31 sty 2014

Marokańska maska przeciw wypadaniu włosów

Zabrakło mnie ostatnio tutaj - niby drugi tydzień ferii, a musiałam parę rzeczy nadrabiać. Wczoraj odwiedziłam Katowice i spędziłam 8 godzin na wykładach z biologii i chemii, które w większości były bardzo udane. Najbardziej jednak z całego dnia podobała mi się kolacja z Hobu Sushi - zjedzone już w domku, ponieważ Hobu Sushi proponuje -20% na dania na wynos - znacie? :) Swoją drogą, uwielbiam sushi!

Pisałam dla Was o złotej ajuwersyjskiej masce od Planety Organici już w listopadzie i myślałam, że ciężko będzie mi znaleźć lepszą dla moich włosów. Chcecie dowiedzieć się czy marokańska sobie poradziła z tak wysoko postawioną poprzeczką? :)


Czarna marokańska maska do włosów została stworzona na bazie cennego ekologicznego oleju arganowego, który jest jednym z najdroższych i najrzadszych olei na świecie.
Olej bogaty w witaminy E i F intensywnie odżywia i pielęgnuje osłabione włosy. Olej neroli przywraca włosom elastyczność i pozostawia niepowtarzalny zapach. Olej laurowy stanowi naturalna ochronę przed szkodliwymi czynnikami środowiska i jest źródłem witamin niezbędnych dla skóry głowy i włosów, wzmacnia je, zapobiega wypadaniu i stymuluje ich wzrost. Czarna oliwka zawiera 16 aminokwasów, które są niezbędne dla włosów i skóry głowy. Odżywia włosy, błyskawicznie je nawilża i nadaje im miękkości.

Składniki aktywne:
• Organiczny olej arganowy (Organic Argania Spinosa Kernel Oil)- ten marokański specyfik swoimi niezwykłymi właściwościami podbija cały świat. Bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, głownie kwasy omega 6 i omega 9, a ilość witaminy E jest wyższa niż w oliwie z oliwek. Wzmacnia i odżywia włosy, sprawia, że stają się grubsze i lśniące, nawilża je, zapobiega rozdwajaniu końcówek, ujarzmia puszące włosy, chroni przed szkodliwym promieniowaniem UV, gorącym powietrzem suszarek, prostownic, lokówek. Olejek szybko się wchłania, a obecność kwasu oleinowego sprzyja penetracji  w głąb włosa składników aktywnych naturalnie obecnych w olejku. Pomaga w walce z łupieżem, zmniejsza łamliwość włosów.

• Organiczny olejek neroli (Organic Citrus Aurantium Amara Flower Oil)- jest jednym z najdroższych olejków, który pozyskuje się z kwiatów gorzkiej pomarańczy. Przywraca włosom odpowiednie nawilżenie, wzbogaca je w składniki odżywcze, zmniejsza ich wypadanie, przyspiesza regenerację zniszczonych włosów. Na skórę głowy działa antybakteryjnie, łagodzi podrażnienia i normalizuje wydzielanie sebum

• Olej laurowy (Laurus Nobilis Leaf Extract)- pomaga w walce z łupieżem, likwiduje swędzenie skóry głowy, działa przeciwzapalnie i przeciwgrzybiczo. Wzmacnia włosy, odżywia je i przyspiesza ich wzrost

 Organiczna Oliwa z Oliwek (Organic Olea Europaea Fruit Oil)- ceniona za swoje właściwości nawilżające, odżywcze, kojące, ochronne oraz zmiękczające jest skarbnicą witamin i związków mineralnych. Zawiera witaminy z grupy B, witaminy C, E i A, sole mineralne fosfor, potas, magnez, wapń, żelazo, miedź. Sprawia, że suche i zniszczone włosy odzyskują swój naturalny koloryt, miękkość oraz blask, wygładza je i regeneruje.

• Olejek eukaliptusowy (Eucalyptus Globulus Leaf Oil)- otrzymywany z liści i młodych pędów działa bakteriobójczo, przeciwgrzybicznie, odświeża skórę głowy oraz łagodzi jej swędzenie. Pobudza krążenie krwi dzięki czemu dotlenia cebulki włosów i przyspiesza wzrost włosów, pomaga zwalczyć łupież, reguluje wydzielanie sebum. Regeneruje zniszczone włosy.

• Olejek lawendowy (Lavandula Angustifolia (lavender) Oil)- chroni włosy przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych, zapobiega nadmiernemu przetłuszczaniu się włosów i skóry głowy, poprawia krążenie krwi. Wykazuje właściwości antybakteryjne i antyseptyczne.

• Wyciąg z oregano (Origanum Vulgaris Extract)- jest to bardzo skuteczny przeciwutleniacz i naturalny antybiotyk, który pomaga w walce z łupieżem, zwalcza łojotok, hamuje wypadanie włosów i poprawia ich wygląd, działa przeciwgrzybiczo

Aqua with infusions of Organic Argania Spinosa Kernel Oil (organiczny olej arganowy), Organic Citrus Aurantium Amara Flower Oil (organiczny olejek neroli), Laurus Nobilis Leaf Oil (olej laurowy), Olea Europaea Fruit Oil (oliwa z oliwek), Eucalyptus Globulus Leaf Oil (olejek eukaliptusowy), Lavandula Angustifolia (lavender) Oil (olejek lawendowy), Origanum Vulgaris Extract (wyciąg z oregano), Cetearyl Alcohol (emolient tłusty, wygładza i nawilża włosy), Glyceryl Stearate (emolient tłusty, wygładza i nawilża włosy), Behentrimonium Chloride (konserwant, wygładza i nabłyszcza włosy), Cetyl Ether (emolient, wygładza i zmiękcza włosy), Isopropyl Palmitate (ciekły wosk, pochodna oleju palmowego, zapobiega odparowywaniu wody z włosów poprzez tworzenie filmu), Cyclopentasiloxane (silikon lotny, samoistnie znika z włosów), Dimethiconol (silikon, potrzebuje lekkiego detergentu), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk, tworzy powłokę ochronną, odżywia włosy), Parfum, Benzyl Alcohol (konserwant 1%), Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid


Maska oferuje nam 6 olei, które mają cudowne działanie na włosy - w tym olej laurowy, neroli, arganowy.  Oferuje nam również wyciąg z oregano, który dobrze działa na skórę głowy. Do tego wykorzystane związki chemiczne to w większości emolienty, a 2 silikony, które nam się tutaj pojawiają: cyclopentasiloxane znika sam z powierzchni włosa w ciągu dnia, a dimethiconol zmywa się już słabiutkim detergentem. Na końcu obecne są 3 kwasy, które domykają łuskę włosa, dzięki temu włosy są gładsze. Producent zapewnia nam certyfikowane organiczne składniki, brak parabenów, nie używa GMO.

Opakowanie wygląda bardzo estetycznie, piękny kolor maski jest widoczny dzięki przeźroczystym ściankom, przez co ładnie prezentuje się w łazience. Kobieta o pięknych włosach na zdjęciu tylko zachęca nas do korzystania z maski. Pojemnik jest duży, dostajemy 300ml za cenę 32,90zł (ale pamiętacie, że ze mną na Skarbach Syberii macie zniżkę 30%? :)). Pokrywka łatwo się odkręca nawet mokrymi rękami, nie brudzi się.

Maska ma bardzo kremową, ale jednocześnie treściwą konsystencję - przypomina mus. Ma piękny szmaragdowy kolor, a zapach to kolejne dzieło sztuki Planety Organici. Jest głęboki, nieco ciężki, kojarzy mi się z tymi wszystkimi artykułami o Hammamie, jakie przeczytałam. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że Planeta Organica powinna pomyśleć o własnej linii perfum, mogłabym wydać na te zapachy fortunę.


Maska bardzo łatwo rozprowadza się na włosach, niewielką ilością dużą powierzchnię włosa. Jest wydajna - używam jej od 3 tygodni, zużycie jak na zdjęciu. Nie trzeba jej trzymać długo na głowie, wystarczy 5 minut. Jednak, jak to jest z olejami - im dłużej tym lepiej, włosy są wtedy dużo lepiej odżywione i bardziej elastyczne. Warto położyć ją na pół godziny pod czepek, najlepiej z czapeczką.

Maska okazała się dużo lepsza od ajurwedyjskiej, chociaż nie nadaje takiego blasku włosom. Dużo lepiej je odżywia - właściwie już po konsystencji wiedziałam, że tak będzie :) Włosy łatwo się rozczesują, maska ich nie dociąża - co miało miejsce w złotej masce. Włosy są sypkie, elastyczne, mam po niej lepszy skręt. Do tej pory nie stosowałam maski prawie po każdym myciu, ale używanie tej nie tylko służy moim włosom - jest to również czysta przyjemność.

Niestety nie zauważyłam wpływu maski na wypadanie włosów. Wypadają, jak wypadały, mieszczą się jednak w normie. Jednak nie jestem zawiedziona, jest to pierwsza maska, która poradziła sobie z moimi przesuszonymi końcówkami - a już byłam zdesperowana je ściąć, oczywiście dopiero po maturze :) Maskę ma również moja mama, która ma włosy od lat rozjaśniane i również sobie chwali. A i ja widzę, że jej włosy odżyły!

