30 sty 2017

Naturalne mydło ze skrzypem polnym, Ziemia | Hagi

Cześć kochani! Jestem mydlanym freakiem, przyznaję się bez bicia. Uwielbiam kupować mydła, jeszcze bardziej je robić. Myję się mydłami od stóp do głów i gdybym nie była przy tym wszystkim leniuszkiem, to i włosy myłabym mydłem codziennie - ale nie chce mi się robić octowych płukanek :) Mogłabym myć się tylko swoimi mydłami. Ale uwielbiam eksperymentować, inspirować się, szukać ciekawych składników, dodatków, zapachów i, co najważniejsze, wiedzieć czego oczekiwać po dobrym mydle.

Na moją mydelniczkę trafiło mydełko Hagi. Hagi to polska marka, więc już jest pięknie - lubię wspierać polskie manufaktury mydlarskie, trzymam kciuki za wszystkie nowo powstające i najchętniej wykupiłabym wszystkie mydełka - a niejedne wyglądają jak dzieła sztuki. Hagi tworzy swoje produkty w oparciu o naturę. Ich produkty dzielą się na żywioły, więc robi się tajemniczo i magicznie. Moje naturalne mydło ze skrzypem polnym Hagi to Ziemia, czyli tkwi w nim aromaterapeutyczne działanie ziół.


Tekturowe opakowanie jest po prostu przepiękne. Każdy żywioł charakteryzuje się nieco inną grafiką, tło w kolorze kojarzonym z żywiołem, innymi kwiatami. Mydełko pachnie przepięknie już przez ten kartonik. A zapach ma niesamowity. Przepiękne połączenie drzewa herbacianego, różanego, paczuli, geranium, sosny i goździków. Zapach niezwykle inspirujący, wibrujący i unoszący się w powietrzu z niezwykłą intensywnością. W mojej małej łazience można było go poczuć już od progu. Zostawał też na skórze w postaci delikatnej mgiełki, delikatnie otulał. Jeśli jesteście fanami róży, w tym wydaniu na pewno Was zachwyci. Kolor ma przepiękny, ziemisty. I jest to najjaśniejsze mydełko żywiołu ziemi.

Woda, olej rzepakowy, olej kokosowy, oliwa z oliwek, olej palmowy, NaOH, masło shea, olej rycynowy, wosk pszczeli, masło kakaowe, ekstrakt ze skrzypu polnego, olejek z drzewa herbacianego, olejek z drzewa różanego, olejek sosnowy, olejek geranium, olejek paczuli, olejek goździkowy, linalol, limonen, benzoesan benzylu, geraniol, citral, citronelol, eugenol, izoeugenol


Mydełko jest twarde, nie rozpływa się szybko w kontakcie z wodą i tworzy puszystą, niezbyt gęstą pianę. Myje bardzo dobrze, nie wysusza skóry i jej nie ściąga. Świetnie się spisało również przy myciu skóry twarzy, buzia nie była ściągnięta - wręcz przeciwnie, była przyjemnie miękka (ale oczywiście nie należy zapominać o tonizacji skóry, po każdym umyciu - nie tylko mydłem!). Zapach to po prostu coś cudownego, długo jeszcze nie zapomnę tego aromatu. Nawet Tosiek się polubił z taką wersją róży i chętnie sięgał po mydełko podczas kąpieli. To chyba najlepsza rekomendacja dla mydła różanego :)

Mydełko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wróżę Hagi świetlaną przyszłość i z ogromną chęcią przygarnę pozostałe mydełka. Każdy żywioł charakteryzuje się czymś innym, Powietrze to produkty dla alergików, Woda - dla dzieci i kobiet w ciąży, więc mydełka są bezzapachowe, Ogień zaś energetyzuje. Nie mogę się doczekać by odkryć magię każdego żywiołu.

100g kostka naturalnego mydła ze skrzypem polnym Hagi kosztuje 18zł. Znajdziecie je w sklepie internetowym Hagi.

Sięgacie po mydła? Spotkaliście się już z tymi od Hagi?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka

 

27 sty 2017

Rich Bio-Active | serum nawilżające Bio IQ

Cześć kochani! Mój umysł przepełniony jest informacjami na temat cementu portlandzkiego, materiałach inteligentnych czy procesu wielkopiecowego i potrzebuję chwili wytchnienia od notatek - a nie ma nic przyjemniejszego niż opisywanie ulubionego serum minionych miesięcy z Płotką wyłożoną tuż obok na zdechlaczka ♥ Obiecałam Wam recenzję bogatego intensywnie nawilżającego serum bioaktywnego Rich Bio-Active Bio IQ i, chociaż nie udało mi się tego zrobić w 2016, śpieszę z nią jeszcze w styczniu.

