27 lis 2014

Świąteczne zakupy u Gaia Creams!

Kochani, przepraszam Was najmocniej za moją nieobecność, jednak takiej przerwy na ten moment potrzebuję. Mam nadzieję, że jesienna chandra szybciutko mi minie i wrócę do Was z nową, świeżą i promieniującą energią! Coś czuję, że będzie to miało miejsce jak tylko spadnie śnieg... :)

Nie mogę się doczekać tej cudownej świątecznej atmosfery, a Wy?

A skoro już o świętach mowa... Jak tam stoicie z prezentami? Planujecie je wcześniej czy biegacie po sklepach w świątecznej gorączce, bijąc się, szarpiąc i gryząc, by upolować ostatni egzemplarz? :)
Jeśli jesteście, tak jak ja, z tego pierwszego typu, mam dla Was propozycję - widnieje ona od jakiegoś czasu na blogu i fanpage'u, jednak teraz jest ciekawsze o całe 20%...

 

20% rabatu za zakupy u Gaia Creams!



http://jaskolcze-ziele.blogspot.com/2014/02/gaia-creams-wielopokoleniowy-kremi.htmlWięc jeśli tylko macie ochotę na wspólne zakupy razem ze mną, napiszcie do mnie maila (ziele.jaskolcze@gmail.com) lub skontaktujcie się ze mną w wiadomości poprzez fanpage. Podajcie mi na jakie gaiowe cudowności macie chrapkę i dogadamy się co do kosztów :)

Tak duże rabaty na cały asortyment u Gaia Creams nieczęsto się zdarzają, więc łapcie okazję!

http://jaskolcze-ziele.blogspot.com/2014/10/regulujacy-oczyszczajacy-kojacy.htmlPrzy okazji gorąco Was wszystkich zachęcam do zapisania się do newslettera - w taki oto prosty sposób świąteczny rabacik wpadł w moje łapki :)

Dla dodatkowej zachęty zostawiam Wam recenzję dwóch kremików, które miałam w swoich łapkach - Argan&Sea Buckthorn oraz Palmarosa&Thistle.


Znajdziecie je pod zdjęciami :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka



16 lis 2014

Pytaśki włosowe! Wspólne zakupy z Gaia Creams!

Lubicie tagi? Ja bardzo! Można w ten sposób dużo dowiedzieć się u autorach blogów, wykreować sobie jakiś zarys drugiego człowieka. Osobiście zawsze z większym sentymentem podchodzę do blogów, o których autorach co nieco mogłabym powiedzieć :) Jak to u Was wygląda?

http://poradyherrbaty.blogspot.com/2014/11/lba-i-wosowe-pytaski.html

Dzisiaj przedstawiam Wam pytaśki włosowe, do których zostałam nominowana przez Asię, za co serdecznie dziękuję :)

1. Jaki masz kolor włosów?
Obecnie jest to płomienny rudy, z czerwonym poblaskiem. Naturalnie jestem ciemną blondynką, kolor przypominał popielaty mysi blond.

2. Czy jest to kolor Twoich marzeń? Jeśli nie, to jaki jest?
Tak, jest to kolor moich marzeń i dłuuuugo go nie zmienię! :):):)

3. Pozwalasz wyschnąć włosom naturalnie czy stosujesz suszarkę?
Generalnie pozwalam im wyschnąć naturalnie. Zdarza się jednak, że mam kompletnego lenia wieczorem i kąpiel przekładam sobie na rano - wtedy z racji braku czasu stosuję suszarkę, jest to jednak sporadyczny leniuszek.

4. Jaki jest Twój największy włosowy problem?
Nie kręcą mi się już tak, jak kiedyś! Ubolewam nad tym strasznie, szczególnie gdy patrzę na mojego Tośka, który ma cudne loczki, ale już z nimi o te fale nie walczę. A jak mają dobry dzień, to robią mi miłą niespodziankę :)

5. A co w nich lubisz najbardziej?
Że się mnie słuchają... :) Nie licząc fal oczywiście, tutaj w żaden sposób nie idzie ich przekonać, w tym przypadku moje włosy wyznają zasadę: albo będzie po mojemu, albo będzie tak, jak ja chcę! Ale generalnie rzadko mi się zdarza bad hair day, nie mam problemów z ich układaniem, nasze relacje są bardzo spokojne.

6. Ulubiony szampon?
Do niedawna było to czarne mydło babuszki Agafii. Jednak niedawno zostało zdetronizowane przez mydło cedrowe!

7. Ulubiona maska lub odżywka?
 I w jednej i drugiej kategorii mam dwóch konkurentów - jednak wszystkie produkty pochodzą od Planety Organici. Zawsze w którymś momencie stosowania jednej wersji zatęsknię za drugą!
Wśród masek bije się mocno nawilżająca czarna marokańska z mocno nabłyszczającą, poprawiającą skręt złotą ajurwedyjską.
Wśród odżywek bije się mocno nabłyszczająca i wygładzająca marokańska z mocno nawilżającą, pachnącą cynamonem turecką.

