Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odżywki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odżywki. Pokaż wszystkie posty

12 lut 2015

Wiara w naturę w pielęgnacji włosów

Cześć, kochani! Sesję mam już praktycznie za sobą, pozostał mi jeszcze tylko ustny z chemii (sic!), jednak na tą nieszczęsną formalność mogę spokojnie wybrać się już w nowym semestrze. Tak więc leżakuję sobie w domku, powoli dopinam ostatnie guziki mojego recitalu i w międzyczasie bawię się z moim prezentem na koniec sesji - To-nie-książką :) Chwaliłam się Wam na Instagramie!


Plakat jest moim dziełem i jestem z niego niesamowicie dumna. Przy okazji, jeśli 21 lutego jesteście w okolicach Skoczowa, Cieszyna czy Strumienia to serdecznie Was zapraszam na trochę rockowego brzmienia - wstęp wolny!

Dzisiaj chciałabym Wam przestawić moje ostatnie włosowe odkrycie. Mowa o Faith in Nature, angielskiej firmie kosmetycznej, produkującej kosmetyki naturalne, wegańskie i nietestowane na zwierzętach. Na tę firmę wpadłam przypadkiem, odwiedzając kosmetyczny dział TK Maxxu. Nie mam pojęcia czy obrabowali magazyn Faith in Nature, ale od kilku tygodni mają na półkach ogrom ich kosmetyków i odnoszę wrażenie, że za każdym razem widzę ich coraz więcej :) 
Ja poczyniłam odkrycie włosowe, ale znajdziecie też żele do kąpieli o cudnym zapachu - wnioskuję po tym, że same produkty do włosów zwalają mnie z nóg - czy nawet peeling enzymatyczny, który ostatnio wpadł mi w łapki. Dorwałam się też do męskiej linii żeli pod prysznic o zapachu cedru czy imbiru z czymś równie ciekawym. Akurat Tosiek nie chciał, bo na ten moment nie był mu potrzebny nowy żel, ale jeśli tylko będą dalej po moim powrocie do Opola to na pewno przygarniemy :)

Niestety, choć wybór szamponów był przeogromny, nie mogłam zdecydować się na nic. Wszystkie jak jeden mąż miały w składzie betainę kokamidopropylową, na którą jestem uczulona. Za to skusiłam się na lawendową odżywkę, która wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że przy następnej wizycie znów zrobiłam obchód w okolice tych kosmetyków. I znalazłam... szampon! Jeden jedyny (i ostatni!) na półeczce bez koki :)
Teraz, jak przeglądam stronę producenta, to takich szamponów jest znacznie więcej... Dobrze, że szampony z Anglii będę musiała sprowadzać, bo bym przepadła...


Tak więc w mojej łazience obecnie goszczą szampon Jojoba z dodatkiem prowitaminy B5, czyli pantenolu oraz odżywka Lawenda&Geranium :)

Taki komplet pięknie zdobi łazienkę. Produkty są pięknie zrobione graficznie, każda wersja ma swoją własną rozpoznawalną etykietę, komplety są do siebie dopasowane, choć nie identyczne :) Butle są wykonane z plastiku z recyclingu, jeśli tylko jest to możliwe.
Nie do końca przekonuje mnie aplikator, oba produkty są bardzo lejące się i przez tak duży otwór wszystko zbyt łatwo się wylewa - co szczególnie przeszkadza w przypadku szamponu, który jest tylko ciut gęściejszy od zwykłej wody. Aplikator typu press byłby w tym wypadku jak ulał, a ja bym nie płakała nad rozlanym szamponem :)

Od szamponu najwięcej wymagałam, jestem bardzo wybredna jeśli chodzi o naturalne szampony. Mam bardzo długie włosy, już prawie sięgają mi talii i słabo pieniące się szampony znikają mi w ekspresowym tempie. Co prawda, codziennie myję tylko skalp, na długości daję im spokój z codziennym myciem, jednak zdarza się im być potraktowanym szamponem i niekoniecznie musi to być mocno oczyszczający - moje końcówki mocno kapryszą :)