Przypominam Wam kochane o konkursie z Tołpy :)
Przy okazji zapraszam Was na bardzo ciekawy artykuł o trendzie eco-pielęgnacji, który pojawił się u Kociamber :)
P.S. Zastanawiam się coraz bardziej poważnie nad studiami.  
Chemia kosmetyczna - może się ktoś wypowiedzieć?

Pozdrawiam! Jaskółka

26 sty 2014

Polub, podaj dalej, wygraj! Kremy od Tołpy [ZAKOŃCZONE]

W spóźnionej paczce od Tołpy, jednego ze sponsorów rybnickiego spotkania znalazłam między innymi 2 kremy do twarzy. Cieszyłam się z nich, bo miałam nadzieję, że mi się przydadzą. Niestety jednak nie zgrywają się z moją cerą, a szkoda, by marnowały się u mnie, gdy którejś z Was mogą się przydać.


Jak już wspomniałam, kremy były używane. Łagodzący krem wzmacniający użyłam 2 razy, nawilżający krem odprężający 3, dość obficie, bo po kwasach - jest również trochę poobijany, gdyż tuba jest aluminiowa, a kremik mi spadł. Opiszę Wam oba kremy, byście wiedziały co między nami nie zagrało.


Łagodzący krem wzmacniający jest przeznaczony na dzień. Z założenia miał on być lekki - fakt, nie jest to typowy bogaty krem, ale lekki również nie jest. Do tego tuba nie pomaga nam zaaplikować małej ilości. Trzeba trochę poczekać aż się wchłonie, ale w końcu się wchłania.
U mnie krem nie sprawdził się, ponieważ mam cerę mieszaną, która wymaga zmatowienia. Ten krem mi tego nie zapewniał i zaczynałam się świecić po 2 godzinach. Myślę, że byłby dobry dla cery suchej i/lub dojrzałej. Posiada SPF 10.


Nawilżający krem odprężający jest bogatym kremem na dzień. Tutaj również jak w przypadku powyższego braciszka na dzień mi się nie przydaje - mogłabym go używać jedynie wtedy, gdy siedziałabym w domu, a w takich momentach wolę swojej skórze zapewnić oczyszczenie - do tego używam tłuścioszka od Sylveco (tego tłuścioszka znajdziecie tutaj). Miałam jednak nadzieję, że przyda mi się w okresie kwaszenia, gdy fundowałam sobie peeling - i choć ładnie nawilżał, rolował mi się na twarzy (chociaż to niekoniecznie musiała być wina kremu, albo po prostu kładłam go za dużo). Dodatkowo dużo lepiej działał na mnie kojący olej monoi i kremik z Gaia Creams. Na co dzień nie mam dla niego żadnego zastosowania, dlatego chętnie się nim podzielę. Posiada SPF 15.

Co trzeba zrobić, by dostać kremik w swoje łapki?

Wystarczy być obserwatorem mojego bloga i/lub polubić Jaskółcze Ziele na Facebooku, a także podać dalej wiadomość o tym małym konkursie (link mile widziany).
Uwaga! Jeśli udostępniacie przez Facebooka, udostępniajcie post konkursowy z mojej strony - nie link do notki - będzie mi o wiele łatwiej. 
A w komentarzu tutaj lub pod postem na Facebooku wyrazić chęć przygarnięcia jednego maluszka i wybrać jeden z nich. Prościej już chyba się nie da (:

Konkurs trwa do 8 lutego, przy dobrych wiatrach już 9 poznacie szczęśliwców.

Tymczasem zmykam do ciepłej kąpieli, bo znów coś mnie łapie... I znów będę czytać Grę o Tron!

Pozdrawiam! Jaskółka

24 sty 2014

Studniówkowa retrospekcja

Obiecałam Wam, że pokażę Wam mój studniówkowy makijaż. Postanowiłam dzisiaj się spiąć i choć światło nie dopisywało, wzięłam się za siebie, zrobiłam z tysiąc zdjęć i wyłoniłam najlepsze. Oprócz samego makijażu mam dla Was również zdjęcia mojej fryzury od każdej strony, a gdy dostanę w końcu płytkę ze zdjęciami podzielę się także nimi! (:

Makijaż sam w sobie jest bardzo prosty, skupia się jedynie na 4 cieniach: 3 z nich to brązy, którymi bawiłam się na górnej powiece. Czwarty, złoty, miał makijaż ożywić, dodać mu fikuśności i wydobyć z moich oczu niebieski, który się na co dzień nieźle kryje :) Rzęsy zagęściłam kredką-kholem z YR i wytuszowałam tuszem z Sensique. Brązy są na zdjęciach słabo widoczne, w rzeczywistości były mocniejsze, choć dalej subtelne. W makijażu królowała kreska.
Nie ma co przedłużać...


Jedyne zdjęcie, które udało mi się zrobić w tym pamiętnym dniu! Było słoneczko jeszcze...





A oto kosmetyki, których użyłam:


  • zaznaczyłam załamanie i zewnętrzny kącik ciepłym brązem od Wibo - cienie z jedwabiem i witaminą E
  • nałożyłam połyskujący brąz z Loreala Quad Pro dla oczu szarych na powiekę ruchomą i roztarłam przejście pomiędzy cieniami
  • na przejście nałożyłam satynowy brąz od Lovely (I love satin) i ponownie wszystko roztarłam
  • zrobiłam kreskę ciepłym złotym cieniem z palety Lovely - Disco make up set
  • zagęściłam rzęsy, wytuszowałam... :)
Banalnie proste, prawda? Jak Wam się taka prostota podoba?
Jeszcze obiecana fryzura (:


To zdjęcie pokazywałam Wam już kilka dni temu na FB - widzicie, jakie Was rzeczy mogą ominąć? :)






Tutaj wyraźnie widać, że henna wyszła mi jaśniej, niż powinna. Dodałam do niej miodu i to jego obwiniam. Nigdy więcej miodu do henny! A na dniach funduję sobie glossa (:


To na razie tyle moich studniówkowych wspominek. Gdy tylko dostanę zdjęcia, mam zamiar tę notkę uaktualnić. Oczywiście dam Wam znać!

Ponawiam pytanie: jesteście zainteresowane małym rozdaniem z kremami od Tołpy? Otworzone, użyte 2-3 razy, niestety niedopasowane do moich potrzeb... Chętnie oddam w dobre ręce :)

Pozdrawiam! Jaskółka

23 sty 2014

Tołpa dermo body firm - ujędrniające serum liftingujące

Tak się zaczytałam, że o mało nie zapomniałam o notce, którą dla Was dzisiaj planowałam! Dzisiaj przyglądniemy się Tołpie. Swoją drogą zastanawiam się czy byłybyście zainteresowane krótkim rozdaniem z 2 kremami ot Tołpy: na zaczerwienienia i nawilżający, oba na dzień. Mi się nie przysłużą, gdyż potrzebuję czegoś oczyszczającego i jednocześnie nieco matującego. Jest jeden haczyk - kremy zostały otwarte i użyte 2-3 razy... Dajcie znać (:

Dzisiaj mam dla Was recenzję kosmetyku, który testowała moja mama - ostatnio bardzo się cieszy z mojego blogowania, bo część kosmetyków trafia do niej :)


nasz dermokosmetyk
jest skoncentrowany. Silnie ujędrnia, uelastycznia i liftinguje skórę. Koryguje jej strukturę i wygładza nierówności. Eliminuje wiotczenie, przywraca napięcie oraz właściwą plastyczność i spoistość. Regeneruje, nawilża i zwiększa witalność skóry.

sposób użycia
nanieś serum na partie ciała wymagające ujędrnienia lub na całe ciało. Wmasuj okrężnymi ruchami ku górze, aż do wchłonięcia. Stosuj codziennie rano i/ lub wieczorem przez okres 4 tygodni. Kuracje powtarzaj w zależności od potrzeb.

mamy na to dowody* 
- ujędrnia, poprawia napięcie, plastyczność i spoistość skóry
- nawilża i regeneruje
- wzmacnia strukturę skóry
* badania dermatologiczne na grupie 30 osób

małe wielkie składniki

borowina tołpa.®, uelastyczniający kompleks ostropestu, kiełków pszenicy, soi, lucerny i rzodkwi, ujędrniający kompleks guarany i alg Laminaria
  
przebadany w Klinice Dermatologii, Wenerologii i Alergologii Akademii Medycznej.