8. Idealna długość włosów?
Włosy sięgające talii. Jeszcze mi trochę brakuje, ale jeszcze rok, maksymalnie dwa... :)

9. Najciekawszy włosowy gadżet?
InvisiBobble! Nie rozstaję się z tymi gumkami, nie potrafię już nosić zwykłych, zaraz czuję jak mi ciągnie włosy, doprowadza mnie to do szału. Jedynym wyjątkiem są warkocze, gdzie InvisiBobble się zupełnie nie sprawdzają...

10. Największa "włosowa wpadka"?
Nie miałam jakichś typowych wpadek włosowych, z których wszyscy moglibyśmy się teraz pośmiać... Jedynie z takich niewypałów włosowych to był zbyt ciemny brąz, przy których wyglądałam na wiecznie zmęczoną oraz tragicznie wycieniowane włosy, które straciły zupełnie przez to objętość. Ale jak się wtedy kręciły... :)
Jeśli chcecie, mogłabym wyszukać kompromitujące zdjęcia moich włosów w tych różnych dzikich fryzurach i kolorach... Myślicie, że może to być dla Was motywujące? :)

smallbitsofloveliness.blogspot.com

Na koniec mam jeszcze dla Was małą informację! Zbliżają się święta i w związku z tym planuję zakupy u Gaia Creams. Pomyślałam więc, że mogę zorganizować wspólne zakupy, by osoby, które same nie chcą zamówić tych cudeniek ze względu sprowadzania ich z Anglii mogły mieć szansę bliższego poznania. Listę zamykam 30 listopada, ponieważ Gaia Creams ostatnie świąteczne zamówienia przyjmuje do 1 grudnia - by mieć czas na spokojne wyrobienie na zamówienie kremów i wysyłkę. Sama też mam nadzieję, że za niedługo pojawi się mała świąteczna promocja, na której wszyscy będziemy mogli skorzystać.
Czasu na zastanowienie się jest jeszcze sporo, jeśli jednak zdecydujesz się na wspólne zakupy, daj mi zaraz znać mailem: ziele.jaskolcze@gmail.com!


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


13 lis 2014

Cedrowe mydło babuszki Agafii + wyniki

Co prawda wyniki jesiennego konkursu z Dermedic widnieją na fanpage'u od przeszło soboty, to jednak postanowiłam podać zwyciężczynię również tutaj - nie do końca ufam Facebookowi ograniczającemu zasięg. Także już bez zbędnych ceregieli, ratunek dla skóry trafia w łapki Emmeley, czekam na Twoje dane do wysyłki do soboty!

Dziękuję Wam również za troskę! Jestem twardą sztuką, nie dałam się chorobie i już dzisiaj czuję się cały dzień całkiem nieźle. Cieszę się ogromnie, bo w weekend mamy z Tośkiem małe świętowanie i szkoda byłoby spędzić ten piękny dzień w łóżku.
A jeśli Was coś bierze, to gorąco polecam miodek z mniszka i olejek eukaliptusowy :)

Jak na czarne mydło nie umiałam się długo zdecydować, to nad cedrowym już długo nie myślałam! Sporo tutaj zadziałała cena, nie powiem, niecałe 50zł a 20zł to niemała różnica! A z racji tego, że sama Anwen porównała cedrowe i słynnego już czarnego mydła babuszki Agafii, nie było innej opcji, musiałam sprawdzić na sobie!

Jeśli nie pamiętacie moich ochów i achów nad czarnym mydłem babuszki Agafii, to zapraszam Was tutaj :)


Nie ukrywam, będzie to recenzja porównawcza, bo czarne mydło babuszki królowało bardzo długo w naszej łazience - i to nie tylko dlatego, że było niesamowicie wydajne! Polubiłam się z nim ja, jak i Tosiek. Obojgu mydło służyło dzielnie, nie wywoływało podrażnień, nie plątało włosów, ładnie się po nim układały i nie były szorstkie. Czego chcieć więcej? :)

Powiem szczerze, że myślałam, iż nigdy nie znajdę lepszego produktu. Ciekawi, czy coś się zmieniło?

Mydła cedrowego dostajemy mniej, niż czarnego, także mamy 300ml vs. 500ml. Przekłada się to na cenę, w sumie oba mydła wychodzą bardzo porównywalnie, czarne tylko nieco drożej. Ale przyznajcie się przed sobą, po co sięgniecie chętniej, 300ml za 20zł czy 500ml za prawie 50zł? 
Tym bardziej, że produkt jest niesamowicie wydajny. Jest nieco gęstszy od czarnego, ciągnie się jak coś pomiędzy żywicą a karmelem, z tą różnicą, że nie jest tak okropnie lepki :) Pieni się mniej więcej podobnie, czyli bardzo dobrze, dzięki czemu malusim ziarnkiem groszku możemy umyć całą łepetynę - i tak to właśnie u nas wygląda, taka ilość starsza zarówno Tośkowi na umycie całych włosów sporo za ucho, jak i mi do umycia całego skalpu z nawiązką (a tak na co dzień myję włoski).

