z aromaterapią! Osobiście polecam dołączyć do kąpieli również inne cytrusy, pomarańcz i grejpfrut. Ten ostatni urozmaici naszą kąpiel o właściwości antycellulitowe!

Blondynki mogą wykorzystać cytrynę do rozjaśnienia włosów, choć tutaj już trzeba uważać, bo cytryna może je wysuszyć. Najlepiej połączyć ją z innymi produktami, np. oliwą i żółtkiem według przepisu Pepy (klik). Oczywiście, najszybszym sposobem na rozjaśnienie w ten sposób włosków to wysmarowanie włosów czystym sokiem i wystawienie się na słońce na 10 minut, ale tak jak wspomniałam, włosy mogą być przesuszone po takim zabiegu. Sama blondynką nie jestem, ale mam koleżankę, która eksperymentuje z różnymi składnikami, by utrzymać jaśniejsze włosy, które powstały jej podczas wakacji, przetestowała rumianek, rabarbar i miód, i doszła do wniosku, że ten ostatni, nałożony na włosy w czystej postaci (najlepiej trochę cieplutki, wtedy się łatwiej rozprowadza) i trzymany na włosach przez parę godzin daje najlepsze efekty rozjaśniające :)

Stosowanie soku z cytryny na włosy - a raczej na skórę głowy! - ma też działanie tonizujące i pomaga z problemem ich nadmiernego przetłuszczania się. Tutaj polecam stosować sok rozcieńczony z wodą, w małej ilości, gdy włosy są jeszcze mokre, by włosy nam się nie posklejały. A jak nałożyć mieszaninę najwygodniej? Za pomocą strzykawki! (bez igły oczywiście).


Cytryna świetnie się sprawdzi również dla cery tłustej, w połączeniu z białkiem, o czym pisałam Wam już tutaj: klik.

A ostatnie, myślę najciekawsze, zastosowanie cytryny to nacieranie nią szorstkiej skóry łokci! Cytryna pięknie ją zmiękczy :)

I pamiętajcie! Cytryna jest dobra na wszystko, od wzmocnienia odporności, przez zapobieganie krwawieniu dziąseł, po opóźnienie starzenia się skóry! :)

Nabrałyście ochoty na lemoniadę? :) Ja owszem!
Pozdrawiam! I.

6 paź 2013

Henna wzięła mnie z zaskoczenia!

I ujęła tym moje serce. Zapewne nie raz skarżyłam się tutaj, jak i u Was na problem ze swędzącą głową. Minął już miesiąc odkąd odłożyłam Babydreama w najciemniejszy kąt, by zakurzył się na amen, a moja głowa zamiast coraz lepiej miała się coraz gorzej. Szczególnie w przeciągu ostatnich dni, choć myślałam, że już jest lepiej, dopadło mnie tak niesamowite swędzenie, że drapałam się kiedy tylko mogłam. Prawdziwą mordęgą było powstrzymanie się od drapania. Klasycznie wystąpił też łupież, jednak tego się spodziewałam jak tylko doszło do mnie, że skóra głowy jest podrażniona, gdyż zawsze miałam z tym problem (swoją drogą łupież zwalczyłam... wykluczeniem SLSu z pielęgnacji!). Najbardziej bałam się nawrócenia wypadania włosów. Zaczęłam wzmożoną kurację olejem kokosowym i rycynowym na skalp, dodatkowo stosowałam kompres jajeczny nawilżający z Joanny, nakładałam na skalp miód, płukałam rumiankiem i pokrzywą, jako szampon stosowałam delikatny żel Facelle do higieny intymnej (czekając na szampon z Planety Organici), starałam się myć głowę najrzadziej jak tylko mogłam - a z reguły muszę myć głowę codziennie. Zaczęłam już nawet szukać po internecie jakichś maści na główkę, m.in. zainteresowała mnie maść, którą recenzowała wczoraj Magdalena N. (klik) - tak sobie myślę, że i tak ją kupię, w razie takich nagłych przypadków w przyszłości, koszt w sumie niewielki. W międzyczasie nałożyłam hennę na głowę, pół na pół z odżywką do loków z Isany, gdyż moje włosy już się prosiły o odżywienie koloru. Uśmiechałam się już z henną na głowie, gdyż miałam mieć święty spokój na 2 godziny... a tu się okazuję, że jak zmyłam hennę wczoraj popołudniu, tak swędzenie nie wróciło do teraz. Mam nadzieję, że zostanie tak już jak najdłużej, ale zapobiegawczo dalej będę stosować olej kokosowy i rycynowy na skalp przed myciem i kupię sobie maść, o której pisała Magda :)

Chcecie zobaczyć zdjęcia z hennowania czy już macie dość zasypywania zdjęciami? :) Muszę się pochwalić, że w końcu wiem jak uzyskać swój wymarzony odcień, który w ciemnych pomieszczeniach wygląda na czerwień! :)
Pozdrawiam! I.