0%

alergenów
sztucznych barwników
oleju parafinowego

tak

naturalny kolor
roślinne składniki aktywne
fizjologiczne pH
konserwanty
opakowanie bezpieczne dla środowiska – poddawane recyklingowi


I to mi się podoba! Tołpa nie mydli nam oczu cudownością ich serum. Zaznacza i to jeszcze w żartobliwy sposób, że jeśli nie ruszymy tyłka, serum może niewiele zdziałać. Ono ma tylko pomóc :)

Aqua, Cyclomethicone (silikon, potrzebuje silniejszych detergentów do spłukania, emolient tłusty, zapobiega odparowywaniu wody, pozostawia film), Ceteareth-25 (emulgator bazujący na PEG), Peat Extract (ekstrakt z torfu), Butyrospermum Parkii (Shea Butter) (masło shea), C12-C15 Alkyl Benzoate (konserwant o właściwościach nawilżających, wygładzających), Cetearyl Alcohol (emolient tłusty, zapobiega odparowywaniu wody, pozostawia film), Dimethicone (silikon spłukiwany delikatnymi detergentami), Glyceryl Stearate (emolient tłusty, zapobiega odparowywaniu wody, pozostawia film), Glycerin, Sodium Lactate (substancja hydrofilowa, zmiękcza warstwę rogową), Bis-PEG-18 Methyl Ether Dimethyl Silane (wosk silikonowy, potrzebuje silniejszych detergentów), Parfum, Algae Extract (ekstrakt z alg), Paullinia Cupana Seed Extract (ekstrakt z pestek guarany), Silybum Marianum Extract (ekstrakt z ostropestu), Alchemilla Vulgaris Extract (ekstrakt z przywrotnika), Equisetum Arvense Extract (ekstrakt ze skrzypu polnego), Glycine Soja Extract (ekstrakt z soi), Triticum Vulgare Extract (ekstrakt z pszenicy), Medicago Sativa Extract (ekstrakt z lucerny), Raphanus Sativus Seed Extract (ekstrakt z rzodkiewki), Bis-PEG/PPG-16/16 PEG/PPG-16/16 Dimethicone (pochodna dimethicone, emulgator, kondycjonuje skórę), Propylene Glycol (ma właściwości wnikania wgłąb skóry, ułatwia transport innych substancji, może podrażniać chorobowo zmienioną skórę), Butylene Glycol (substancja hydrofilowa), Decyl Glucoside (emulgator, zapobiega rozwarstwianiu się produktu, jeden z najłagodniejszych preparatów powierzchniowo czynnych), Alcohol Denat., Cetearyl Glucoside (emulgator, zmniejsza drażniące działanie innych substancji powierzchniowo czynnych, bardzo łagodna), Caprylic/Capric Triglyceride (emolient, nadaje poślizg produktowi, może być komedogenny), PEG - 100 Stearate (substancja stabilizująca, trwała jedynie w niskim pH), Aluminum Starch Octenylsuccinate (substancja ochronna, regulator lepkości, pochodzenia mineralnego, może podrażniać), Disodium EDTA (stabilizator, używany również w żywnosci), Carbomer (polimer, zagęstnik), Sodium Hydroxide (substancja higroskopijna, regulator pH), Sodium Acrylate/Acryloyldimethyl Taurate Copolymer (zagęstnik), Isohexadecane (emolient suchy, pochodna parafiny, nadaje poślizg produktowi), Polysorbate 80 (biozgodny i biodegradowalny emulgator), Phenoxyethanol (konserwant, do 1%), Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, DMDM Hydantoin (konserwant, do 0.5%)

Ale się nam skład długi zrobił! Sama nie lubię długich składów, jeszcze bardziej nie lubię takich, z których 3/4 nie rozumiem.
Na niebiesko zaznaczyłam substancję, które mają dbać o nawilżenie naszej skóry, kursywą zaznaczyłam te, które będą tworzyć na naszej skórze film - silikony, pochodne parafiny i inne.
Na zielono zaznaczyłam dobroci natury. Tylko 2 z nich znajdują się przed perfumami, cała plejada zajmuje zaszczytne miejsce tuż po - co oznacza, że nie ma już ich w produkcie tak dużo. Niemniej jednak ekstrakty nie zawsze muszą pojawić się w dużej ilości, by zadziałać.
Fioletem zaznaczyłam substancje chemiczne, które mi się podobają, gdyż mają łagodne działanie i mogą również zmniejszać drażniące działanie innych substancji.
Na czerwono zaznaczyłam substancje, które kategorycznie mi się nie podobają - mogą podrażniać lub odkładać się w naszym ciele. Trochę się zrobiło czerwono, nie?


Butelka jest ascetyczna. Jednak znajdziemy na niej wiele interesujących informacji dot. produktu. Opakowanie jest przeźroczyste, dzięki czemu obserwujemy zużycie. Prezentuje się ładnie w łazience.
Pompka chodzi gładko, mogłaby jednak aplikować więcej produktu za jednym razem - jest to w końcu produkt przeznaczony dla całego ciała.

Konsystencja, jak to moja matula określiła, przypomina Danonka, łatwo rozprowadzić małą ilość serum po dużej powierzchni. Kolor jest mleczny, nieco podbity beżem. Zapach nieco drażni nos, co nie do końca umila aplikację, ale nie czuć go już po wsmarowaniu w skórę - trzeba trochę poczekać aż serum się wchłonie, da się to jednak wytrzymać. Pozostawia na skórze lekki film, nie jest on jednak lepki. Sprawia wrażenie powłoczki ochronnej. Jedynie, co drażni to fakt, że trzeba umyć rączki, bo trochę się lepią.

Moja mama stosowała serum przez niecały miesiąc, czyli mniej więcej sugerowane przez producenta 4 tygodnie.  Smarowała się rano i wieczorem. Pozostało jej tyle produktu, ile widać na zdjęciach. Produkt więc nie jest super wydajny, 250ml serum wystarcza na trochę ponad miesiąc. Czyli kuracja kosztuje nas ok. 50zł.

Jedna pompka :)

Muszę zaznaczyć, że moja mama ćwiczy dużo i regularnie, niesamowicie ją za to samozaparcie podziwiam. Ćwiczyła tak samo przed stosowaniem serum, więc ćwiczenia nie zakłóciły jej obserwacji.
Moja mama chwali sobie miękką skórę, a jest właścicielką suchej. Obiecane ujędrnienie zaczęło się pojawiać około 2 tygodnia. Najsilniej zauważyła to w okolicach ramion, tamta okolica stała się znacznie bardziej sprężysta. Skórę na brzuchu również ma elastyczniejszą. Jednak dla ud i pośladków, gdzie skóra mojej mamy jest najbardziej wiotka, serum okazało się za słabe, pomimo ćwiczeń. Mimo to jest zadowolona z wyników. Pewnie by jeszcze zakupiła serum, gdyby cena była nieco niższa.

Stosowałyście serum? Jak sprawdziło się u Was? A może macie doświadczenia z innymi produktami Tołpy i chcecie podzielić się spostrzeżeniami? Zapraszam do dyskusji!
I przypominam o pytaniu zadanym na początku notki (:

Pozdrawiam! Jaskółka

22 sty 2014

Skarb Matki Femina - pianka do higieny intymnej

Ach... dnie mijają mi na chemii i zagłębianiu się w Grę o Tron. W końcu skończyłam 3 tom i teraz książka mnie pochłonęła zupełnie (do 3 tomu wiedziałam mniej więcej, co nadchodzi przez serial i chociaż przyjemnie się czytało, nie było tego dreszczyku emocji). Tylko dzisiaj jednym haustem wciągnęłam 200 stron... :) Lubię mieć więcej czasu dla siebie, lecz niekoniecznie kosztem niekończącego się kataru i leżenia pod kocykiem.

Dzisiaj przedstawiam Wam ciekawą piankę, niekoniecznie tylko dla matek :)


Delikatna, ochronna pianka do higieny intymnej, zawierająca ekstrakty z dzikiej róży i zielonej herbaty oraz kwas mlekowy. Ekstrakt z dzikiej róży daje efekt tonizujący i ściągający, a wyciąg z zielonej herbaty działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie. Kwas mlekowy utrzymuje prawidłowe pH i zabezpiecza naturalną mikroflorę skóry.
Pianka przeznaczona jest dla wszystkich kobiet, szczególnie z problemem częstych infekcji, w okresie ciąży i połogu. 

Aqua, Sodium Laureth Sulfate and Lauryl Glucoside, Sodium Cocamphoacetate, Cocamidopropylbetaine, Camella Sinensis Extract (wyciąg z zielonej herbaty), Rosa Canina Fruit Extract (ekstrakt z dzikiej róży), Glycerin, Phenoxyethanol (konserwant, 1%), Ethylhexylglycerin (konserwant pochodzenia naturalnego, humektant), Olive Oil PEG-7 Esters (emolient), Lactic Acid, Zinc Acetate, Tetrasodium EDTA (stabilizator substancji), Parfum.

Sporo detergentów z początku składu. Naprawdę potrzeba ich aż 4, by dokładnie się obmyć? Osobiście nie sądzę... Niemniej jednak mamy tutaj 2 ładne ekstrakty, z zielonej herbaty działa antyseptycznie i odświeżająco, z dzikiej róży nawilżająco i kojąco. Mamy tutaj również aż 4 składniki, które będą dbać o nawilżenie okolic intymnych, choć mogłabym się troszkę przyczepić do PEGu...

Edit [28.01]: Dostałam maila od firmy Skarb Matki, w którym zostało ładnie wytłumaczone dlaczego 4 detergenty znajdują się w produkcie. Podoba mi się takie podejście do klienta, a Wam?:

Zadala Pani retoryczne pytanie czy w kosmetyku potrzeba az 4 detergentow. Wyjasniam ze sklad kosmetyku jest zamieszczony na opakowaniu w kolejnosci malejacej, nie da sie jednak praktycznie wywnioskowac jak duzo danej substancji ilosciowo (procentowo) znajduje sie w produkcie. W piance sa 4 substancje myjace ale kazdej znajduje sie mniejsza ilosc. Ilosc detergentu jest rozlozona mniejszymi porcjami na 4 rozne. Moglibysmy dac sam Sodium Laureth Sulfate, ale zdecydowalismy sie dac go mniej i  w jego miejsce zrobic mieszanine z innymi substancjami myjacymi, ktore sa delikatniejsze (i drozsze) i powoduja ze nasza pianka ma lepsza jakosc. Zatem podsumowujac: Ilosc detergentow (4) w piance nie oznacza ze jest ich wiecej ilosciowo (procentowo).