Pierwszy ogromny atut: pieni się i to całkiem nieźle! Ma w składzie jedynie ALS, a pianę tworzy całkiem konkretną - aż się Tosiek zdziwił :) Na dobrą sprawę wcale nie potrzeba go wiele (chociaż z tą aplikacją małej ilości dalej mam problemy...), by umyć cały skalp i zjechać nim jeszcze trochę na długości, więc pomimo swojej płynnej konsystencji posłuży mi trochę czasu.
Zapach jest przecudowny. Zakochałam się zarówno w zapachu szamponu, jak i odżywki. Szampon ma zapach słodkawy, z cytrusową nutą, kojarzy mi się z pudrowymi cukierkami z dzieciństwa! Myjąc głowę w momencie się rozweselam i nabieram ochoty na łobuzowanie!
Dzisiaj podjęłam pierwszą próbę zmycia oleju tym szamponem i tutaj też poradził sobie całkiem nieźle, choć zużyłam go nieco więcej niż zazwyczaj. Obyło się jednak bez drugiego mycia i włosy są przyjemnie sypkie. Jednak do zmywania oleju pozostanę przy mydle cedrowym.
Po umyciu włosy są sypkie i mięsiste, nie plączą się. Można sobie pozwolić na szybkie umycie głowy, bez odżywki, nie ryzykując tym samym bad hair day. Świetne efekty uzyskuje się stosując go w parze z odżywką, ale o tym za chwilkę.

Pozbyłam się przy nim łupieżu. Przy mydle cedrowym myślałam, że w końcu czuję ulgę, ale jednak ciągle miałam nawroty. Szampon Faith in Nature zupełnie zniwelował problem, przez co podejrzewam, że SLS również mi nie służy. Za to jego łagodniejsza wersja wraz ze wsparciem cudnych olejków eterycznych świetnie dogaduje się z moim skalpem.

Woda, Ammonium Laureth Sulfate (ALS), sól morska, Polysorbate 20 (emulgator z oleju kokosowego), olej jojoba, panthenol, olejek pomarańczowy, olejek ylang-ylang, olejek z drzewa herbacianego, puder z alg brunatnych Ascophyllum Nodosum, sorbinian potasu, benzoesan sodu, kwas cytrynowy (konserwanty), limonen

Skład jest krótki, prosty, bez udziwnień. Znajdziemy w nim kojący pantenol, odżywiający olej jojoba, olejki eteryczne, które dbają o skórę głowy i sprawiają, że jej mycie staje się swoistym rytuałem. Puder z alg brunatnych jest bogatym źródłem minerałów. Za pienienie się odpowiada delikatny detergent. Widzicie, jak niewiele trzeba, by stworzyć świetny szampon?

Tutaj to się można zachwycić! Opakowanie jest niesamowite, drobne kwiatki widoczne na etykiecie jest wprost urzekające :)
Odżywka jest znacznie bardziej gęsta, jednak dalej bardzo lejąca. Przez tę konsystencję wydaje się, że wpija się ona we włosy zaraz po nałożeniu, jednak już taka niewielka ilość potrafi zdziałać cuda na głowie.
Szampon może budzić we mnie małego łobuziaka, ale to zapach odżywki skradł moje serce. Połączenie lawendy i geranium jest wprost nieziemskie. Musze kupić sobie oba te olejki eteryczne i stosować razem. Jeśli nie wierzycie w aromaterapeutyczne działanie olejków eterycznych, dajcie szansę tej odżywce. Przyjemnie odpręża i oczyszcza umysł. Czuć ją przez cały czas trzymania preparatu na włosach, dzięki czemu można się zrelaksować jak w renomowanym spa. Ma w sobie niesamowitą świeżość i lekkość.

Odżywka wygładza włosy, zdecydowanie się lepiej układają. Stanowi idealne uzupełnienie szamponu, ten komplecik nigdy nie przysporzył mi bad hair day. Włosy są elastyczne i mięsiste, jakby pełne życia oraz niesamowitego naturalnego blasku. Jednak odżywka sama w sobie nie nawilża dostatecznie dobrze. Jest fajnym uzupełnieniem pielęgnacji, jest dobra do stosowania na co dzień, ale bez dobrze nawilżającej maski lub domowego zabiegu przynajmniej raz na tydzień włosy będą wołały o pić - o czym się przekonałam się pod koniec sesji, gdy byłam już zmęczona i nie miałam ani chęci, ani ochoty na bardziej wymagające zabiegi.

Woda, alkohol cetylowy (emolient), olej rzepakowy, olejek lawendowy (Angustiflora oraz Hybrida), olejek geranium, olejek z drzewa herbacianego, chlorek cetylotrójmetyloaminowy (substancja powierzchniowo czynna), tokoferol (witamina E), olej słonecznikowy, benzoesan sodu, sorbinian potasu, kwas cytrynowy (konserwanty), antocyjaniny (naturalne barwniki roślinne), cytronelol, geraniol, linalol  

Tutaj również skład jest bardzo krótki i przemyślane. Odżywka ma niezłe działanie aromaterapeutyczne, ale te same olejki eteryczne równie dobrze wpływają na skórę głowy, np. poprawiając w niej krążenie. Wykorzystane oleje i alkohol cetylowy zapewniają odpowiednie dociążenie, ale nie obciążają włosów. Ot, ładnie ułożone włosy nie pozbawione energii :) Czego więcej potrzeba na co dzień? 