Bio IQ to polska marka, której kosmetyki powstają we Francji. Bardzo lubię ich szklane opakowania z minimalistyczną grafiką. Po serum sięgnęłam pełna nadziei po recenzji Ady, jak i bardzo pozytywnych odczuciach związanych z kremem na dzień tej samej serii (lubię go tak bardzo, że gości u mnie już druga buteleczka!), o którym zdążyłam już Wam niejednokrotnie napisać. Dlatego o nim już kończymy i oddajemy prowadzenie bohaterowi dzisiejszej notatki.


Serum skrywa się szklanej butelce o pojemności 30ml i dedykowaną pompką, którą można stopniować ilość aplikowanego produktu. Ma leciutką konsystencję, chociaż nie można nazwać jej wodnistą, zdecydowanie lżejszą od kremu, ale wciąż na tyle wyczuwalną na skórze, że przy mojej tłustej cerze z powodzeniem może zastępować krem. Posiada delikatny kremowy zapach z nutą świeżości, z łatwością rozsmarowuje się na skórze i szybko wchłania.

Woda, gliceryna, Coco-Caprylate/Caprate, Glyceryl Stearate, alkohol cetylowy i stearylowy, kompozycja zapachowa, olej sezamowy, alkohol cetylowy, woda morska, Potassium Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein (proteiny pszeniczne), Glyceryl Undecylenate, ekstrakt algowy Enteromorpha Compressa, guma ksantanowa, olej słonecznikowy, benzoesan sodu, kwasek cytrynowy, ekstrakt z liści aloesu, olej malinowy, sól sodowa kwasu hialuronowego, tokoferol (wit. E), guma z drzewa Caesalpinia Spinosa, beta-sitosterol, ekstrakt z płatków lilii, hydrolizowany ekstrakt z alg, kwas linolenowy, skwalan, ekstrakt z liści winogronowych, sorbinian potasu, miód, ekstrakt z kwiatów maku, ekstrakt z żurawiny, ekstrakt z ryżu, ekstrakt z imbiru, ekstrakt z kopru morskiego, ekstrakt z kwiatu lotosu, alkohol benzylowy, kwas dehydrooctowy, linalol, limonen, geraniol

W składzie znajdziemy lekkie oleje schnące, emolienty, które utrzymają nawilżenie w skórze i mnogość ekstraktów o szerokim spektrum działania: łagodzącym, regenerującym, nawilżającym, pobudziającym komórki do działania, przeciwstarzeniowym czy antyseptycznym. Taki skład świetnie się sprawdzi u każdej cery, chociaż posiadaczki bardziej suchej będą musiały zastosować go pod krem, który mocniej nawilży buzię i ochroni przed czynnikami atmosferycznymi.


Serum sprawdza się u mnie świetnie zarówno w ciągu dnia i nocy, nałożone solo czy w parze z kremem tej samej serii - ta ostatnia konfiguracja sprawdza się świetnie wśród panujących mrozów. Zaraz po nałożeniu daje na skórze uczucie delikatnego ściągnięcia i miękkości. Wchłania się nieco dłużej niż krem z tej serii, ale nie trwa to długo. Pozostawia na mojej skórze lekki lepki film wyczuwalny pod palcami i moja skóra lekko się po nim błyszczy, ale po nałożeniu podkładu mineralnego lub kremu na dzień świecenie zanika - prawdopodobnie takie ma wykończenie na mojej skórze.

Zakupiłam je z myślą o nadchodzącym okresie grzewczym i świetnie sprawdziło się w tej roli - moja skóra jest chroniona przed wysuszeniem, ma ładny koloryt i nie pojawiają się na niej nieprzyjaciele. Przy dłuższym stosowaniu skóra staje się wyraźnie jędrniejsza i ujednolicona. Nie potęguje u mnie świecenia, czego nieco się obawiałam - wręcz przeciwnie, z biegiem czasu je uspokaja, dzięki czemu tej zimy moja skóra nie przetłuszczała się tak mocno, jak to ma w zwyczaju w okresie grzewczym. Kto wie, może z tym serum u boku zima nie będzie mi już straszna? :)

30ml serum Rich Bio-Active od BioIQ kosztuje 99zł w sklepie internetowym Bio IQ. Jest to produkt wegański, posiadający certyfikaty Fair Trade, Eco Cert, nie był testowany na zwierzętach.


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


25 sty 2017

Ulubieńcy 2016!