Konsystencja naprawdę ciekawa, świetnie wpisująca się w "cedrowość" produktu. Pachnie iglastym lasem - uwielbiam ten zapach! - i wyglądem przypomina żywicę. Bardzo klimatyczny produkt, przyjemnie się go używa.
Jeszcze raz wrócę do tego zapachu, bo nie jest on taki zwyczajny, leśny. Po przyłożeniu do noska czuć coś lekkiego, pieprznego i jednocześnie słodkiego. Mogłabym mieć taki wosk, z pewnością byłby moim ulubionym! Szkoda tylko, że zapach nie utrzymuje się na włosach, taki zapach mogłabym ze sobą nosić wszędzie :)
Nie wierzyłam, że to kiedykolwiek powiem, ale ten zapach pobił na łeb na szyję wiosenny las po deszczu, który fundowało nam czarne mydło!


Woda, olejek cedrowy syberyjski, sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, kwas stearynowy, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk pochodzenia roślinnego), ekstrakt z bażyny syberyjskiej, ekstrakt z wrzosu cedrowego, organiczny olej z arniki górskiej, ekstrakt z mydlnicy lekarskiej, ekstrakt z żywicy sosnowej, olejek cedrowy himalajski, wyciąg z gwajakowca, karmel, kompleks miedziowy chlorofilu, alkohol benzylowy, kwas sorbinowy, kwas benzoesowy.

Skład cedrowego mydła jest nieco skromniejszy w porównaniu z czarnym mydłem (da przypomnienia, w czarnym mydle zostało wykorzystane 37 ziół), jednak potrafi wywrzeć bardzo pozytywne wrażenie. Zaraz na drugim miejscu znajduje się główny składnik, czyli olejek cedrowy w odmianie syberysjkiej, pojawia się drugi raz w składzie w odmianie himalajskiej. Jest idealny do pielęgnacji skóry głowy, zapobiega zmianom skórnym i łagodzi już powstałe, jest też świetny w przypadku włosów przetłuszczających się. Dodatkowo, z pomocą oleju z arniki górskiej, zwalcza łupież i hamuje wypadanie włosów. I to wszystko zapewnia nam sam olejek cedrowy!
Pozostałe składniki odżywią skórę głowy i wzmocnią cebulki włosów (bażyna, żywica wrzos cedrowy), karmel, chociaż zastosowany raczej jako barwnik w niewielkiej ilości, też ładnie włosy może nawilżyć. Mydlnica lekarska wraz z detergentami dokładnie oczyści nasze włosy.
Antystatyk zapobiegnie elektryzowaniu się włosów i ułatwi ich rozczesanie, kompleks miedziowy chlorofilu odpowiada razem z karmelem za przepiękny żywicowy kolor produktu, na końcu składu znajdują już się konserwanty chroniące produkt przy częstym kontakcie z wodą.

Brzmi fenomenalnie, prawda? :) Jak to się ma do rzeczywistości?


Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ale cedrowe mydło zupełnie znokautowało swojego starszego czarnego braciszka. Nie dość, że produkty przyjemniej się używa, to do tego na moich włosach sprawdza się o niebo lepiej niż czarne. Po raz pierwszy moja ciekawość okazała się strzałem w dziesiątkę! 
Tak samo jak w przypadku czarnego mydła włosy układają się bardzo ładnie, nawet jeśli nie zastosuję odżywki czy maski po myciu. Po obu produktach nie potrzebowały nigdy dociążenia, nie miałam problemu z ich rozczesywaniem czy układaniem. Jednak w przypadku cedrowego cudeńka, włosy są uniesione u nasady i pełne objętości - której nigdy nie umiałam uzyskać! Pełne życia i energii, są mięsiste przez cały dzień - nie ma już tak, że pod koniec dnia już wiszą smutno. I wytrzymują z reguły dwa dni bez mycia, a to do niedawna był wielki wyczyn!
Zauważyłam też, że plączą się mniej, pomimo otwartego już sezonu na sweterki, szaliki, chusty i czapy.

I na koniec największy ewenement - przestały mi wypadać. Nie uważam, że jest to cud spowodowany tym mydłem, ale możliwe, że miał w tym częściowy udział. Myślę, że spory wkład w ten temat miało też tygodniowe inwersyjne olejowanie (porost nie ruszył, ale chociaż włosy przestały wypadać!), jak i kontynuowany masaż skalpu przy każdym olejowaniu włosów.

Długo się z cedrowym mydłem nie rozstanę! Będziecie mnie musieli siłą od niego odciągać! :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


10 lis 2014

Baikal Herbals - serum dla cery tłustej i mieszanej

Kurcze, miałam tyle planów na dzisiaj, tyle miejsc odwiedzić, tyle fajnych produktów zakupić, odwiedzić w końcu DM, zgarnąć coś dla Was... A tu mnie rozłożyło na części pierwsze! I do tego gardło oberwało, a chroniłam je jak tylko mogłam najlepiej... Znacie może jakieś dobre sposoby na wyjście z takiej nieprzyjemnej sytuacji? Szczególnie myślę o drogach oddechowych, bo zaczyna pobolewać mnie jak oddycham. Na pewno będę polować na olejek eukaliptusowy, ale zanim go dorwę, muszę polegać na domowych sposobach... i syropkach.