Jestem bardzo ciekawa pozostałych odżywek. Na tyle, że sprezentowałam mamie taki mały zestaw w wersji kokosowej. Sama chętnie podbiorę, by wypróbować. Jedno już wiem - kokosowa wersja pachnie fenomenalnie!

Znacie może Faith in Nature?

 

Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


22 lut 2014

Plan włosowej pielęgnacji na marzec

Moje włosy ostatnio stanęły w miejscu i nie chciały ruszyć. Starałam się jak mogłam, by zrobić kolejny krok do przodu, bo jeszcze sporo im brakuje do ideału, ale były bardzo uparte. Wzięłam je więc sposobem, zmieniając kompletnie swoją włosową pielęgnację tydzień temu i już teraz widzę bardzo obiecujące efekty. Postanowiłam więc ciągnąć ten schemat dalej, do końca marca, by zobaczyć dokąd mnie to zaprowadzi. Jesteście ciekawe co wymyśliłam? (:


I gdzie mi się te cudowne słoneczko podziało? :( Teraz szaro buro za oknem...

Moja pielęgnacja opiera się na tych trzech składnikach. Najpierw stosuję naftę kosmetyczną solo, na około dwie godziny przed myciem. Następnie włosy myję czarnym mydłem babuszki Agafii, nakładam tureckim balsamem o cudnym cynamonowym zapachu (który się utrzymuje, ale nie dusi) i cały mini-rytuał kończę dokładnym spłukaniem włosów chłodną wodą.
Robię to codziennie.
Odeszłam od masek, odeszłam od olei i nie zabezpieczam ich niczym - jedynie końcówki przejadę swoją olejową mieszanką do OCM, bo boję się je zostawić same sobie. A tak to wiąże włosy w koczek, warkocz lub w formie kucyka chowam pod kurtkę. I jak na razie moje włosy czują się świetnie. Chcecie zobaczyć jak bardzo? :)


Włosy są zdecydowanie bardziej miękkie, trochę szorstkości pozostało na końcówka, ale są one w znacznie lepszym stanie. Do tego są gładsze, nie puszą się, bardziej lśniące. I co najważniejsze, znacznie lepiej się falują, a już myślałam, że pożegnałam się z falami na zawsze. I pomyśleć, że takie efekty przyniósł mi zaledwie tydzień - już nie mogę się doczekać porównania pod koniec marca, mam nadzieję, że mój plan pielęgnacji nie wywinie mi w trakcie brzydkiego figla :)

A Wy jak dbacie teraz o swoje włosy?
Swoją drogą, planuję podobną rewolucję na twarzy, pełen minimalizm i naturalne składniki. Muszę to jednak jeszcze przemyśleć.
P.S. Wam też blogger odwala takie figle, że kompletnie psuje jakość zdjęć? Muszę się bawić z ImageShackiem... Da się temu jakoś zaradzić?

Pozdrawiam! Jaskółka

9 lut 2014

Moje pierwsze denko

Choć o denku myślałam już długo, było z nim u mnie ciężko, bo z rozpędu wyrzucałam puste opakowania. Udało mi się jednak ostatnio uzbierać sporą grupkę, a że nie o każdym mogę powiedzieć coś więcej, uznałam, że to idealny moment na moje pierwsze denko :)


1. 2 henny od Khadi, henna z amlą i jatrophą oraz czysta henna. O tym, że hennę samą w sobie kocham, wiecie już bardzo dobrze. Z pomiędzy tych dwóch wybieram czystą hennę, gdyż pozwala wydobyć czerwień z mojego koloru. Henna z amlą i jatrophą jest przeznaczona dla ciemnych brunetek, by włosy przy okazji troszkę rozjaśnić, dlatego na moich włosach wychodziła bardziej ruda.

2. Sylveco - rumiankowy żel do twarzy był cudowny i na pewno jeszcze do niego wrócę. Teraz testuję wersję tymiankową, bo było mnóstwo ochów i achów w blogosferze na jej temat i nie byłabym sobą. Jednak następnym razem raczej wrócę do tej wersji. Recenzja żelu: tutaj.