Cześć kochani! Wiem, że długo mnie to nie było. Chorowałam cały grudzień, więc styczeń był dla mnie podwójnie pracowity - miałam na głowie nadrabianie całego przedświątecznego chaosu, które nałożyło mi się na końcowe zaliczenia i sesję. Trochę się przeforsowałam przez ten czas i ciągle mam wrażenie, że jestem na granicy choroby i wycieńczenia. Na szczęście wszystko co złe, kiedyś się kończy, przede mną jeszcze dwa egzaminy końcowe - a sama sesja już nie jest mi taka straszna, tym bardziej że dzisiaj już pierwsze koty za płoty poszły. Dlatego, wiedząc, że mogę sobie w końcu pozwolić na tę odrobinę przyjemności w formie rozmowie z Wami, chciałabym pokazać Wam moich ulubieńców minionego roku 2016 - chyba jako ostatnia! Opowiem Wam za produktami, za którymi tęsknię i będą u mnie gościć w 2017, o produktach po które sięgam ciągle, bo jeszcze się nie skończyły, o których sama myśl wywołuje ciepłe wspomnienia :)


Lily Lolo służy mi ciągle w aspektach makijażowych - na wielkie wyjścia sięgam po chłodny bronzer w odcieniu Hololulu, na co dzień po brzoskwiniowy róż Just Peachy (podobno teraz w modzie :)), oba w wersji prasowanej. Bardzo wygodne w obsłudze, rozprowadzają się jak masełko, mają średnią pigmentację, ciężko zrobić sobie krzywdę, nawet w pośpiechu. Ciągle sięgam po moją kochaną kremową szminkę Love Affair - jest to brudny róż z brązowymi podtonami, który pięknie podkreśla usta w makijażu dziennym. I nawilża! Idealna na zimę.

Peeling w formie pudru od Alpha H to chyba moje największe odkrycie minionego roku. Jest delikatny, z powodzeniem można go stosować codziennie, jeśli zachodzi taka potrzeba. Radzi sobie znakomicie niezależnie od pory roku. Skóra pod jego wpływem robi się miękka jak pupcia niemowlaka. Kocham z całego serca, nie zamienię na inny. Chyba, że stworzę swój :)

Kolejne zdjęcie można skategoryzować ogólnie do koreańskich maseczek, których działanie w większości jest naprawdę świetne. Bardzo mnie cieszy, że ich oferta na polskim rynku stale się powiększa i przy okazji pokazuje rzeszy kobiet, że istnieją kosmetyki lepszej jakości. To budzi świadomość pielęgnacji. Najmilej wspominam ryżową bąbelkującą maseczkę od Skin79, która nie tylko świetnie zadbała o moją skórę - złagodziła podrażnienia, zwęziła pory po pierwszym użyciu i ograniczyła błyszczenie - ale również niosła ze sobą mnóstwo dziecięcej zabawy w postaci piany rosnącej na buzi. Można się nieźle uśmiać, gdy zobaczy się wynik końcowy - moja buzia wyglądała jak jajo!

Be.Loved to nowa polska marka kosmetyków przyrządzanych w Łotwie, które również skradły mi serce. Mydełko Powietrze było cudnie kremowe i pachniało niesamowitą lekkością. Jako maniaczka mydeł stawiam go na piedestale moich ulubionych. O Be.Loved usłyszycie jeszcze nie raz w tym roku, ponieważ ich kosmetyki dzielnie chronią mnie przed mrozami.


BioIQ  to kolejna polska marka, których kosmetyki w tym przypadku wyrabiane są we Francji. Świetne, naturalne, bogate składy. Pokazywałam Wam krem na dzień intensywnie nawilżający, który radzi sobie również z moimi zaczerwienieniami oraz przetłuszczaniem się cery (tak! to możliwe!), chciałam Wam również opowiedzieć o serum z tej samej serii, która dzielnie wspierał krem (drugą już buteleczkę pragnę zaznaczyć) w jesienne i zimowe dni, ale nie zdążyłam. Więc spotkamy się ponownie na kartach bloga na pewno.