5 paź 2013

Gdy nie mamy nic pod ręką...

...a w lodówce siedzą jajka, możemy zrobić sobie kilka świetnych domowych zabiegów spa! Jajko jest niezwykle odżywcze samo w sobie, samo kurze białko to bomba proteinowa, nie wspominając już o żółtku, które jest magazynem substancji odżywczych.

Jajko w wierzeniach starożytnych ludów kojarzone było z siłą budzącej się na wiosnę przyrody. Dziś jajka są dla nas symbolem Wielkanocy i zmartwychwstania. Podpowiemy, jak możesz wykorzystać je dla urody i świetnego samopoczucia. Pełne cennych substancji odżywczych są bowiem doskonałą bazą do przygotowania maseczek, odżywek i peelingów, a także zdrowotnych nalewek i koktajli.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/uroda/news-jajko-doskonaly-lek-i-supertani-kosmetyk,nId,959025?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Jajko w wierzeniach starożytnych ludów kojarzone było z siłą budzącej się na wiosnę przyrody. Dziś jajka są dla nas symbolem Wielkanocy i zmartwychwstania. Podpowiemy, jak możesz wykorzystać je dla urody i świetnego samopoczucia. Pełne cennych substancji odżywczych są bowiem doskonałą bazą do przygotowania maseczek, odżywek i peelingów, a także zdrowotnych nalewek i koktajli.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/uroda/news-jajko-doskonaly-lek-i-supertani-kosmetyk,nId,959025?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefo
 Jajko w wierzeniach starożytnych ludów kojarzone było z siłą budzącej się na wiosnę przyrody! Dlaczego więc my mamy się nie obudzić na jesień?


Jajko w połączeniu z oliwą i cytryną (jeśli jesteś blondynką!) przepisu Pepy świetnie regeneruje włosy, nawet te bardzo zniszczone. Przepis znajdziecie tutaj: klik do Pepy! Do takiej maski na włosy można dodać również trochę oleju rycynowego, drożdży ub ewentualnie innych olejów, które dogadują się z naszymi włoskami.

Skoro już jesteśmy przy włosach, zdradzę Wam kolejny patent na błyszczące włosy. Do garnuszka wlewamy szklankę piwa, jasnego gdy mamy jasne włosy (również może trochę rozjaśniać!), ciemnego, gdy mamy ciemne, gotujemy chwilę, by pozbyć się alkoholu a następnie dodajemy 2 żółtka i dokładnie mieszamy. Po takiej płukance trzeba włosy przepłukać raz jeszcze zimną wodą.
Uwaga! Po tej płukance nie wolno suszyć włosów suszarką - na włosach będzie wyczuwalny zapach piwa!

Do włosów możemy wykorzystać również samo ubite białko (lub z dodatkami w postaci miodu, oleju rycynowego, co Wam do głowy przyjdzie). Białko pięknie oczyszcza włosy z łoju i tonizuję skórę głowy, jest pomocne przy problemie z przetłuszczaniem się włosów.

Przejdźmy nieco niżej, do twarzy. Na twarzy zafundowałam sobie wczoraj małe spa właśnie z jajkiem w roli głównej!


Białko na twarz można wykorzystać na 2 sposoby. Ja wczoraj przygotowałam sobie plasterki na wągry. Do tego przepisu potrzebować będziecie białko z 1 jajka (możliwe jak najmniejsze, bo sporo Wam zostanie), widelec i chusteczkę higieniczną - wystarczy jedną warstwę. Na początku najwygodniej jest sobie od razu podzielić chusteczkę na fragmenty odpowiadające powierzchniom na naszej twarzy, które chcecie oczyścić. Następnie wystarczy delikatnie ubić jajko, do momentu gdy dostrzeżecie w nim pęcherzyki powietrza - wygodniej się je wtedy nakłada na buźkę. Wtedy nakładacie je na buźkę, nakładacie fragmenty chusteczki i czekacie aż białko zastygnie. Następnie wystarczy delikatnie je oderwać :)


A jeśli tego białka pozostanie nam sporo? Można je ubić, dodać kilka kropel soku z cytryny i mamy świetną maseczkę ściągającą i oczyszczającą z nadmiaru sebum. Nie muszę już chyba wspominać o właściwościach protein..? :)