3. Bielenda - olejek arganowy kupiłam, gdy wyjeżdżałam do Bułgarii, głównie w celu ochrony włosów przed słońcem i słoną wodą. Miałam nadzieję, że atomizer będzie równomiernie rozpylał ten drogocenny olejek, ten jednak wysyłał na moje włosy piękną strużkę. Musiałam więc posłużyć się rękoma. Niemniej jednak nieźle się spisywał i to nie tylko na włosach, na ciele również. Po powrocie porwała mi go mama i tyle go widziałam :) Za to widziałam efekty u mamy. Będzie o nim szersza notka. A sam olejek kupię, ale dopiero w okresie wakacyjnym. I przy okazji atomizer :)

4. Słynny Jantar. Dobrze wiecie, że próbuję różnych sposobów na pobudzenie porostu włosów. Chcę je zagęścić, by wrócić do dawnej grubości. Jantar mi jednak w tym nie pomógł, jedyne co zdołałam zauważyć, to że włosy u nasady są mocniejsze, gładsze niż z czasów sprzed Jantara. Czytałam jednak, że Jantar lubi działać dopiero po drugiej butelce, więc jeśli nie znajdę lepszej alternatywy, to może jeszcze dam mu szansę.

5. Olejek rycynowy to mały skarbek, który mogę Wam wychwalać i wychwalać. Największym jego plusem jest wielofunkcyjność - i jest przy tym śmiesznie tani. Opisywałam Wam jego właściwości, zrobiłam z nim dla Was odżywkę do rzęs i opisywałam jego zastosowanie w metodzie OCM. Już mam kolejną buteleczkę - już 4!

6. Odżywkę od Joanny z apteczki babuni przeciw wypadaniu włosów kupiłam bardzo dawno temu, chyba ze dwa lata minęły. Jest to jeszcze stara wersja, nie wiem czy zmieniło się tylko opakowanie czy skład również. Odżywka była bardzo lekka, fajnie wygładzała włosy (jednak na końcach sobie nie radziła), łagodziła skalp, jednak bez rewelacji. Nie kupię, znam lepsze odżywki.

7. Również od Joanny miałam maskę nawilżająco-regenerującą z mlecznymi proteinami. Ta już radziła sobie naprawdę fajnie, używałam ją za czasów silnego podrażnienia po Babydreamie,  fajnie koiła, wygładzała włosy, nawilżenie jednak średnie. Nie kupię, znam lepsze maski.

8. Kremik na dzień od babci Agafii służył mi bardzo długo - od lipca. Miał on bardzo wodnistą konsystencję, można go było rozprowadzić po dużej powierzchni, a przy okazji w międzyczasie testowałam inne kremy, więc jego użytkowanie trochę mi się rozciągnęło. Opisywałam Wam go tutaj, razem z wersją na noc, która się skończyć nie chce, i bardzo chętnie zakupię ponownie, jednak w okresie letnim, bo na zimę jest trochę za lekki.

9. Od babci Agafiii mam również ulubioną maseczkę do twarzy, która jest moim ratunkiem za każdym razem, gdy chcę ładnie wyglądać. Świetnie odżywia, buźka wydaje się odprężona i świeża, jest pełna blasku. Pisałam Wam o niej tutaj. Będę kupować po wsze czasy! :)

10. Tabletki CeraNova dostałam na spotkaniu w Rybniku i byłam z nich bardzo zadowolona, bo akurat trafiły na bardzo problematyczny okres na mojej twarzy. Rewelacji nie zrobiły, ale wypryski występowały rzadziej i szybko się goiły. Nie wpływały na zaczerwienienia, a szkoda. Myślę, że lepiej będzie my służyć jakieś serum z witaminą C i kwasy, więc nie kupię.


1. Kate Moss Summertime był świetny właśnie w okresie wakacyjnym. Jest to bardzo ciekawy zapach, pewnie podoba mi się tak bardzo z powodu mocno wyczuwalnej nuty kwiatu gorzkiej pomarańczy (neroli). Jest to bardzo zmysłowy zapach, który jednocześnie jest pełen energii. Z założenia miała to być seria limitowana, ale ciągle można ją kupić, ku mojemu zadowoleniu :)

2. Pomegranate Noir od Jo Malone dosłownie mnie urzekło, o czym pisałam Wam już tutaj. Niestety w Polsce ciężko z dostępnością. Jeśli ktokolwiek wie, gdzie można je dostać, błagam, dajcie znać. Uzależniłam się od tego cudeńka i odwyk jest bardzo ciężki.

3. Elizabeth Arden jest świetną alternatywą, gdy mamy ochotę czuć się zwiewnie. Green Tea jest cudownym, lekkim zapachem właśnie z zieloną herbatą w roli głównej. Do tego w Rossmannie często są promocję z Green Tea w roli głównej, więc gdy tylko taka znów się pojawi, lecę na łowy.