O to serum pytałyście mnie nie raz. Ja sama byłam go bardzo ciekawa, dlatego nie dziwi mnie to Wasze zainteresowanie. Nie jest to może moje wymarzone serum, nasze kierunki w pielęgnacji nieco się rozjeżdżają momentami, ale summa summarum jestem z niego całkiem zadowolona. Szczególnie, że można go dorwać za 20zł :)

Tak samo, jak wersja dla sucharków, jest to bardzo wydajny produkt, który z powodzeniem można stosować pod makijaż. Jego konsystencja jak na serum jest całkiem gęsta, ot taki lekki krem na dzień. Tutaj jednak trzeba sobie wyrobić szybką rękę we wsmarowywaniu produktu w skórę, bo bardzo szybko na niej zasycha - nie pozostawia filmu, po prostu ma się wrażenie, że skóra pochłania go w tempie błyskawicznym. Nie jest to nie do opanowania, ale ten efekt potrafi zaskoczyć i dopiero za którymś z kolei kremowaniem udaje się wszystko ładnie rozprowadzić.

Opakowanie jest typu airless, pompka działa bardzo ładnie, można stopniować nacisk, więc aplikujemy tyle kremu, ile sobie zażyczymy. 
Zapach kremiku jest bardzo specyficzny, trochę marszczy mi się nosek, gdy palce masują mi jego okolice. Nie mam pojęcia jak to jest, ale nie dość, że nawilżające wersje kosmetyków Baikal Herbals lepiej na mnie działają, to jeszcze zdecydowanie ładniej pachną!


Aqua with infusions of: organiczny ekstrakt z szałwii lekarskiej, ekstrakt z zawilca żółtego, olej z białej porzeczki, organiczny ekstrakt z tymianku, organiczny ekstrakt z białej herbaty, eter dikaprylowy (emolient suchy), gliceryna, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate (emolient aprobowany do stosowania w kosmetykach naturalnych), alantoina, panthenol, guma ksantanowa, ekstrakt z korzenia łopiany większego, kwas glikolowy, cynk PCA (ogranicza wydzielanie sebum), perfum, alkohol benzylowy, kwas benzoesowy, kwas sorbinowy (konserwanty).

Skład bardzo prosty, bogaty w ekstrakty, które mają za zadanie nie tylko zapobiec naszą buźkę przed nadmiernemu świeceniu się, ale także odpowiednią ją odżywić, pomóc jej się zregenerować i zniwelować podrażnienia. Ekstrakt z białej herbaty dodatkowo będzie walczył z wolnymi rodnikami, a olej z białej porzeczki powolutku będzie zwężała nasze pory. Oprócz tych składników aktywnych w składzie znajdziemy również alantoinę i panthenol , które uspokoją podrażnioną skórę - a taka niejednokrotnie jest skóra problematyczna, kwas glikolowy wspomoże oczyszczanie się porów, zwęzi je i podrasuje nasze komórki w produkcji elastyny i kolagenu. Dwa emolienty to wystarczająca, by zapobiec ewentualnemu parowaniu wody z powierzchni skóry, cynk u cer mieszanych i tłustych jest zawsze mile widziany, a zastosowanie konserwanty są miłe dla oka. 

Serum stosuję już drugi miesiąc. I tak ja wspomniałam, jestem z niego całkiem zadowolona, chociaż mam tutaj do wtrącenia małe "ale". Ja od kremu najbardziej oczekuję nawilżenia, a to serum zapewnia to w stopniu średnim. Nie jest źle, ale skóra miała się znacznie lepiej za czasów nawilżającej wersji (odkrywcze, prawda? :)). Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie ma kremu cud i że ten konkretny produkt ma trochę inne zastosowanie, sprawia to jednak, że jest dla mnie niewystarczający i muszę uzupełniać swoją pielęgnację o inny produkt (teraz jest to resztka cudnego kremu od Gaia Creams ♥). Z moją buźką już jest tak, że niedostatecznie nawilżona zaczyna mocno kaprysić, a to kapryszenie objawia się wypryskami. Dlatego to dla mnie takie ważne :)


Niemniej jednak naprawdę jestem z niego zadowolona. Na polu walki, do którego został przeznaczony, wygrywa nie tylko pojedyncze bitwy, ale całe wojny! Świetnie radzi sobie z regulacją produkcji sebum, najlepiej ze wszystkich stosowanych przeze mnie kremów. Oczywiście nie niweluje "problemu całkowicie", cery mojego pokroju nigdy nie osiągną pielęgnacja całkowitego matu - ale ja na to wcale nie narzekam, płaski mat jest nudny, delikatnie błyszcząca się buźka wygląda na zdrową i pełną życia. Poza tym, zawsze będę to powtarzać!, tłustsze buźki starzeją się wolniej :)
Dzięki serum makijaż trzyma się w naprawdę dobrym stanie średnio o jakieś dwie godziny dłużej, co daje mi 5-6 godzin bez śladu powstawania tafli lustra na czole. Oczywiście, błysk powoli wychodzi, bo taka już nasza natura, ale nie wygląda to źle, ot naturalnie.