A z żółtkiem, które nam zostało? Na twarz! Wystarczy je rozbić i już można nakładać. Nakładamy na wszystko, jak leci, twarz, szyję, biust, rączki. Skóra jest po takiej maseczce lepiej odżywiona i elastyczniejsza - u mnie szczególny efekt widać na biuście, żyje on nowym życiem! :) Trzeba jednak uważać i nie dać całkowicie zaschnąć żółtku na twarzy, już pomijając fakt, że takie naciąganie buźki nie jest dla niej specjalnie dobre. Jeśli doprowadzicie do zaschnięcia żółtka na twarzy, będziecie musiały je potem skrobać... Słyszałam, że dodanie paru kropel witaminek A i E zapobiega zasychaniu żółtka, nie sprawdzałam... :)


A Wy? Sięgniecie po jajko? :)
Pozdrawiam! I.


4 paź 2013

Podsumowanie przygód z drożdżami i pokrzywą

Jak zapewne wiecie, po Bułgarii męczyło mnie nadmierne wypadanie włosów. Postanowiłam więc z tym walczyć mieszanką oleju kokosowego i rycynowego na główkę, łagodniejszymi szamponami (gdzie przeżyłam koszmar życia!) i wzbogacaniem organizmu od wewnątrz.

Picie drożdży rozpoczęłam 19 sierpnia i wytrzymałam z nimi 2 tygodnie, z powodów zdrowotnych. Drożdże są mało przekonujące smakiem, przerobiłam wszystkie możliwe wersje smakowe i każde z nich był dla mnie mordęgą, choć przyznaje jedne mniej niż inne. Najlepszym sposobem było picie drożdży z mleczkiem i odrobiną miodku.
Drożdże spowodowały u mnie niesamowity wysyp, co dało mi wiele do myślenia. Wcześniej myślałam, że mam już oczyszczoną buźkę przez OCM. Przeszukałam całą półkę z kosmetykami, powyrzucałam wszystkie drogeryjne kosmetyki z brzydkim składem, po które jeszcze ewentualnie mogłam sięgać pod wpływem chwili i piłam drożdże dalej. Wypryski, które powstawały mi na twarzy były olbrzymie i głęboko osadzone w skórze, nawet olejek herbaciany nie pomógł mi wyciągnąć ich na wierzch, ale to mi tak bardzo nie przeszkadzało - czego się nie robi dla większego dobra :) Pewnie piłabym je do dziś, gdyby niestety nie problemy zdrowotne, które nie pozwoliły mi kontynuować tej kuracji.

Gdy okazało się, że nie mogę dalej pić drożdży, tydzień później rzuciłam się na pokrzywę. Słyszałam, że niektóre dziewczyny piją 3 saszetki dziennie, ja leciałam normalnie z jedną herbatką na dzień. Ze smakiem było lepiej, chociaż zauważyłam, że mam problemy z wypiciem chłodnej pokrzywki. Stosowałam tę metodę miesiąc, przez cały ten miesiąc coś mi na skórze wyskakiwało, choć te wypryski było dużo łatwiej zwalczyć niż te w przypadku drożdży (chociaż czerwone ślady dalej mi zostały, ale od czego jest korektor :)). Zauważyłam, że pomimo nowych niespodziewajek mam dużo ładniejszą cerę, z ładniejszym kolorytem (nie licząc czerwonych kropek ;p). Wpływu na włosy, oprócz widocznych babyhair, ciężko jest mi opisać, gdyż radykalnie zmieniłam ich pielęgnację, co było koniecznością po Babydreamie - mam tu na myśli odżywienie włosów. Wypadanie zmalało i w trakcie przyłapałam się na małej obsesji na tym punkcie, ponieważ gdy wypadanie włosów zeszło mi do co najwyżej 100 na dzień dalej uważałam, że mam z tym problem. Przerwałam kurację, ponieważ pod koniec z regularnym piciem było już ciężko.

Oto efekty dwóch kuracji:





Przepraszam za różne światło na każdym zdjęciu, nie jestem w stanie zrobić tego inaczej samodzielnie :(

Generalnie już jest dobrze, lewa strona buźki, czółko i broda już się ze mną pogodziły, nosek jedynie ma problem innej natury, gdyż strasznie mi się tam łuszczy skóra. Prawy policzek jeszcze nie chce współpracować, ale to co widzicie to w większości już pozostałości po przejściach. W dużej mierze pomógł mi tutaj kremik z Sylveco, brzozowo-nagietkowy. Może znacie sposoby na takie brzydkie zaczerwienienia?

Następnym razem zaopatrzę się w suplementy diety, o łykaniu tabletek nigdy nie zapominam :)
Pozdrawiam! I.