4. Kate od Kate Moss jest bardzo słodkim zapachem. Chociaż jest on bardzo dobrze stonowany nie jest to do końca mój zapach. Stosowałam go od święta, bo na co dzień nie miałam na niego ochoty. Nie kupię ponownie, zdecydowanie bardziej wolę Summertime.

Trochę się tego nazbierało. Poznałyście się z czymś? :)

Pozdrawiam! Jaskółka

2 sty 2014

Balsam tybetański "Siła i objętość" Planeta Organica

Mam nadzieję, że odespaliście :) Mnie się, niestety, wczoraj to nie udało, za to mam jeszcze 2 dni wolnego, więc korzystam. Ulubieńcy i buble minionego roku pojawią się na dniach, gdy porobię odpowiednio dużo zdjęć. Tymczasem przedstawiam Wam kolejną odsłonę mojego włosowego kochanka, Planety Organici.


W produkcji balsamu kierowano się starożytnymi tybetańskimi sposobami pielęgnacji włosów stosując zbierane ręcznie w górach zioła. Ekstrakty z dziewięciu ziół alpejskich nadają włosom objętości i gęstości, wzmacniają cienkie i delikatne włosy.
Balsam intensywnie odżywia włosy i skórę głowy, ułatwia rozczesywanie łagodzi podrażnienia, działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie. Wzmacnia cebulki i przyspiesza wzrost włosów, poprawia ich strukturę na całej długości.

Składniki aktywne:

Organiczny Olej z Białego Imbiru (Organic Zingiber Officinale (Ginger) Root Oil)- intensywnie odżywia włosy i skórę głowy, pobudza cebulki i przyspiesza porost włosów, ułatwia ich rozczesywanie
Organiczny ekstrakt z Nieśmiertelnika ( Organic Helichrysum Arenarium Extract)- ma działanie antybakteryjne, antyseptyczne, regeneruje włosy i nawilża. Zawiera witaminy C i K, goryczki, garbniki i karoten.
Wyciąg z Szarotki Alpejskiej (Leontopodium Alpinum Flower/Extract)- posiada właściwości przeciwutleniające, jej aktywne składniki głęboko penetrują skórę głowy dostarczając jej wartościowych substancji, działa przeciwbakteryjnie i antyseptycznie. Chroni przed wolnymi rodnikami wytworzonymi przez promieniowanie UV, dym oraz zanieczyszczenie środowiska. Poprawia wygląd włosów i zmiękcza je.
Ekstrakt z Majeranku (Origanum Majorana Leaf Extract)- uszczelnia i wzmacnia ściany naczyń krwionośnych, przeciwdziała nadmiernemu łuszczeniu się naskórka i przyspiesza gojenie. Odżywia i wzmacnia włosy. Ma działanie przeciwzapalne, przeciwbakteryjne i ściągające.
Ekstrakt z Anyżu (Pimpinella Anisum (Anise) Seed Extract )- pomocny przy łojotokowym zapaleniu skóry i w walce z wydzielaniem sebum. Posiada działanie odkażające, przyspiesza gojenie ran. Pobudza krążenie dzięki czemu stymuluje wzrost włosów i polepsza kondycję skóry głowy.
Ekstrakt z Goździku (Eugenia Caryophyllus (Clove) Seed Extract )- pobudza krążenie dzięki czemu stymuluje wzrost włosów, posiada właściwości przeciwbakteryjne, antyseptyczne, jest silnym antyoksydantem. Odświeża włosy i skórę głowy.
Ekstrakt z Szafranu (Crocus Sativus Flower Extract )- doskonale pielęgnuje włosy, regeneruje uszkodzone, odżywia je, przywraca włosom sprężystość i witalność, chroni przed szkodliwym promieniowaniem UV.
Ekstrakt z Kurkumy (Curcuma Longa Root Extract )- posiada działanie przeciwzapalne, antybakteryjne i antyoksydacyjne, zapobiega uszkodzeniom wywołanym przez słońce. Pomocna w walce z łupieżem, pobudza krążenie krwi stymulując w ten sposób wzrost włosów i hamując ich wypadanie.
Ekstrakt z Nawłoci (Solidago Virgaurea (Goldenrod) Extract)- łagodzi świąd, przyspiesza gojenie ran

Dodatkowo producent zapewnia nas, że...