 
Opakowanie jest proste, zaopatrzone w pianotwórczą pompkę, która bardzo ułatwia aplikację. Wystarczy jedna pompka by dokładnie się obmyć. Dzięki temu produkt jest też wydajniejszy - stosuję go od połowy listopada i sporo mi go jeszcze została - co prawda nie zawsze codziennie, ale w miarę regularnie. 
Nijak jednak nie dowiemy się ile produktu nam jeszcze zostało, nie zobaczymy tego pod światło, nie da się też pompki odkręcić, by zajrzeć do środka. 
 
Szata graficzna jest niczego sobie, ani mnie gryzie, ani mi się podoba. Znika gdzieś w łazience, ale taki produkt niekoniecznie musi się rzucać w oczy, prawda? 
Zapach jest bardzo delikatny i jak dla mnie przyjemny. Przypomina mi polne kwiaty. Nie utrzymuje się na skórze.

Pianka jest aksamitna, przyjemna w dotyku. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć ile pianki dostajemy po jednym naciśnięciu pompki. Taka ilość w nadmiarze wystarcza na obmycie się.


Do tej pory stosowałam 3 produkty do higieny intymnej, Intimeę, którą opisywałam Wam tutaj: klik; oraz żel z Lirene do skóry wrażliwej, który mnie podrażniał oraz Facelle, którego bardziej używam do włosów. Z Intimei byłam bardzo zadowolona, gdyż gwarantuje nam wysoką jakość za niską cenę. Jednak Intimea nie dorasta do pięt temu małemu Skarbowi. Może kosztuje nieco więcej (ok. 20zł za 250ml), ale jego wydajność i skuteczność w pełni nam to rekompensuje. 
Odkąd go używam nie miałam nawrotów gnębiących mnie infekcji miejsc intymnych, dodatkowo pianka funduje nam poczucie przyjemnego odświeżenia, czego nie było w przypadku Intimei. Odświeżenie przy "dobrym wietrze" potrafi utrzymać się do około godziny.

Pianka ta jest przeznaczona dla kobiet w połogu, podczas ciąży i o skłonnościach do częstych infekcji. Przez to jest taka delikatna, nie podrażnia. Przy drobnych podrażnieniach koi, a one same szybko znikają. Produkt naprawdę godny polecenia.

Stosowałyście? A może macie swoich intymnych ulubieńców?
P.S. Pojawiła się nowa zakładka! Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Pozdrawiam! Jaskółka

21 sty 2014

Cera tłusta i trądzik a zioła - Mięta i tymianek

Nie odzywałam się wczoraj, bo większość dnia spałam! A i to nie pomogło, bo obudziłam się dzisiaj o 11. Okres pomiędzy spaniem a spaniem wypełniłam książką i trochę Was poodwiedziałam.
Dziękuję wszystkim za życzenia. Studniówka oczywiście się udała, będę ją bardzo mile wspominać! Sala była przepiękna, prowadzący byli świetni, potrafili zaciągnąć tłum do zabawy. W efekcie skończyłam z obolałymi nogami i zadowolonym brzuszkiem, bo jedzenie było przepyszne. Do tego poznałam kolejną cudną herbatę od Liptona - Green Tea Orient: jest to delikatna zielona herbata z nutką orzeźwienia i korzennym posmakiem. Cudne połączenie!


Dzisiaj światło u mnie jest beznadziejne, szaro-buro na zewnątrz się zrobiło, więc jeszcze dzisiaj nie pokażę Wam mojego studniówkowego makijażu (jeśli jesteście zainteresowani tym, jaką fryzurę miałam, zapraszam na mojego Facebooka ;)). Wykonałam jednak inny, niż planowałam, postawiłam na delikatność z nutką złotka - i dobrze, bo większość dziewczyn postawiła na mocne i wyraziste makijaże!
Tymczasem, z moim wiecznie śpiącym Rudym na kolanach, zapraszam Was w świat ziół...

Mięta


To zioło jest jednym z najstarszych ziół leczniczych świata. Istnieje 30 gatunków mięty, co zwiększa jej obszar występowania, dlatego była wykorzystywana w różnych kulturach. Znajdziemy ją m.in. w przepisach medycyny chińskiej, u Egipcjan (używano jej do balsamowania zwłok), u nas w średniowieczu wykorzystywano ją do przyrządzania bandaży, a sam Hipokrates doceniał jej działanie na bóle głowy, mdłości oraz na zmiany skórne.


Aromatyczne zielone listki urzekają nie tylko zapachem, który zawdzięcza ona olejkom eterycznym (głównie mentolowi). W listkach mięty znajdziemy garbniki (właściwości przeciwzapalne), gorycze, (wspomagają układ trawienny), flawonoidy (przeciwutleniacze), karoten, rutynę, witaminy A i C, a także pierwiastki: magnez, potas, wapń i żelazo.
Dzięki temu mięta ma właściwości rozkurczające, antyseptyczne, odświeżające, przeciwbólowe i rozluźniające. Pita po każdym posiłku wspomaga trawienie i pozwala pozbyć się problemów gastrycznych. Nerwusów potrafi uspokoić, stosowana jako okład na czoło (w formie bandaża maczanego w naparze lub okładu z listków) pozwala pozbyć się migreny. Inhalacje naparem z mięty pozwalają nam udrożnić drogi oddechowe, zmniejszyć stany zapalne i odświeżyć oddech.

Mięta jest doceniania również w pielęgnacji, polecana jest w formie parówki dla cer tłustych i trądzikowych. Para wodna otworzy nam pory, dzięki czemu olejki eteryczne dostaną się do głębszych partii skóry, gdzie ją oczyszczą, zwalczą nieproszonych gości i pięknie odświeżą. Pamiętajcie, by po parówce (lub po zabiegach pielęgnacyjnych, które później wykonamy) zamknąć pory, przemywając twarz zimną wodą.

Dodatkowo zarówno picie, jak i stosowanie okładów pozwala nam zwalczyć bóle miesiączkowe. Mięta może być również pocieszeniem dla osób mających problemy ze snem.


Uwaga! Mięta nie jest polecana u kobiet w ciąży (należy skonsultować się z lekarzem), u dzieci poniżej 4. roku życia oraz astmatyków - mogą wystąpić skurcze krtani.
Do tego mentol może wywołać reakcje alergiczną. Przed użyciem olejku eterycznego, warto jest sprawdzić czy coś takiego u nas nie wystąpi. Mieszamy kroplę olejku miętowego w odrobinie innego oleju i nakładamy na skórę za uchem. Jeśli reakcja alergiczna nie wystąpi w ciągu 12 godzin, możemy śmiało stosować ten olejek.
Nigdy nie nakładamy na skórę olejku w czystej postaci! Można się poważnie poparzyć.

Jak stosować miętę w domku? Wystarczy zakupić miętę, może być w formie herbatki, i/lub olejek eteryczny i zrobić sobie małe miętowe spa!

Tonik dla cery tłustej, mieszanej, problematycznej (a także dla wszystkich cer na upały)
Najprostszy tonik na świecie. Wystarczy zaparzyć miętę - wystarczy jedna torebka - i voilà! Osoby z cerą tłustą mogą pokusić się jeszcze o dodanie odrobiny olejku miętowego - dosłownie 3 krople wystarczą. Wielka moc w tym siedzi :)
Mamy do wyboru trzymać go w lodówce i robić go średnio co tydzień lub zakonserwować go kieliszkiem wódki - wtedy nie musi być trzymany w lodówce i powinien wytrzymać 2-3 tygodnie.

Orzeźwiająca kąpiel w upalne dni lub po siłowni
Nalewamy letnią wodę do wanny, parzymy kubek mięty i dodajemy napar do naszej kąpieli. Można dodać również olejku eterycznego, maksymalnie 5 kropli. I relaksujemy się!
Ciało jest niesamowicie odświeżone po takiej kąpieli.

Miętowy roller do masażu 
Mentol jest wykorzystywany w kosmetykach antycellulitowych. Dlaczego więc nie wykorzystać jego magii w domu? Przygotowujemy napar z mięty, z jednej lub dwóch torebek, dodajemy 3 krople olejku eterycznego, napar przelewamy do pojemnika po jogurcie i wkładamy do lodówki. Gotowym rollerem masujemy miejsca z cellulitem.
Zimno zwiększa metabolizm - ciało dostaje sygnał, że trzeba się ogrzać, więc w komórkach praca wre :)

Tymianek


Tymianek pochodzi z okolic basenu Morza Śródziemnego, nie bez powodu jest więc kojarzony z Włochami czy Prowansją. W starożytnej Grecji był uważany za symbol siły i odwagi (gr. thymos - odwaga), a w starożytnym Egipcie, tak jak mięta, był używany do balsamowania. W Polsce poznano go dzięki królowej Bonie. Zgodnie z wierzeniami ludowymi, polecało się go osobom nieśmiałym, by dodał im odwagi.