Wypryski też potrafią goić się szybciej, jeśli tylko im nie przeszkadzam dłubaniem. Powstaje ich mniej, moja skóra jest wyraźnie czystsza i powstaje na niej mniej przebarwień. Ciężko jest mi stwierdzić jego wpływ na zwężenie się porów, bo niedawno rozpoczęłam kurację kwasami i chociaż, tak, zauważyłam wyraźnie zwężone pory to nie jestem w stanie stwierdzić na ile jest to skutek tych trzech peelingów, które udało mi się wykonać, a na ile prosperujące działanie kremu na mojej skórze. Może efekty się nałożyły? Nie wiem, wystarczy mi sam fakt, że pory są mniejsze :)

Pomarudzę sobie jeszcze przez chwilę, że skóra mogłaby być lepiej nawilżona po samym tym serum, ale powiem szczerze, że i tak nawilża lepiej niż niejeden kosmetyk przeznaczony do cery tłustej, a to już coś. Ktoś pomyślał i o tym aspekcie pielęgnacji naszych buziek, kochane, zaczynają myśleć o naszych biednych tłuścioszkach! ♥

Zawsze można buźkę odżywiać w nocy - w moim przypadku królują jednak bezkremowe noce, więc nawilżanie i tak ma u mnie miejsce w ciągu dnia. Marudzenie marudzeniem, przynajmniej mam pretekst do nałożenia maseczki na twarz :)

Znacie się z tym produktem? Jakie macie o nim zdanie?
Jeśli jesteście zainteresowane serum, możecie je znaleźć, o tutaj, na Triny.pl :)


Robicie zakupy na Triny.pl? Ja bardzo lubię się u nich zaopatrywać, mają niezwykle szeroki asortyment kosmetyków różnego pochodzenia, w tym polskich. Można się zaopatrzyć we wszystko w jednym miejscu :)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


8 lis 2014

Denko #3 okołotwarzowe

Ale nam się pogoda popsuła! Takiej pogody wyjątkowo nie lubię, najchętniej zaszyłabym się pod kocykiem z kubeczkiem słodkiej herbaty, z książką... I w sumie od ponad godziny tak to u mnie wygląda, wcześniej siedziałam z książką w wannie... I tak jest ciemno, więc co za różnica o której moczę tyłek?
Trochę przemarzłam, więc należało mi się. Próbuję w ten sposób trochę oswoić jesień. Jak Wam to wychodzi?

A jak Wam wychodzi pielęgnacja skóry jesienią? Mam dla Was konkurs związany z tym pytaniem, pamiętacie? Chętnie podpatrzę jakieś Wasze patenty, szczególnie na dobre nawilżenie skóry, bo ostatnio u mnie z tym krucho... Liczę na Was :)

Tak jak obiecałam, przyszła kolej na pozostałą część denka. Okołotwarzową część :)


Wykończyłam dwa pudełka CeryNovy z bratkiem. Była jakaś nikła poprawa stanu cery, ale na tyle nikła, że trzeciego opakowania już nie było. Ale też nie miałam wysypu w trakcie ich brania, a tego się spodziewałam. Cynk, bratek, stare sposoby na poprawę stanu cery, oczyszczają organizm z toksyn. Skóra wyglądała lepiej, ale zdecydowanie bardziej służy jej beta-karoten. A jeśli chodzi o wypryski, zwalczam je kwasami :)

Próbki kremu od SantaVerde na bazie aloesu w wersji Rich i Light dostałam w ramach akcji prowadzonej przez tę firmę na Facebooku. Fajna sprawa, próbeczki przychodzą do Ciebie same, a jak się polubicie z produktem to wiecie czego oczekiwać za daną cenę. A te kremy są naprawdę dobre jak na moje potrzeby. Zdecydowanie lepiej sprawdzała się u mnie wersja Light, Rich była zbyt bogata dla mojego tłuścioszka. Dodatkowo lekka, mocno płynna konsystencja tej pierwszej wersji pozwoliła mi testować krem na skórze przez przeszło dwa tygodnie. Skóra była dobrze nawilżona, wypryski szybciej się goiły. Jestem strasznie ciekawa efektów przy dłuższym stosowaniu, ale skutecznie odstrasza mnie cena. 130zł za 30ml produktu, plus jeszcze koszty przesyłki... Kremy z Gaia Creams wychodzą taniej, a mają ciekawsze składy :)

Próbkę kremu z Natura Siberica otworzyłam w okresie poszukiwania dobrego kremu nawilżającego. I ten krem zapchał mnie przeraźliwie już po pierwszym użyciu! Tworzy brzydką maskę na twarzy, przez którą momentalnie błysk zaczął ze mnie wyłazić. Nie, nie, nie, nie tędy droga.