Skład (INCI): Aqua with infusions of Organic Zingiber Officinale (Ginger) Root Oil (organiczny olej z białego imbiru), Organic Helichrysum Arenarium Extract (organiczny ekstrakt z nieśmiertelnika ), Leontopodium Alpinum Flower/Extract (wyciąg z szarotki alpejskiej), Thermopsis Alpine Extract (ekstrakt z łubinnika górskiego),Origanum Majorana Leaf Extract (ekstrakt majeranku), Pimpinella Anisum (Anise) Seed Extract (ekstrakt anyżu), Eugenia Caryophyllus (Clove) Seed Extract (ekstrakt goździku), Crocus Sativus Flower Extract (ekstrakt szafranu), Curcuma Longa Root Extract (ekstrakt kurkumy), Solidago Virgaurea (Goldenrod) Extract (ekstrakt nawłoci), Cetearyl Alcohol (stabilizator, substancja natłuszczająca, pochodzenia różnego), Glycerin, Behentrimonium Chloride (konserwant, substancja myjąca, pochodzenia różnego), Cetrymonium Chloride (substancja antymikrobowa i antystatyczna, pochodzenia różnego), Quaternium-87 (substancja podobna do silikonów, wygładza, ale może się nadbudowywać), Hydroxyethylcellulose (zagęstnik), Cetrimonium Bromide (substancja bakteriostatyczna, pomaga rozczesywać włosy), Benzyl Alcohol (konserwant, potencjalny alergen), Sorbic Acid (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Citric Acid, Parfum

Skład jest bardzo ładny, zawiera bardzo dużo ekstraktów - naliczyłam 9. Ich potencjalne działanie określone mamy wyżej. Od czysto chemicznej strony również nie jest źle, quaternium-87 nie obciąża włosów tak bardzo jak silikony, a chroni jej na tej samej zasadzie. Jednak trzeba pamiętać, że może się nadbudowywać na włosie, dlatego warto pamiętać o oczyszczaniu włosów mocniejszym detergentem raz w tygodniu.



Opakowanie jest zaopatrzone w pompkę, co ułatwia aplikację produktu. Niemniej jednak w moim odczuciu mogłaby aplikować go trochę więcej. Sam balsam jest bardzo lekki, łatwo rozprowadza się na włosach do tego stopnia, że nasze włosy sprawiają wrażenie, jakbyśmy nic na nie nałożyły. Wprowadza to trochę w błąd i przez to z początku nakładałam znacznie więcej produktu, co sprawiało, że był mało wydajny. Po pewnym czasie się przełamałam i nakładałam 2 pompki na całą długość włosów - osiągamy dokładnie ten sam efekt :)

Zapach jest cudny, różni się nieco od tybetańskiego szamponu, jednak jest bardzo podobny. Tak jak pisałam Wam tutaj (klik) po zamknięciu oczu widzę syberyjską niebieską trawę rozciągniętą na niekończących się, poprószonych śniegiem stepach (wpływ gry Syberia 2 :) ). Utrzymuje się na włosach, jednak jest bardzo delikatny, nie powinien nikomu przeszkadzać.

Produkt koi moją skórę głowy, dlatego chętnie nakładam go na skalp. Miał pobudzać wzrost włosów i owszem, zauważyłam trochę babyhair, jednak nie jest to powalający efekt. Nie zauważyłam za to by moje dłuższe włosy "się ruszyły". Powiem szczerze, że taka opcja bardzo mi odpowiada, bo chciałabym zagęścić włosy i wydłużyć do oporu czas pomiędzy hennowaniem, gdyż leniuszek ze mnie straszny - tym bardziej, że kolor utrzymuję mi się już bardzo długo :) Niestety nie jestem w stanie stwierdzić czy babyhair to efekt tego balsamu, czy ajurwedyjskiej maski (klik), ponieważ ona również obiecuje nam takie działanie, a stosowałam oba produkty jednocześnie. Niemniej jednak balsam częściej :)

Ani balsam, ani szampon, choć stosowane były razem, nie zapewniły mi obiecywanej objętości, nawet poprzez pojawiające się drobne włoski. Za to niezaprzeczalnie dodały siły moim włosom, są elastyczniejsze i bardziej mięsiste. Łatwo się rozczesują - a moje włosy wyjątkowo lubią się kołtunić, szczególnie na karku, nawet gdy je związuję i stosuję serum silikonowe... Czesanie przestało być mordęgą. Z racji zimy często noszę czapkę, a moje włosy się nie elektryzują. Do tego balsam jest lekki, nie trzeba go dużo, pomimo tego, że nasze włosy błyskawicznie go wchłaniają. Pomimo quaternium-87 nie obciąża włosów, nawet gdy zapomnę oczyścić włosy :)

Jednak muszę zaznaczyć, że osoby z wysokoporowatymi, suchymi i zniszczonymi włosami nie będą zadowolone z tego balsamu. Będzie on dla nich zbyt lekki, włosy za szybko go wpiją i będą dalej spragnione.