Tymianek bogaty jest w olejki eteryczne, głównie tymol, który zapewnia mu działanie antyseptyczne i przeciwzapalne. Posiada również flawonoidy, garbniki, sole mineralne oraz saponiny.
Ziele wykorzystywane jest w walce z chorobami układu oddechowego, ponieważ oprócz właściwości antyseptycznych, działa również wykrztuśnie i rozkurczowo - dlatego spotkamy tymianek w wielu syropach czy tabletkach na gardło. Stosowany jest także przy nieżycie żołądka, podrażnieniach jelit czy biegunce. Polecany jest profilaktycznie przy dbaniu o higienę jamy ustnej.
Jednak zbyt częste stosowanie może wywołać mdłości!

W pielęgnacji stosowany jest przy cerach tłustych, zanieczyszczonych, z trądzikiem. Działa odkażająco, przeciwzapalne, jednocześnie odświeża. Wyciągi z tymianku są pomocne przy łojotokowym zapaleniu skóry, płukanki na włosy potrafią zwalczyć łupież. W połączeniu z rozmarynem w formie płukanki do włosów opóźnia ich przetłuszczanie.

Możemy go stosować również w formie kąpieli, jednak jego susz należy gotować pół godziny. Wsypujemy do garnka 150g zioła, zalewamy wodą na tyle, by zioła były przykryte i gotujemy.
Taka kąpiel pomoże nam odkwasić organizm, jest polecana w okresie zimowych, gdy doświadczamy mniej ruchu.


Do codziennej pielęgnacji polecam Wam olejek tymiankowy. Możecie dodać kilka kropli do przygotowanego toniku miętowego, by wzmocnić jego działanie, do płukanki do włosów, do parówki. I cieszyć się z jego działania.
Pamiętajcie jednak, by ziołowej płukanki nie stosować zbyt często. Zioła są cudem natury, jednak stosowane zbyt często potrafią włosy wysuszyć.

Olejek tymiankowy, jak i ekstrakt z tego zioła znajdziecie w żelu Sylveco - u mnie spisuje się świetnie, mam go od tygodnia a już buźka wygląda lepiej :)

Lubicie się bawić z ziołami? Macie może swoje własne przepisy z nimi w roli głównej?

Pozdrawiam! Jaskółka

18 sty 2014

Sylveco - brzozowo-nagietkowy tłuścioszek

Jutro czeka mnie studniówka! Przyznam, że nie mogę się już doczekać... Ciągle nie umiem się zdecydować na fryzurę - rozpuszczone z grubymi lokami czy elegancki "ulizany" koczek? Zastanawiam się już od miesiąca! Przynajmniej makijaż mam już przećwiczony, kolorki dobrane. Zieleń z nutą srebra, chętnie Wam zaprezentuję, gdy już nauczę się robić makijażowe zdjęcia :)

Dzisiaj mam dla Was kremik, który zrobił małą rewolucję w mojej pielęgnacji za całe 25 zł. Ciekawa jestem czy jego lekka wersja jest równie świetna - i czy jest dobra do stosowania pod podkład. Stosowałyście?


Skórze wrażliwej, podrażnionej, z występującymi stanami zapalnymi służą okłady z nagietka lekarskiego. W codziennej pielęgnacji sięgnijmy po przywracający równowagę krem z ekstraktem z tej cennej rośliny leczniczej, której działanie przeciwbakteryjne i oczyszczające wzmacniają skuteczność kosmetyku.

Hypoalergiczny krem brzozowo-nagietkowy z betuliną
powstał w oparciu
o składniki naturalne, które nie podrażniają nawet najbardziej wrażliwej skóry. Głównymi substancjami aktywnymi są betulina i kwas betulinowy, uzyskiwane
z kory brzozy, które łagodzą stany zapalne i regenerują tkankę skórną w przypadku uszkodzeń. Działanie przeciwzapalne i kojące kremu jest wzmocnione dodatkiem ekstraktu z nagietka, który również odżywia i oczyszcza, przywracając skórze równowagę.
Na co dzień zaleca się stosowanie również uzupełniająco lekkiego kremu nagietkowego, który zapewniając skórze długotrwałe nawilżenie i ochronę, zwiększa efektywność pielęgnacji.

  • znacznie przyspiesza procesy ziarninowania, bliznowacenia i gojenia ran
  • zmniejsza stany zapalne skóry działa ściągająco i oczyszcza pory,
  • chroni przed podrażnieniami wygładza i odżywia skórę,
  • wyrównuje koloryt cery
  • stymuluje naturalne procesy odnowy naskórka, wspomaga mechanizmy obronne skóry
  • likwiduje uczucie ściągnięcia i swędzenia
  • wzmacnia odporność skóry na działanie szkodliwych czynników zewnętrznych
Woda, olej sojowy, olej jojoba, wosk pszczeli, olej z pestek winogron, betulina (wyciąg z kory brzozy), stearynian sodu (emulgator), kwas cytrynowy (zwiększa trwałość i stabilność kosmetyku), ekstrakt z nagietka lekarskiego
Skład jest prosty, krótki, do tego napisany po polsku, za co wielki plusik. Nie ma tutaj żadnego składnika, do którego mogłabym się przyczepić. Jedyne substancje stabilizujące to stearynian sodu i kwas cytrynowy - przy okazji kwas cytrynowy ma jeszcze działanie rozjaśniające i złuszczające.
3 oleje i wosk zapewnią nam porządne natłuszczenie, betulina ma mnóstwo wspaniałych właściwości (m.in. jest to niezły antyoksydant, ma również działanie przeciwzapalne), a ekstrakt z nagietka idealnie przyda się przy skórze problematycznej.


Opakowanie jest porządnie wykonane, szata graficzna bardzo ciekawa. Samo tekturowe opakowanie mnie urzekło, gdy po otwarciu zobaczyłam pięknego nagietka. W samym opakowaniu najbardziej podoba mi się to dodatkowe nakładane wieczko. Aplikacja jednak może być trochę problematyczna dla osób, które mają długie paznokcie.
Świeżo otwarty krem jest pokryty z wierzchu ciemniejszą warstwą, dzięki czemu wiemy, że nikt wcześniej nam do niego nie dobierał :)


Konsystencja jest zbita, ale bardzo tłusta. Kremik rozpuszcza się pod ciepłem palca, jednak dopiero, gdy zaczynamy wmasowywać go w buźkę. Dzięki temu łatwo rozprowadza się po twarzy, jednak pozostawia tłusty film, który się nie wchłania, nawet jeśli nosimy krem przez cały dzień. Dodatkowo po posmarowaniu nasza buźka ma lekko żółtawy odcień. To jest chyba jedyny minus tego kremu - po posmarowaniu się nim nie wyjdziemy do ludzi. Nadaje się jedynie po domu i na noc.

Kremik ładnie natłuszcza buźkę, moja cera mieszana w stronę suchej przestała być taka sucha, zrobiła się bardziej sprężysta. Ładnie też oczyszcza skórę, jednak podobnie, jak to było w przypadku żelu (klik), na efekty trzeba troszkę poczekać. Po miesiącu regularnego stosowania miałam mniej nieproszonych gości, a gdy już jakiś mnie odwiedził - szybko znikał. Zaczerwienienia równie szybciutko znikają, koloryt skóry robi się bardziej jednolity.


Osobiście nie miałam problemu z tym, że siedziałam przez pół dnia z tłustą twarzą, gdyż oleje w mojej pielęgnacji zagościły już dawno. A dla tych efektów warto!
Muszę zaznaczyć, że krem po otworzeniu ma krótki termin ważności - do pół roku po pierwszym otworzeniu!

Lubicie się z Sylveco? Ja bardzo, kupiłam sobie w piątek żel tymiankowy, pachnie cudnie! Możecie mi jeszcze coś od nich polecić? :)

Pozdrawiam! Jaskółka

14 sty 2014

Eubiona - szampon rewitalizujący do włosów tłustych

Mam ostatnio wrażenie, że czas ucieka mi przez palce. Jeszcze nie dawno miałam go tak dużo, a teraz muszę się sprężyć i dać z siebie wszystko, by w maju nie powiedzieć, że wzięłam się za siebie za późno... Odliczam dni do ferii, by móc sobie czas zorganizować. By ciągle mieć czas dla Was :)

Dzisiaj chcę Wam przedstawić wybawiciela mojej główki, szampon bardzo delikatny, ale i skuteczny. Przyznam, że kupiłam go tylko i wyłącznie dla delikatnego oczyszczania, bo moja główka się zbuntowała i chce być w końcu traktowana jak laleczka. Jego działanie mile mnie zaskoczyło.


Rewitalizująca i oczyszczająca pokrzywa oraz wzmacniający wyciąg z granatu delikatnie mują i normalizują produkcję sebum. Ekstrakty te działają odświeżająco i relaksująco na skórę głowy, która odzyskuje naturalną równowagę.
Delikatna, łagodnie oczyszczająca formuła odpowiednia nawet dla wrażliwej skóry.
Produkty Eubiona nie zawierają sztucznych konserwantów, barwników ani zapachów, silikonów, PEG ani pochodnych przemysłu petrochemicznego.
Podlegają regularnym kontrolom i certyfikacji przez ECOCERT i otrzymał certyfikat dla kosmetyków naturalnych i organicznych w zgodzie ze standardami tej organizacji.
Kosmetyk posiada certyfikat ECOCERT., certyfikat neutralizowania emisji CO2. Składniki nie były testowane na zwierzętach.