P.S. Droga Aniu, szukam kontaktu z Tobą w związku z akcją picia drożdży :) Szukałam maila na blogu, ale nie umiałam go znaleźć. Byłoby miło gdybyś się odezwała!

1 paź 2013

Babydream nie do końca wyśniony...

Piękne słoneczko u nas zawitało, mam więc dzisiaj powód do uśmiechu - chociaż na polu dalej lodowato... Coś mi mówi, że mina mi zrzednie, jak zabiorę się za niemiecki (...), ale na razie nie myślę o tym i zajmuję się Wami :) Dzisiaj temat, który źle mi się kojarzy (i pewnie dlatego odkładałam go ciągle na później).


Szampon, którego nie trzeba przedstawiać. Trafiła mi się już nowa, zmieniona formuła.

Opis producenta: Delikatnie i dokładnie oczyszcza skórę głowy i pielęgnuje włosy niemowlęcia. Proteiny pszenicy zapobiegają elektryzowaniu się włosów.
Szampon może być także stosowany do codziennej pielęgnacji włosów przez dorosłych. Produkt zawiera rumianek i pantenol. Nie zawiera barwników i konserwantów oraz składników pochodzenia zwierzęcego.


Skład: 

 Cena: 3,99zł/250ml

Butelka nie powala szatą graficzną, ale nie oczekiwałam zbyt wiele po produkcie dla dzieci - chociaż buteleczki od Johnson's Baby mi się podobają! A że wychodzę z założenia, że nie szata czyni kosmetyk... :) Butelka jest sztywna i przypuszczam, że byłby problem z wydobyciem reszty szamponu, gdybym miała zamiar zużyć produkt do końca. Ponadto nie jesteśmy w stanie dostrzec ile kosmetyku jeszcze nam zostało, nawet jeśli patrzymy pod światło.

Produkt jest bardzo lejący, i po przechyleniu butelki praktycznie sam wypływa przez otwór - przez co w jakiś sposób jestem w stanie zrozumieć twardość butelki. Jednak przez to strasznie dużo produktu nam ucieka i szampon jest mało wydajny. Raz otwarta butelka mi się po prostu przewróciła i trochę mi się wylało. 

Zapach jest specyficzny i niekoniecznie kojarzy mi się z produktami dla dzieci. Ciężko jest mi go określić. Nie przeszkadzał, nie był wyczuwalny na włosach.



Produkt słabo się pienił - chodzi mi tutaj bardziej o rozprzestrzenianie się produktu na włosach niż samą pianę; szampon z Planety Organici też się słabo pienił, ale rozchodził się po włosach przy pomocy wody). Po raz kolejny produkt okazał się niewydajny, bo trzeba go było dużo zużyć, by umyć włosy.

Szampon dobrze oczyszczał, nie miał problemów z olejami, ale niesamowicie plątał włosy i sprawiał, że były szorstkie. Bez odżywki ani rusz. I trzeba ją było trochę potrzymać. Ale faktycznie nie elektryzowały się.

A teraz fakt, który sprawił, że korzystanie z szamponu Babydream był dla mnie koszmarem. Produkt strasznie podrażnił mi skórę głowy, nie pamiętam żebym kiedykolwiek miała tak podrażnioną główkę - a miałam problemy z łupieżem. Stosowałam produkt niecałe 2 tygodnie, codziennie i skończyło się to drapaniem głowy przez sen, co w konsekwencji zamieniło moją głowę w jeden wielki strup. Skutkiem było wzmożone wypadanie włosów.

Od 3 tygodni myję głowę delikatnym żelem do higieny intymnej Facelle, stosuje maski z miodu, kompres z mleka i miodu od Joanny, płukanki z rumianku i pokrzywy oraz olejuję włosy olejem kokosowym z rycynowym, by moja skóra wróciła do normy. Chociaż jest lepiej i włosy przestały mi wypadać w takiej ilości, ciągle czuję skutki korzystania z szamponu dla dzieci. Teraz wracam do szamponu z Planety Organici (tym razem wersja tybetańska!) i już nigdy więcej nie mam zamiaru eksperymentować z szamponem.Jeśli miałyście kiedyś podobny problem z główką i macie sprawdzony sposób na wyjście z tej przykrej sytuacji, byłabym wdzięczna za wszelkie rady.


Swoją drogą, planujemy z chłopakiem weekend w Krakowie z okazji nadchodzącej rocznicy :) Możecie mi polecić dobry, sprawdzony nocleg w centrum lub na Kazimierzu w miarę przystępnej cenie? 
Pozdrawiam! I.

Disqus for Jaskółcze Ziele