Po żel tymiankowy z Sylveco sięgnęłam z czystej ciekawości. Tymianek to zioło znane z dobrego działania na skórę problematyczną, a po dobrych wspomnieniach po spotkaniu rumiankowego braciszka byłam pozytywnie nastawiona. I wszystko to, co udało mi się osiągnąć rumiankowym żelem poszło się paść podczas stosowania tego tymiankowego. Nie uwłaczam jego właściwościom, ale dla mojego problematycznego tłuścioszka potrzeba czegoś więcej, np. kwasu salicylowego zawartego w rumiankowej wersji. Tymiankowa jest dobra dla cery suchych, wrażliwych, które by rumiankowa wersja wysuszyła i może nawet podrażniła.

Tłusty krem nagietkowo-brzozowy to był hicior! Hicior na okres jesienno-zimowy, co mi przypomina (szczególnie po dzisiejszym paskudnym dniu! pfe!), że w poniedziałek podczas łażenia po mieście będę musiała odwiedzić zielarnię :) Jest niezastąpiony, rewelacyjnie oczyszcza skórę, nadaje jej lepszy koloryt, daje siłę na przetrwanie mrozów.
Miałam też wersję lekką, kupiłam ją ze wspaniałą wizją wzmożonej kuracji pełnym nagietkowo-brzozowym zestawem. Totalna pomyłka, kolejny krem tworzący maskę na twarzy. Trafił w ręce Tośka, który ma cerę problematyczną, ale jednocześnie suchą i jemu dobrze służył.

Podkład mineralny La Rosa zgarnęłam chętnie z wyprzedaży u Ani z jej Kolorowego Kraju :) Akurat też małą wyprzedaż na jej blogu znajdziecie, więc jeśli jesteście ciekawi, to serdecznie Was na bloga Ani zapraszam. Z resztą, nie tylko na wyprzedaż :) Byłam ciekawa innych minerałków, do tego po głowie chodziło mi już wtedy małe przeświadczenie, że powinnam spróbować z nieco bardziej żółtymi tonami. Podkład, który trafił moje łapki, był w odcieniu Honey, bardziej brzoskwiniowym niż żółtym. Posiadał drobinki, których jednak nie było specjalnie widać na skórze, sam w sobie krył naprawdę słabo, używałam go na podkład z Annabelle Minerals, by nieco ożywić kolor skóry, tak akurat na wiosnę. Chociaż był naprawdę kiepskiej jakości, wspominam go mile, ponieważ odkryłam w końcu swoją kolorystykę i przestałam wyglądać na wiecznie zmęczoną czy chorą :)


Rosyjskie kosmetyki! :):):)

Na pierwszy ogień trafia serum nawilżające Baikal Herbals, chodzące cudo, mój ulubieniec, za którym mi potwornie tęskno, ale dopóki nie wykorzystam do cna wersji dla tłuścioszków to mogę tylko do niego do niego wzdychać. Najlepszy krem jaki miałam kiedykolwiek, najlepszy krem nawilżający do cery tłustej, skóra naprawdę wygląda po nim na zdrową i zadbaną. Z resztą, co ja Wam tu będę słodzić z własnej perspektywy, kiedy mam potwierdzenie? Jedna z Was, Lori95 (którą pozdrawiam ciepło!) sama przyznała, że pod moim wpływem kupiła i zakupu nie żałuje, a moje serducho się cieszy :)

Dwa toniki, dwie różne wersje, jedna dla cery suchej, druga dla tłustej. Nie mam pojęcia, jak ta firma dobiera składniki pod cerę, ale tutaj ponownie wersja dla cery suchej służy mi tysiąc razy lepiej niż wersja dla cery tłustej i mieszanej. Nawet pachnie lepiej! Tonik dla cery suchej pozostawiał skórę odprężoną, przyjemnie zmiękczoną, jakby zrelaksowaną, ukojoną. Tonik dla cery tłustej i mieszanej po prostu ją przemywał, delikatnie ją napinał, skóra prosiła się o krem (a nie mam w zwyczaju kremować się na noc), do tego towarzyszył mi zapach szarego mydła. Chętnie wrócę, oczywiście do wersji nawilżającej!

Kremiki od babuszki Agafii do 35 lat na dzień i na noc miło wspominam. Bardzo fajny zestaw dla cery niewymagającej od kremu więcej niż odpowiednie nawilżenie i utrzymanie względnej równowagi produkcji sebum. Lekki krem byłby za lekki na jesienno-zimowe kaprysy pogody, za to na wiosnę i lato jest idealny. Chętnie do niego wrócę, szczególnie na letnie upały, nie zapycha i jest zupełnie niewyczuwalny, nawet w najgorętsze dni - w przypadku nawilżającego serum trochę go czuć, jak robi się za ciepło. Kremik na noc jest dobry na każdą porę roku, byleby nie było upału. W gorące noce nieprzyjemnie czuć go na twarzy, źle mi się z nim zasypiało.