100% składników jest pochodzenia naturalnego
10,2% składników pochodzi z rolnictwa ekologicznego (ekstrakty)

water hydroalcoholic of nettle*, lauryl glucoside (sulfaktant, biodegradowalna, łagodna dla skóry), nettle extract*, pomegranate extract*, gentle tenside (delikatny sulfaktant), coco-glucoside (sulfaktant, pochodna kwasów tłuszczowych oleju kokosowego, łagodna dla skóry), plant glycerin (gliceryna roślinna), ethyl alcohol, natural humectant (sodium PCA) (składnik naturalnego czynnika nawilżającego skóry, pochłania wodę z powietrza), sea salt, natural humectant sodium lactate (substancja stosowana w balsamach do skory suchej), milk acid, mix of esstential oils, limonene (imituje zapach, potencjalny alergen, musi być uwzględniony w składzie produktu spłukiwanego, gdy przekracza 0,01%), linalool (imituje zapach, potencjalny alergen, musi być uwzględniony w składzie produktu spłukiwanego, gdy przekracza 0,01%), citronellol (imituje zapach, potencjalny alergen, musi być uwzględniony w składzie produktu spłukiwanego, gdy przekracza 0,01%)

*składniki rolnictwa ekologicznego
 
Skład jest bardzo ładny, detergenty są łagodne, nie znajdują się wszystkie zaraz na początku składu. Ekstrakty mamy wysoko, znajdują się też składniki nawilżające. Obecna jest również w niewielkiej ilości sól morska, która reguluje wydzielanie sebum.
Do tego ekstrakty pochodzą z rolnictwa ekologicznego!
Nie podoba mi się jedynie obecność alkoholu, jednak moja główka z jego powodu nie ucierpiała, więc przymknę na niego oko. Na końcówkę również mogę przymknąć oko, gdyż występuje w naprawdę wielu produktach, które stosuję na co dzień.
Nie widzę konserwantów... czyżby po prostu alkohol?
Swoją drogą podoba mi się to, w jaki sposób skład został napisany. Dla prostego człowieka, który czytając INCI nagle wie z czym ma do czynienia. Takie zwroty jak "natural humectant" czy po prostu "milk acid" zamiast "lactic" bardzo mi się podobają. Wszystkie składy powinny być tak pisane.


Opakowanie z początku było schludne. Etykieta, tak ładnie zaprojektowana, zaczyna się powoli zdzierać od codziennego użytku. Plastik, z którego wykonana jest butelka, jest strasznie miękki i czasem może być problem z dociśnięciem otworu, gdyż pod naporem ugina się sama butelka, a "klik" nie rusza. Już teraz nauczyłam się z tym obchodzić, ale z początku był to dla mnie problem.
Samo zamknięcie na "klik" jest bardzo wygodne, ułatwia dawkowanie produktu. Jednak szyjka zamknięcia, z powodu galaretowatej konsystencji trochę się klei, więc trzeba ją czyścić, by się samemu nie przykleić :)

Konsystencja, jak już wspomniałam, jest galaretowana, jednak produkt ładnie rozprowadza się na włosach. Pachnie delikatnie, na włosach zapachu nie czuć. Nie ma problemu z wytworzeniem piany, nie potrzeba dużo produktu, by umyć włosy mojej długości. Włosy po szamponie nie są splątane, ładnie się układają, nawet bez użycia odżywki - więc bez problemu nadaje się na wyjazd, gdzie nie bierzemy zbyt dużo kosmetyków ze sobą.


Jeśli chodzi o działanie długoterminowe, zauważyłam, że moje włosy dużo wolniej się przetłuszczają. Jeszcze niedawno myłam włosy codziennie, ostatnio zdarza mi się myć je co dwa dni - choć wszystko zależy od dnia :) Jestem bardzo zadowolona z tego powodu, żaden produkt jeszcze nie dokonał na moich włosach takiej małej rewolucji.

Szampon możecie kupić na stronie Monoi Tiara za 24 zł. I tutaj się trochę zdziwiłam, jak zajrzałam na stronę, gdyż w sklepie stacjonarnym Monoi Tiara zapłaciłam 35 zł za ten szampon. 11 zł piechotą nie chodzi... Następnym razem najwyraźniej będę musiała zrobić zakupy w internecie...

Znacie szampony Eubiony?
P.S. To moja 100 notka dla Was! Kiedy to tak zleciało?

Pozdrawiam! Jaskółka

11 sty 2014

Dermedic - peeling enzymatyczny z serii Hydrain3 Hialuro

Dzisiejszym bohaterem będzie drugi z produktów od Dermedic, które dane mi było testować po rybnickim spotkaniu. Jest to mój pierwszy peeling enzymatyczny, więc nie do końca wiedziałam czego mam się po nim spodziewać. Przyznam, że po już ponad miesięcznym stosowaniu nie mam ochoty wracać do mechanicznych peelingów do buźki.



Hydrain 3 Hialuro to wzmocniona siła nawadniania skóry o bogatych konsystencjach i składach. Kosmetyki przeznaczone są dla skóry wyjątkowo wysuszonej, wymagającej intensywnej pielęgnacji nawadniającej.
Działanie:
  • wzmocniony system nawadniania: długofalowe, intensywne nawodnienie nawet bardzo wysuszonej skóry,
  • przywrócenie zdolności skóry do nawilżania, zatrzymanie wody w naskórku,
  • wygładzenie skóry, zniwelowanie uczucia napięcia i ściągnięcia, brak podrażnień,
  • uczucie świeżości i czystości.


Aqua, Glycolic Acid (kwas glikolowy), Arginine, Isopropyl Myristate (emolient "suchy", zapobiega odparowywaniu wody ze skóry), Cetearyl Alcohol (emolient "tłusty", natłuszcza skórę), Ceteareth-33 (inaczej PEG-33, emulgator, substancja aktywnie myjąca), Cyclomethicone (emolient, mieszanka silikonów, pozostawia film na skórze), Sodium hyaluronate (kwas hialuronowy), Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride (emolient, ułatwia aplikowanie produktu na skórę, może być komedogenny), Triethanolamine (regulator pH), polyacrylamide C13-14 Isoparaffin Laureth-7 (kompleks zagęszczający, mieszanina węglowodorów parafinowych), Glyceryl Stearate (emolient "tłusty", zapobiega odprawowywaniu wody ze skóry), Stearic Acid (substancja renatłuszczająca), Urea, Allantoin, DMDM Hydantoin (konserwant), Methylchloroisothiazolinone (konserwant), Methylisothiazolinone (konserwant), Parfum.

Z kwasów AHA mamy tu jedynie kwas glikolowy, a miałam nadzieję na jakąś mieszaninę kwasów, czytając "enzymy kwasów owocowych". Kwas ten jest dość inwazyjny, gdyż ma najmniejsze cząsteczki ze wszystkich kwasów, co oznacza, że bardzo szybko przenika przez skórę, co wywołuje pieczenie. W przypadku tego peelingu, pomimo niskiego stężenia 6%, też mamy do czynienia z lekkim szczypaniem, jednak jest to do zniesienia. Tym bardziej, że po chwili przestaje. Nie wiem jednak co by na niego powiedziała skóra wrażliwa, która nie ma do czynienia z kwasami.

Skład peelingu nie jest taki zły, ale jego kolega, płyn micelarny, może się poszczycić lepszym. Mamy tu składniki, które zadbają o nawilżenie naszej skóry, mamy takie cudowności jak arginina, bardzo silny antyoksydant, mocznik i jego pochodna alantoina, które pięknie nawilżają. Oraz emolienty, które wiążą wodę (jednak należy na nie uważać, gdy powietrze jest suche - sezon grzewczy, mroźna pogoda).

Jednak mamy tu również do czynienia z takimi brzydalkami jak komedogenny capric triglyceride czy mieszaninę węglowodorów parafinowych, czyli w skrócie pochodnych parafiny, która też potrafi ładnie zapchać. Mam też mieszane uczucia co do PEGu, gdyż generalnie do PEGów mam mieszane uczucia, oraz do mieszanki silikonów, gdyż nie lubię traktować nimi swojej skóry - wychodzi mi to wszystko później za każdym razem, gdy poddaję ją oczyszczaniu. Silikony na skórze mają takie samo działanie, jak na włosach - wygładzają ją i nadają lepszy wygląd niż to jest w rzeczywistości.


Opakowanie jest bardzo ładne, choć szkoda, że nie półtransparentne - widzielibyśmy wtedy ile produktu nam jeszcze zostało. Wieczko otwiera się bardzo łatwo, nawet mokrymi rękami, więc bez problemu można używać go np. podczas kąpieli. Konsystencja jest gęsta, ale produkt łatwo rozprowadza się po skórze. Zapach jest bardzo delikatny, ciężko jest mi go określić. Taki typowo kremowy.
 Jest wydajny, myślę, że wpływa to na to i konsystencja, i częstość użytkowania zalecana przez producenta (raz na tydzień).

Produkt nie wchłania się od razu i tak jak pisze na opakowaniu należy resztki zetrzeć np. płatkiem. Jednak jak dla mnie produkt zostawia zbyt grubą warstwę filmu, więc z reguły przemywam twarz wodą po tych 15 minutach, ewentualnie przemywam hydrolatem.