Skusicie się na tybetańską przygodę? :)
Mam do Was pytanie. Stosowałyście może "niewłosowe" produkty Planety Organici? Jesteście zadowolone? Po takim włosowym romansie mam ochotę na więcej!

Pozdrawiam ciepło! Jaskółka

27 gru 2013

Grudzień - moja obecna pielęgnacja włosów

Bardzo rzadko zdarzają się u mnie włosowe posty, co ma również swoje plusy. Porównanie zdjęć z sierpnia i grudnia znacznie bardziej mnie motywuje, niż porównanie zdjęć z sąsiednich miesięcy :) Mam też również więcej czasu, by poobserwować włosy i coś konstruktywnego na ich temat napisać.

Po pierwsze muszę zaznaczyć, że przestałam walczyć z lokami. Jak są, to jest mi bardzo miło, jak nie ma, potrafię z tym żyć. Jestem zbyt dużym śpiochem, by specjalnie przygotowywać włosy na dzień, choć efekty z żelem z siemienia lnianego był bardzo obiecujące. Tak więc włosy żyją sobie swoim własnym życiem, a ja też znacznie częściej je związuję, co summa summarum wychodzi im na dobre. Jak mam ochotę, wgniatam w nie balsam do loków z Nivei, ale w większości przypadków o nim zapominam...

Ostatnio zrobiły mi miłą niespodziankę, fundując mi dzień w loczkach! Zafundowałam im w zamian 4-godzinną maseczkę z olejem kokosowym i miodkiem pod czepkiem :)

Nie mam czasu (albo raczej chęci do wstawania!) by myć rano włosy, dlatego myję je wieczorem. Przez pewien okres czasu starałam się wiązać włosy w warkocz na noc, jednak na dłuższą metę niezbyt dobrze się u mnie to sprawdzało. Wciąż mam zbyt mało włosów - mam włosy grube po hennie, co daje efekt jakby było ich sporo, ale tak naprawdę są rzadkie i ciągle z tym walczę) - i nie podobało mi się to jak włosy się układają przez ten warkocz. Tym bardziej, że mam przyjaciółkę z blond włosami po pas o tak cudownej grubości (Kinuuu pozdrawiam :*)... Z którą siedzę w ławce i codziennie muszę jej włosy podziwiać. U niej warkocz potrafi zdziałać cuda :) Także śpię z wilgotnymi włosami na normalnej poduszce i powiem szczerze, że nie zauważyłam różnicy pomiędzy spaniu w warkoczu a bez - tym bardziej, że od jakiegoś czasu zabezpieczam włosy "jedwabiem" od BioSilk.

Moja skóra głowy znów zaczęła dawać o sobie znać, zafundowałam więc sobie szampon rewitalizujący z Eubiony, za który zapłaciłam 35zł w cieszyńskim sklepie Monoi Tiara. Przyznam, że sklep bardzo mnie zainteresował, a sprzedawczyni jest bardzo sympatyczna, więc pewnie niejeden raz go jeszcze odwiedzę (tym bardziej, że henna Khadi jest tam dostępna stacjonarnie :). Wracając do szamponu, sprawuje się bardzo dobrze, głowa dała mi wreszcie spokój i choć walczę jeszcze z łupieżem, swędzenie ustało i jestem bardzo szczęśliwa. Moje włosy też dłużej są świeże, wytrzymują nawet 3 dni bez mycia przy "dobrym wietrze", jednak są oklapnięte i muszę je związywać.
Nie oznacza to, że odstawiłam szampon z Planety Organici! Zdarza mi się stosować odrobinę szamponu z Eubiony na skórę głowy i jedną pompkę szamponu tybetańskiego na długość - jestem gotowa na takie poświęcenia dla tego zapachu :)

Staram się olejować włosy częściej niż zwykle, od jakiegoś czasu robię to 2-3 razy w tygodniu - zmotywowana z początku nadchodzącym terminem ważności mojego oleju kokosowego, później już efektami :) Zaczęłam łączyć olej z miodem, nakładane na ciepło, co daje efekt bardziej miękkich włosów.
Zaczęłam również wcierkowanie, zakupiłam Jantar, wcieram już prawie trzy tygodnie i czekam powoli na efekty. Coś mi się w moim kąciku zaczyna dziać, więc jestem pełna nadziei :)
Włosy wypadają, jak wypadały, wypadanie wzmogło się gdzieś w okolicach października, gdy nadeszła brzydka jesień. Teraz już się unormowało, więc nie narzekam.