Moja przygoda z rosyjskimi kosmetykami zaczęła się od tego produktu! Przedstawiam Wam po raz kolejny maseczkę babuszki Agafii do lat 35, z serii zatrzymanie młodości. Bardzo sobie tę maseczkę cenię, świetnie odżywia buźkę, sprawia, że jest aksamitna, robi cuda z twarzą, gdy tego potrzebujemy: wygląda się po niej na wypoczętego, zdrowego i szczęśliwego człowieka :):):)
Aż mi się tęskno za nią zrobiło, jak tak sobie teraz o tym myślę. Muszę koniecznie uzupełnić zapas przy kolejnych zakupach, będzie to moje trzecie już opakowanie!


Na zakończenie trzy micele - z Tołpy, Dermedic i Botanics. Micel z Tołpy był bardzo długo moim ulubionym, dopiero teraz pojawił się przeciwnik, który ma szansę go zdetronizować - ale, ale! Na razie nic nie mówię! Wyjątkowo delikatny, nie szczypie w oczy, całkiem nieźle radzi sobie z mocniejszym makijażem - potrzeba większej ilości płynu i wacik trzeba przez chwilę przy oku przytrzymać, ale schodzi wszystko ładnie. Mam wrażliwe oczy, więc bardzo sobie go cenię! Do tego nie jest tłusty, a ja tłustych miceli wyjątkowo nie lubię.

Micel z Dermedic to raczej tonik. Niezły tonik nawilżający, nie micel. Nie potrafił sobie poradzić ze zwykłym tuszem. Wykorzystałam go do przemywania twarzy na koniec demakijażu i tutaj fajnie się sprawdzał - usuwał ewentualne resztki i delikatnie nawilżał skórę, w lato również przyjemnie odświeżał. Ale wrócić do siebie nie wrócimy. Bo po co?

Z micelem z Botanic z serii The Power of Plants może i byśmy się polubili, gdyby nie szczypał w oczy. Byłabym w stanie zdzierżyć jego tłustą warstewkę. Ale tak cholernie szczypał w oczy!
Na szczęście był tylko resztą pozostawioną przez ciotkę, która zapomniała go spakować, wracając do Anglii. Wykorzystałam w sytuacjach podbramkowych, jak skończył się inny micel lub gdy pomalowałam się mocno, a Dermedic nie potrafił opanować sytuacji.

Uch, udało się! Koniec denka, opakowania z czystym sumieniem wyrzucone. Mówiłam, że byłaby ściana tekstu, jakbym wszystko wrzuciła za jednym razem! Mam tylko nadzieję, że choć część z Was przebrnie przez to tutaj!

A dla tych, co przebrnęli, mam pytanko, myślę, że miłe... Macie szczególną chrapkę na jakiś konkretny kosmetyk z DMu? Wybieram się w poniedziałek z moją Kinu i chętnie pomyślę również o Was :):):)


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


4 lis 2014

Denko #2: włosowo

Gromadziłam te kosmetyki i gromadziłam... aż zgromadziłam ich trochę :) I takie zgromadzone leżały sobie w siatce gdzieś w kącie, aż zabrałam się w końcu na ich porządne przejrzenie. A jak już się zabrałam, to i zdjęcia porobiłam, z czystym sumieniem w końcu całą siatę wyrzuciłam. Nie mam pojęcia kiedy uzbieram kolejne denko, ale bądźmy dobrej myśli :)

Tymczasem... zapraszam na już drugie denko na blogu!  :) Ale jestem szalona!


Na pierwszy ogień leci Planeta Organica :)

Zestaw tybetański całkiem przyjemnie się sprawował, zdecydowanie bardziej zakochałam się w szamponie niż odżywce. Na pewno kocham tę wersję zestawu za zapach, marzyłby mi się wosk o takim cudownym, nieco marzycielskim, na pewno świeżym i lekkim zapachu!
Po szamponie włosy były sypkie i się nie plątały, odżywka nawilżała włosy w stopniu przyzwoitym, bez szału jak na Planetę Organicę przystało (albo przynajmniej inne wersje tych odżywek). Podsumowując, zestaw przyjemny, ale w przyszłości będę zapatrywać się na inne wersje.
Bardziej szczegółowe recenzje: odżywka, szampon :)

Turecka odżywka to to, co tygryski lubią najbardziej. A już na pewno Jaskółka! Zniewalający korzenny zapach z dominującą nutą cynamonu, połączony z całkiem gęstą jak na odżywkę konsystencją, która na włosach robi nawilżające cuda - i czego tu chcieć więcej? Zapach utrzymuje się na włosach, nienachalnie, delikatnie otula i umila dzień :) Na pewno jeszcze się spotkamy!

Za olejek łopianowy od Green Pharmacy chwyciłam, by zwalczyć wypadanie włosów. Olejek tylko podrażnił mi skórę głowy, więc wylądował w kącie. Z kąta trafił do siatki z denkiem, a z siatki z denkiem tutaj. Obecnie leży sobie w koszu i mam nadzieję nigdy więcej się z nim nie spotkać!

Słynny Kallos i jego maska Latte był rozczarowaniem. Rozczarowaniem po ochach i achach w blogosferze. Sama w sobie jest to dość dobra maska, włosy ładnie się po niej układają, ciężko je przeciążyć, ale na dłuższą metę czegoś w niej brakuje. Tunningowałam ją olejami i ostatnio sokiem z aloesu, aż dotarłam do denka. Tutaj również jest to nasze ostatnie spotkanie.