Jeśli chodzi o pozbycie się martwego naskórka, produkt radzi sobie z tym znakomicie. Pozbywa się wszystkich suchych skórek, nawet tych uparciuszków na nosku, czemu peeling mechaniczny nigdy nie umiał zaradzić. Skóra jest elastyczna, dobrze nawilżona.
Cieszę się z obecności kwasu, gdyż idealnie wpasowuje się w moją kwasową kurację. Muszę poczytać o działaniu samego kwasu glikolowego, by wiedzieć, jakie mieć co do niego oczekiwania na przyszłość :)

Skóra po zabiegu faktycznie nie jest zaczerwieniona, nie szczypie, ma się po prostu fajnie. Zdarzało się, że peeling mechaniczny zostawiał czerwone ślady to tu, to tam. Dodatkowo nie trzeba z nim nic robić, kładziemy na twarz i się relaksujemy. Przyznam, że taka opcja bardzo mi odpowiada.

Myślę, że najważniejszą rzeczą, jaką muszę zaznaczyć, to fakt, że peeling nie zapycha, chociaż ma w składzie kilka rzeczy, które mogły by tak zadziałać. Odetchnęłam z ulgą, bo się polubiliśmy.

Przyznam szczerze, że gdybym natknęła się na ten produkt gdzieś w drogerii, pewnie bym nie kupiła ze względu na skład. A tu widać, że dobre rzeczy zdominowały parę nieciekawych składników i mamy całkiem przyjemny produkt, który chętnie jeszcze zakupię. Cena to 27zł za 50g produktu.

Wolicie peelingi enzymatyczne czy mechaniczne?

Pozdrawiam! Jaskółka

9 sty 2014

TAG: (Nie lubię!) Zimy

Do tego tagu zostałam zaproszona przez Natalię Lili (klik), za co serdecznie dziękuję. Zimy nie lubię, co jednak nie oznacza, że nie mam swoich ulubionych produktów na tę porę roku! A dlaczego nie lubię? Ponieważ nie lubię, gdy jest mi zimno, gdy śnieg pada mi na twarz, konieczności smarowania rąk non stop, gdyż zdarza mi się o tym zapominać i nade wszystko nie znoszę czapek! Zimę lubię jedynie za oknem, gdy jestem pod kocykiem z bamboszkami na nóżkach i kubkiem herbaty. I ewentualnie gdy bawię się w bitwę na śnieżki lub zjeżdżam na sankach - jak dla mnie śnieg mógłby spaść tylko na taką godzinkę!

Przejdźmy jednak do tagu... :)

1. Ulubiony produkt do ust zimą
Bardzo lubiłam bezbarwną pomadkę ochronną do ust z Nivei - Hydro Care. Ładnie nawilżała usta, utrzymywała się na nich długo, nie zostawiając przy tym lepkich ust. Dodatkowo miała SPF 15, czym bardzo plusowała. Niestety gdzieś ją zgubiłam (i pewnie znajdę ją na wiosnę...), więc musiałam zaopatrzyć się w coś nowego.
Postawiłam na pomadkę z Catrice w kolorze Sheers!. Jest to jednocześnie balsam do ust i czuć to. Na ustach przypomina lekki olejek. Kolor jest neutralny, jest to jasny róż, który rozświetla usta drobnymi drobinkami. Jak dla mnie super rozwiązanie :)


 2. Ulubiony lakier do paznokci zimą.
Tutaj nie mam się co rozwodzić. Niezależnie od pory roku noszę czerwień na paznokciach. Różne odcienie :)


3. Ulubiona świeca zimą.
Świecę zamienię na kadzidełka stożkowe, które wkładam do mojego smoczka :) Mam 3: o zapachu drzewa sandałowego, jaśminu i piżma - i takie korzenne, nieco ciężkie zapachy lubię zimą. Są ciepłe, jakby rozgrzewające i piękne :)

4. Ulubione perfumy zimą.
Jo Malone - Pomegranate Noir! Pisałam Wam o nim niedawno. Zapach jest z początku bardzo ciężki, pieprzny, jednak po chwili przebija się śliwka, nadając zapachowi niesamowitej lekkości. Ten zapach mi się nie nudzi niezależnie od pory roku - nie nudzi, ale się kończy...

5. Ulubiony napój zimą
Bawarka! Nienawidziłam jej, będąc w przedszkolu, gdyż było w niej stanowczo za dużo mleka. Idealna dla mnie bawarka powinna być lekko słodkawa z minimalną ilością mleka, by wydobyć łagodność herbaty... Polecam na te zimne wieczory :)



6. Ulubiony dodatek zimą.
Rękawiczki! Uwielbiam rękawiczki ze skórzanymi wstawkami - całe skórzane, a raczej "skórzane" za 20zł, są dla mnie strasznie niewygodne. Rękawiczki są klasyczne, czarne.

7. Ulubiona fryzura na zimę.
Warkocz :) Wzięło mnie na warkocze w okolicach świąt i tak sobie chodzę. Najbardziej lubię 2 typy:


Nie mam pojęcia jak taki warkocz się nazywa, ale poznałam go oglądając "Grę o Tron" - swoją drogą aktorki noszą tam naprawdę piękne fryzury :)


Drugi typ to przepiękny warkocz duński. Chociaż wygląda skomplikowanie, jest bardzo prosty. Plecie się go dokładnie tak samo, jak normalny warkocz dobierany, tylko zamiast przeplatać pasma od góry, robi się to od dołu - i taki piękny warkocz wychodzi na wierzch. Przyznam szczerze, że robi mi się go dużo łatwiej, niż standardowy warkocz dobierany.

8. Co najbardziej lubisz robić zimą?
Oglądać filmy, czytać książki i spać :) Zimą strasznie szybko robi się ciemno, a gdy jest ciemno, zawsze mam ochotę na jakiś dobry film lub drzemkę. Przez zimę oglądam chyba najwięcej. Ostatnio zakochałam się w serialach, gdyż możemy na dłużej wejść do rzeczywistości bohaterów. Swego czasu oglądałam "Grę o Tron", ale 4 sezon pojawi się dopiero w kwietniu - za to czytam całą serię, kończę 3 tom! :) Do tej pory oglądałam "Breaking Bad", serial, który gorąco polecam, rozwalił mnie kilkukrotnie na części pierwsze.
Jeśli chodzi o książki, czytam wspomnianą "Grę o Tron", "Sezon Burz" Andrzeja Sapkowskiego i powolutku doczytuję sobie "Przedwiośnie" - już niekoniecznie hobbistycznie :)

9. Najładniejsze wspomnienie związane z zimą.
Jedyne, co przychodzi mi teraz do głowy to mój pierwszy raz na prawdziwym stoku w Wiśle, gdy już zapadł zmrok, stok oświetlały lampy i zaczął padać śnieg. Niesamowite uczucie :)


 10. Ulubiony trend w modzie zimą
Przyznam się szczerze, że nie wiem jakie są zimowe trendy. Nigdy nie ganiałam za modą, zawsze ubierałam się tak, jak mi się podobało i najważniejsza dla mnie była wygoda oraz dobre samopoczucie. Właściwie jak już zauważę jakiś trend na ulicy, to w większości przypadków mi się nie podoba :) (nie licząc cudownego ombre i rudych włosów w okresie, gdy sama się na ten kolor farbnęłam!).

Lubicie czytać tagi? Mam wrażenie, że zbliżają oni autorów do swoich czytelników, że nawiązuje się jakaś więź :) 
A teraz najważniejsze pytanie... Lubicie zimę? Za co? Może ja też ją jeszcze polubię? :)

Pozdrawiam! Jaskółka

6 sty 2014

Odkrycia minionego roku

W minionym roku zaczęłam nie tylko swoją przygodę z blogowaniem, ale również z pielęgnacją. Zaczęłam przyglądać się samej sobie, uczyć się na każdym kroku - czy to tym dobrze postawionym, czy źle. Pozwoliło mi to odkryć, co na mnie działa, co moja skóra i włosy odbierają obojętnie, a co im szkodzi. Nauczyłam się również czytać składy i jestem w tym wszystkim znacznie bardziej świadoma. Jeszcze długa droga przede mną, ale to co odkryłam jest naprawdę fajną bazą dla następnych odkryć :)

Twarz


1. Rumiankowy żel z Sylveco - świetnie radził sobie z moją mieszaną, skłonną do wyprysków cerą. Pozbył się większości zaskórników, nie podrażniał. Na dniach kupię następną buteleczkę.
Recenzja: klik

2. Olej monoi Biochemia Urody - wybawienie dla podrażnionej skóry. Zabrałam go ze sobą do Bułgarii, gdzie przyjemnie koił buźkę po kąpieli w promieniach słońca i w morzu. Sprawdza się również teraz, gdy przechodzę przez kurację kwasami. Jeszcze trochę mi go zostało, ale niezawodnie kupię jeszcze niejeden słoiczek!
Recenzja: klik

3. Hydrolat z kwiatu pomarańczy (neroli) Biochemia Urody - również wykorzystywany w Bułgarii, świetnie odświeżał, koił skórę, stosowałam go zawsze przed nałożeniem oleju monoi. Warto jest go mieć pod ręką zarówno w upalne, jak i mroźne dni, dlatego przy następnym zakupie hydrolatu (jak wykończę lawendowego śmierdzioszka ze ZSK) dodam do zamówienia małą butelkę z atomizerem.
Recenzja: klik