Co zauważyłam po półrocznej świadomej pielęgnacji włosów? Najważniejszym dokonaniem jest odkrycie mojej alergii na cocamidopropyl betaine (możecie o tym poczytać tutaj). Pogodziłam się z moimi lokami i z silikonami, i zaczynam powoli, szczególnie teraz na okres zimowy, wprowadzać je z powrotem do mojej pielęgnacji, jednak świadomie.
Częściej zdarzy mi się sięgnąć po suszarkę, której kiedyś omijałam jak ognia, jednak włosy nie niszczą mi się już jak kiedyś. Szampon z SLS (Syoss) stosuję raz w tygodniu, by dokładnie oczyścić włosy, czasem sięgam również po peeling kawowy, o którym przeczytałam u Herrbaty, by oczyścić równie dobrze skórę głowy i pobudzić ją do "działania" :)
3 razy w tygodniu stosuję maski od ucha w dół w trosce o moje ciągle trochę suche końcówki, stosując na zmianę maskę regenerującą z Biowaxa, którą wygrałam w rozdaniu, maskę Latte Kallosa, którą przywiozłam z wymiany w Rybniku oraz wykorzystuję resztki cudownej maski ajurwedyjskiej Planty Organici.Maski jednak stosuję przed myciem włosów, ponieważ moje włosy łatwo się obciążają. Czasem zamiast maski stosuję olej, czasem wymieszam olej z maską. Stosuję maskę po umyciu jedynie jeśli mam jakieś ważne wyjście i chce mieć włosy "ułożone" :)
Po umyciu zawsze stosuję balsam tybetański z Planety Organici (chyba, że mam kaprys na maskę, co jest oczywiste :P), który bardzo dobrze mi służy i jego recenzja na dniach się pojawi. Na wilgotne włosy stosuję mgiełkę przeciw wypadaniu włosów z Green Pharmacy, która znacznie lepiej służy mi na długości, gdyż pięknie zmiękcza włosy i wzmacnia ich blask. Na wypadanie włosów nie zauważyłam większego wpływu. O niej również niedługo pojawi się recenzja.

Więc jak wygląda mój grudniowy zestaw do włosów?


Od lewej:
  • Odżywka Jantar ok. 7-11zł
  • Szampon rewitalizujący Eubiona ok. 35zł
  • Szampon tybetański "Siła i Objętość" Planeta Organica ok. 20zł
  • Balsam tybetański "Siła i Objętość" Planeta Organica ok. 20zł
  • Olej kokosowy ok. 17zł
  • "Jedwab" Biosilk ok. 3zł (Biedronka!)
  • Maska Ajurwedyjska Planeta Organica ok. 32zł
  • Maska "Latte" Kallos ok. 11zł za litr (tę upolowałam na wymianie na spotkaniu:))
  • Maska regenerująca Biovax "Latte" ok. 18zł (wygrana w rozdaniu)
Przypominam, że na wszystkie kosmetyki rosyjskie mam dla Was 30% zniżkę na Skarbach Syberii :)

I jak się mają moje włosy po takich kuracjach? :)

Włosy się trochę puszą, a loki się wyprostowały, bo musiałam je dziś suszyć suszarką. Udało mi się jednak uwiecznić ich blask, z czego jestem bardzo zadowolona :) Taki czerwony kolor udało mi się uzyskać zmieniając rodzaj henny - ponownie dzięki radzie Pani z Monoi Tiara (i chyba to jest główny powód, dlatego się nią tak bardzo zachwycam :P). W sklepie nie było henny z almą i jatrophą, jednak Pani wytłumaczyła mi, że ta wersja jest przeznaczona raczej do brunetek, które chcą zostać rudzielcami, dlatego efekt wychodzi taki rudy pomimo moich starań. Poradziła mi wypróbować czystej henny, a ja chwyciłam byka za rogi i cieszę się wyrazistą czerwienią.

Skoro jesteśmy przy hennowaniu, pół roku moich przygód z henną minęło już dawno. Zauważyłam silniejsze włosy i dłużej utrzymujący się wyrazisty kolor, z czego się bardzo cieszę. Mogę naskrobać parę słów o hennie w następnej notce, jeśli jesteście chętne (chyba, że macie już dość tego tematu :)).

Dla porównania przesyłam zdjęcie z ostatniej aktualizacji włosowej:


Niestety światło jest inne, ale myślę, że widać różnicę. Szczególnie w długości :):):):)

A jak się ma Wasza zimowa pielęgnacja włosów?

Pozdrawiam! Jaskółka

Disqus for Jaskółcze Ziele