Mythic Oil w wersji Rich był swego czasu moim prawdziwym wybawieniem. Chronił włosy przed przesuszeniem, szczególnie bardzo go ceniłam po dekoloryzacji, którą moje włosy zniosły i to aż podwójne. Co prawda na ten moment w ramach małego relaksu postanowiłam pozbyć się większości włosów - kurcze, właśnie sobie uświadomiłam, że nawet nie pokazałam Wam efektów, a poszalałam z cięciem! - ale po olejek sięgam równie często. Dzięki niemu moje włosy łatwiej się rozczesują (a zawsze lubiły się plątać) i są chronione w okresie grzewczym,

Z szamponem John Masters Organic z lawendą i rozmarynem zdążyłam się już pożegnać, ale wspomnienie tego cudnego aromatu czy lekkości jakie miały po nim moje włosy przywołuje miłe ciepełko. Był on wyjątkowo udanym urodzinowym prezentem, który mam nadzieję się powtórzy, bo sama nigdy nie wydam tyle na produkt do włosów - sama od siebie sięgam po szampony Faith in Nature tylko jak na złość żaden z nich nie pachnie lawendą z rozmarynem!
P.S. O Faith in Nature też jeszcze usłyszymy w tym roku. Będzie tropikalnie :)

Be.Organic to ponownie polska marka. Cieszę się, że ten rok tyle rodzimych kosmetyków sprowadził na moją pielęgnacyjną drogę. Kosmetyki te znajdziecie stacjonarnie w Hebe, a masełko z szałwią muszkatołową i miłorząbem japońskim jest genialne na zimowe wieczory, jeśli tylko odważycie się wyskoczyć spod ciepłego kocyka, by się nim wysmarować :) Pozostawia na skórze tłustą warstewkę, która wchłania się przez całą noc, dając na kolejne dni przyjemnie miękką i gładką cerę. A przy okazji otrzymujemy nasiona szałwii, którą można sobie zasadzić ♥


Super Kabuki od Lily Lolo. Nie wyobrażam sobie bez niego życia - tak samo jak nie wyobrażam sobie mojego życia bez makijażu mineralnego. Dzięki niemu makijaż przebiega szybciej, uzyskujemy lepsze krycie przy nałożeniu minimalnej ilości produktu. Poza tym jest po prostu piękny i niesamowicie mięciusi.

Joico, zarówno szampon i maska z serii K-Pak, uratowały moje włosy przed ścięciem - chociaż teraz uważam, że w krótszych mi bardziej do twarzy i żałuję, że nie podjęłam decyzji o ścięciu już wtedy, zaoszczędziło by mi to sporo włosowego zachodu. Niemniej jednak seria świetnie wywiązała się ze swojego zadania - moje włosy, choć po przejściach wyglądały na zdrowe, ładnie się układały, nie kruszyły się ani nie rozdwajały. Na ten moment jest to zbyt intensywny rodzaj pielęgnacji dla moich włosów - ścięłam większość farbowanych włosów, mam naturalny kolor włosów - więc traktuje resztki jako kurację (i pewnie zużycie ich do końca będzie trwało wieki :)). Niemniej jednak jeśli włosy po przejściach doprowadzają Was do szału, ten zestaw powinien poprawić Waszą sytuację, tak jak to zrobił ze mną.

Uwielbiam tę maseczkę od Madary. Peel to delikatnie złuszczająca (kwasem glikolowym) maseczka rozjaśniająca, pachnąca przepięknie lawendą z oregano - chociaż na przykład moja ciocia za tym zapachem nie przepada, za działaniem już zdecydowanie bardziej :) Wyrównuje strukturę skóry, z czasem rozjaśnia przebarwienia, sprawdza się świetnie jako maseczka bankietowa, zawiera bowiem rozświetlający pyłek, który zostaje na skórze i robi robotę jak niejedna dobra baza rozświetlająca.

Last but not least, szampon marokański z glinką rhassoul Beaute Marrakech. Mocno oczyszczający, świetnie sobie radził z moją kapryśną skórą głowy i nadawał włosom przyjemnej sypkości. I do tego ten cudny orientalny zapach. Jak zużyję swoje zapasy, bardzo chętnie kupię raz jeszcze, świetne uzupełnienie pielęgnacji skóry głowy.

Na zakończenie chciałabym z całego serduszka podziękować Wam za miniony rok. Że jesteście, że czytacie, że komentujecie. Bez Was cała ta zabawa nie miałaby sensu! :*


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


7 sty 2017

The Olive Branch i Ro's Argan | Lush

Cześć kochani! Nie wiem jak u Was, ale do Opola w końcu zawitał śnieg! I to nie tak, że trochę posypie i na następny dzień stopnieje, zostawiając jedynie brzydką breję. Śnieg z krwi i kości, który skrzypi pod butami, przypominając harce za dzieciaka. A że na długi weekend wracam do domu, na sam dół śląska, mam nadzieję, że przywitają mnie piękne białe Beskidy! Może nawet ulepię z bratem bałwana?