4. Arganowo-rokitnikowy żywy krem regenerujący z Gaia Creams - kolejne cudo dla skóry suchej, podrażnionej i zanieczyszczonej. Stosuję go od prawie miesiąca, więc szykuję recenzję, nie chcę Wam zdradzać za dużo :) Jedynym minusem produktu jest cena i dostępność - jedynie przez internet, z Anglii (stąd tak drogo). Ale przyznam, że choć portfela grubego nie mam, marzy mi się taki jeden olejek od nich... może na urodziny? :)

Włosy


1. Planeta Organica- ogółem, gdyż jeszcze nie trafiłam na produkt do włosów od nich, który by się u mnie nie spisał. Wykorzystałam już 2 szamponu, 2 maski i jeden balsam, i jestem zdania, że każdy może znaleźć wśród ich oferty coś dla siebie. A do tego rozpieszczają nas niesamowitymi zapachami... Powinni na poważnie zastanowić się nad produkcją perfum, byłabym bardzo szczęśliwa :)
Recenzowałam dla Was: szampon tybetański (klik), szampon turecki (klik), balsam tybetański (klik), maskę ajurwedyjską (klik)

2. Żel lniany - uwielbiam go zarówno jako maskę (kilka godzin pod czepek) i jako żel do stylizacji loków. Jako maska pięknie nawilża włosy, jako żel pięknie podkreśla włosy i je nabłyszcza. A koszt produkcji... śmiesznie tani :) Zapłaciłam 3zł za 300g ziaren, nie zużyłam jeszcze połowy!

3. Henna - odkrycie, które uratowało mi włosy. Mogę cieszyć się zdrowymi włosami o intensywnym kolorze. Dzięki niej moje włosy są grubsze, kolor z każdym hennowaniem utrzymuje się coraz dłużej, przy okazji henna koi moją kapryśną główkę. Jeśli chcecie poczytać więcej na temat mojej przygody z henną zapraszam do góry w zakładkę "Hennowanie" :)

4. Olej kokosowy - samo olejowanie włosów polecam każdemu, kto ma włosy suche czy zniszczone. Uratowało to moje włosy, uratowało rozjaśniane od lat włosy mojej mamy. U mnie najlepiej sprawdza się olej kokosowy, który przy okazji przepięknie pachnie. Zniszczone włosy po paru miesiącach olejowania są zdrowe , elastyczne, lepiej się układają i błyszczą.

Ciało


1. Peeling kawowy - najlepszy peeling, jaki kiedykolwiek używałam. Do tego prosty w wykonaniu, wystarczy zejść do kuchni. Peeling kawowy polecam każdemu, działa ujędrniająco, antycellulitowo, z dodatkiem oleju przy okazji pięknie nawilża.
O peelingu i o innych zastosowaniach kawy możecie przeczytać tutaj: klik

2. Mydło Kleopatry - był to mój pierwszy pielęgnacyjny zakup i był to traf w dziesiątkę. Było też bohaterem mojej pierwszej recenzji :) Mydełko nawilżało skórę podczas kąpieli, delikatnie oczyszczało ciało i pięknie pachniało... Diametralnie zmieniło to moje oczekiwania co do kąpieli, poczułam niesamowitą różnicę.
Recenzja: klik

3. Olej różany Khadi - mam go stosunkowo krótko, ale zdecydowanie zasłużył na wyróżnienie. Sam zapach jest przecudny, rozluźnia, relaksuje... Niestety nie utrzymuje się na ciele tak długo, jak bym tego chciała... Olejek cudownie nawilża ciało, szybko się wchłania, możemy się po nim zaraz ubrać. Do masażu również jest cudowny... Ale dokładniej o nim kiedy indziej :)

Znacie moich ulubieńców? :)

Pozdrawiam! Jaskółka

5 sty 2014

Dermedic Hydratain3 Hialuro - płyn micelarny H2O

Spotkanie w Rybniku przyniosło mi płyn micelarny, który akurat mi się wtedy skończył, więc byłam zadowolona. Nie miałam wcześniej styczności z firmą Dermedic, ale o ich serii Hialuro w tamtym czasie było głośno w blogosferze. Dlatego podeszłam do 2 produktów tej firmy (drugą Jaskółka wygrała w losowaniu na spotkaniu :D) z nieukrywaną ciekawością... :)


Płyn micelarny H2O zmywa makijaż i wszelkie zanieczyszczenia, pozostawiając uczucie świeżości i czystości - micele estrów kwasów tłuszczowych `przyciągają` zanieczyszczenia bez potrzeby nadmiernego tarcia skóry wacikiem.
Nie podrażnia oczu - hypoalergiczny - czystość, jaką daje woda termalna nie powoduje podrażnień.
Nie wysusza skóry - Hyaluronic Acid - kwas hialuronowy, kompleks Hydroveg VV - zmiękczają i utrzymują nawilżenie warstwy rogowej skóry.
Nie zatyka porów. Nie pozostawia filmu na skórze.
Zawiera wodę termalną ze źródeł Uniejowa. 


 
Aqua, Glycerin, PEG-7 Glyceryl Cocoate (natłuszcza skórę, przy stężeniu powyżej 10% może podrażniać), Sodium Hyaluronate (kwas hialuronowy), Urea (mocznik), Diglycerin, Sodium PCA (substancja higroskopijna, występuje w skórze jako składnik naturalnego czynnika nawilżającego NMF), Hydrolyzed Wheat Protein, Sorbitol (substancja higroskopijna, używana również w żywności), L-Lysine (aminokwas potrzebny do budowy wszystkich protein), Allantolin (pochodna mocznika, działa nawilżająco, wspomaga gojenie się ran), Lactic Acid, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil (emolient, bardzo bezpieczny), Parfum, Dehydroacetic Acid (konserwant, posiada certyfikat Eco Cert), Benzyl Alcohol (konserwant, potencjalny alergen)

Na niebiesko zaznaczyłam nawilżające substancje - jak widać jest ich całkiem sporo. Gliceryna jest wysoko w składzie, co nie do końca jest takie dobre. Powyżej ~25% jest w stanie wyciągać wodę z głębszych warstw skóry w stronę naskórka, co sprawia, że nasza skóra jest odwodniona, chociaż naskórek ma się dobrze. Jednak biorąc pod uwagę ilość dobroci w składzie, wykorzystanie bezpiecznego emolientu i konserwantu z certyfikatem, myślę że firma dała odpowiednie stężenie. Niemniej jednak nie mamy tej pewności, nie tylko w przypadku gliceryny.
Z drugiej strony, jeśli pokusili się o taki ładny konserwant, dlaczego drugi dali już taki brzydki? :(


Cena to 20zł za 200ml produktu. 


Pod nazwą Hydroveg VV kryją się woda, sodium PCA, podwójna cząsteczka gliceryny, mocznik, hydrolizat protein pszenicy, sorbitol, lizyna, alatoina i kwas mlekowy.

Butelka jest przeźroczysta, zaprojektowana w ascetyczny sposób. Bez wątpienia nasuwa się skojarzenie z lekkością, a to m.in. oferuje nam produkt. Otwarcie jest wygodne, charakterystyczny "klik" dla tego typu produktów. Aplikacja jest bardzo łatwa, wydobywamy tyle produktów ile nam potrzeba. Duży plus za przeźroczystość butelki, wiemy ile produktu nam zostało.

Płyn ma delikatny zapach, kojarzy mi się z ogórkiem. Fajnie odświeża twarz, pozostawia uczucie nawilżenia buźki, skóra jest po nim bardzo przyjemna w dotyku - a produkt nie pozostawia filmu. Mam jednak trochę zastrzeżeń co do jego działania. Nie do końca radzi sobie ze zmywaniem makijażu oczu, a ja rzadko maluję się mocno. Zazwyczaj musi sobie poradzić jedynie z tuszem(nigdy nie używam wodoodpornego), okazjonalnie z czarną kredką. Trzeba się trochę namęczyć, by pozbyć się tuszu, wymaga to trochę tarcia albo trzymania płatka przy oku naprawdę bardzo długo. 
Z resztą buźki radzi sobie bardzo dobrze, a efekt "po" jest naprawdę bardzo przyjemny.

Produkt jest świetny dla osób z naprawdę wrażliwą skórą oraz również suchą. Mam obecnie okazję testować go na skórze wrażliwej, gdyż jestem w trakcie łuszczenia się po peelingu kwasowym. Nie szczypie również w oczy, nawet jeśli trzymamy płatek długo przy oku. Odkąd go używam, nie mam problemu z suchymi skórkami (nie licząc obecnej sytuacji, oczywiście :) ). Produkt jest wydajny, używam go od 16 listopada, a nie doszłam jeszcze do połowy. Używam go na całą twarz z wyjątkiem oczu, gdyż nie mam do tego cierpliwości.


Miałyście? Jak się spisał u Was? A może próbowałyście inne produkty z tej serii? Ja mam jeszcze peeling enzymatyczny, jednak jeszcze nic na jego temat nie zdradzę!

Pozdrawiam! Jaskółka

Disqus for Jaskółcze Ziele