Dzisiaj chciałabym wam poopowiadać o dwóch produktach marki Lush. O balsamie i żelu do ciała. Ro's Argan Body Conditioner i The Olive Branch Shower Gel bardzo przypadły mi do gustu, wyglądem, zapachem i właściwościami.


Żel jest w postaci dwufazowej, na górze oddziela się cienka mleczna warstewka, więc produkt trzeba porządnie wstrząsnąć przed użyciem. Pomarańczowy żel, początkowo klarowny staje się mętny. Pachnie przepięknie, jak wizyta w pomarańczowym sadzie w ciepły letni dzień. Jest słodko od pomarańczy i mandarynek, jest trochę cierpko od kwiatów pomarańczy.

Żel ma zbyt rzadką konsystencję i to jest jego jedyny minus. Przecieka przez palce i niestety za dużo się jego marnuje w ten sposób. Pieni się delikatnie, równie delikatnie myje ciało, nie ściąga skóry.
Żelem można również umyć włosy, co oczywiście wypróbowałam. Na włosach pieni się znacznie lepiej, myje dokładnie, ale wciąż delikatnie. Włosy są po nim sypkie i dobrze się rozczesują. Intensywnie pachną tym wibrującym pomarańczowym ogrodem - moje włosy bardzo łatwo przyjmują zapachy, pachniały żelem do następnego umycia.

Wywar z liści winogron, woda, SLeS, Sodium Cocoamphoacetate, świeży sok z mandarynek, oliwa z oliwek (Fair Trade), zapach, glikol propylenowy, olejki: bergamotkowy, cytrynowy, absolut z kwiatów pomarańczy, olejek mandarynkowy, sól morska, limonen, linalol, hydroksycytronelal, lilial, C1 14700, Methylparaben

Lush ma świetne składy kosmetyków, wykorzystuje ciekawe surowce, jak wywar z liści winogron czy świeży sok z mandarynek. Rzadko kiedy można spotkać zastosowanie samej wody w fazie wodnej i uważam, że to jest świetne rozwiązanie, taka zabawa wodnymi infuzjami zamiast dodawania "pustej" wody.


Balsam Ro's Argan przypomina w konsystencji smakowity budyń. W dotyku jest mokry i bardzo łatwo wpija się w skórę, pozostawiając po sobie cienką warstwę tłustego filmu, która po chwili znika. Zapach jest wibrujący, różany, kojarzy się z orientem. Bardzo wydajny produkt.

Skóra jest po nim przyjemnie miękka i odżywiona. Świetnie sprawdza się zimą na przesuszone ręce, utrzymuje nawilżenie skóry przez długi czas, a różany zapach przyjemnie otula. Niezwykły przejemniaczek na chłodne zimowe wieczory - o ile dacie radę wytrzymać bez dresu na tyle, by się nim posmarować :)

Woda wiosenna, gliceryna, olej ze słodkich migdałów, wywar z liści cyprysu, olej z orzechów brazilijskich, wywar z lasek wanilii, masło shea (Fair Trade), kwas stearynowy, olej arganowy, masło cupuacu, zapach, trietanoloamina, masło kakaowe (organiczne, Fair Trade), sok z jagód goji, absolut różany, olejki: różany, geranium, cytrynowy; limonen, alkohol cetylostearylowy, cytronelol, kumaryn, Methylparaben, Propylparaben
Balsam kryje w sobie wiele wspaniałych olejów i maseł: słodkie migdały, orzechy brazylijskie, shea czy cupuacu, a także takie cudowności jak wywar z lasek wanilii - wyobrażacie sobie, jak musi pachnieć sam wywar? - czy absolut różany, które w głównej mierze wpływają na cudny różanych zapach z nutą orientu. Dzięki temu balsam jest lekki, a jednocześnie porządnie odżywia skórę. Widzicie te dodatki w postaci wywaru z liści cyprysu czy soku z jagód goji? :) Cudo!

    Żel The Olive Branch kosztuje 4,95 funtów za 100g w sklepie internetowym Lush.
    Balsam Ro's Argan kosztuje 16,50 funtów za 225g w sklepie internetowym Lush.

    Linki podaję Wam poglądowo. Lush nie wysyła produktów do Polski, głównie ze względu na krótki termin przydatności produktów. Lusha można upolować w Czechach, Niemczech czy na Węgrzech, więc jeśli macie okazje, koniecznie odwiedźcie ich sklep. Mnóstwo cudowności można tam znaleźć!

    Macie swoich ulubieńców wśród oferty Lush?


    Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


    Disqus for Jaskółcze Ziele