Jak już zbłądziliśmy w okołowłosowe tematy to pozostańmy tutaj jeszcze troszkę, na tych trzech produktach.

Spray do stylizacji loków i fal dostałam od mamy, która moje kręciołki zawsze lubiła - i właściwie ona zaszczepiła we mnie chęć walki o nie. Dostałam więc w łapki ten spray stylizujący i zachęcona dzielnie stosowałam. Przerobiłam różne warianty, na suche włosy, na wilgotne, w różnych ilościach i efekt naprawdę był średniawy. Nawet jeśli włosy nabrały fajnego skrętu, nie utrzymywał się długo, bardzo łatwo było ze sprayem przesadzić, trudno się z nim pracowało i zawsze skóra wokół włosów, ręce, ewentualne ciuchy były posklejane. Żegnamy się jeszcze przed denkiem, powrotów nie będzie.

Toner Tone&Shine w odcieniu Marigold to kolejny pomysł mamy, która nie chciała bym zniszczyła sobie włosy zbyt częstym farbowaniem - a wiadomo, że rudości wypłukują się z włosów najszybciej. Byłam z niego naprawdę zadowolona, fajnie odżywiał włosy jednocześnie nadając im koloru, jeśli nałoży się sporą ilość produktu, jest w stanie nawet zasłonić odrosty (jeśli tylko są jaśniejsze lub w podobnym odcieniu do Waszego farbowanego koloru, ja z rudościami nie miałam problemu, a jestem ciemną blondynką). Pracowało się z nim naprawdę przyjemnie. Jedynie z trwałością tego produktu krucho, kolor wytrzymuje na włosach do pierwszego mycia. Niemniej jednak fajny gadżet na większe wyjścia, gdy nie macie czasu albo możliwości się pofarbować :) Chętnie zaopatrzę się jeszcze raz, w bardziej czerwonym odcieniu.

Olejek arganowy z Bielendy oczywiście jest mieszanką różnych substancji, ale jest produktem, który miło wspominam. Zabrałam go w zeszłym roku do Bułgarii, olejowałam nim włosy, wcierałam w ciałko i ta jego wielofunkcyjność bardzo mi się podobała. Jest to swego rodzaju suchy olejek, więc wygodnie się nim obsługiwało. Gdyby tylko atomizer dobrze działał, zabezpieczałabym nim również włosy na plażę. Przez resztę lata z resztą tak robiłam, przelawszy go do innej butelki. Chętnie sięgnę po niego raz jeszcze.

Ale mi się notka rozbudowała! Mam jeszcze trochę rzeczy do opisania, ale zobaczywszy taką ścianę tekstu pewnie niejeden z Was po prostu przewinie lub nawet zamknie stronę! W takim razie postanowiłam moje pierwsze denko podzielić na dwie części, druga będzie w temacie okołotwarzowym :):):)
Konkurs!

Przypominam Wam kochani, że macie szansę wygrać w jesiennym konkursie ratunek dla skóry w sprayu od Dermedic. Produkt jest nietłusty, tworzy ochronną otoczkę wokół skóry i porządnie ją regeneruje - akurat tak na czas regeneracji skóry po letnich upałach, byście mogły dobrze przygotować ją na nadchodzące mrozy :)

Jedyne, co musicie zrobić, to odpowiedzieć na pytanie: Jak pielęgnujecie swoją skórę jesienią? Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi, bo sama mam z moją trochę problemów i chętnie podpatrzę Wasze sposoby na zadbaną skórę w tym kapryśnym okresie :)

Po szczegóły zapraszam Was tutaj :)


A co do osób, które pytają mnie o wyniki konkursu z Cherry Beauty - dziewczyny, tak jak Wam pisałam pod ostatnim postem, straciłam kontakt z Panią Pauliną, właścicielką sklepu. Moja cierpliwość też jest już powoli na wyczerpaniu, wysłałam dzisiaj już trzeciego maila do Pani Pauliny i dałam jej znać, że będę grzecznie czekać do piątku włącznie. Trzy tygodnie czekania na odpowiedź to wystarczająca ilość czasu, prawda?
Niezależnie od tego, czy Pani Paulina się odezwie, czy też nie zwyciężczyni zostanie ogłoszona w sobotę. Jedyne, co się może zmienić to nagroda - nie jestem w stanie zafundować Wam tej samej nagrody, która była obiecana przez Panią Paulinę, za to skoczę do DM w Czeskim Cieszynie i tam Wam coś wybiorę. Skontaktuję się ze zwyciężczynią i razem ustalimy, co dostanie.
Jest mi trochę przykro, że muszę się tłumaczyć. Lubię urządzać dla Was konkursy, myślę, że i dla Was jest to dobra zabawa, a tu taka nieprzyjemność musi nas spotykać. Bądźmy jednak na razie w dobrej wierze, może Pani Paulinie naprawdę coś wypadło i jeszcze się odezwie.


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


1 lis 2014

Konkurs z Dermedic [ZAKOŃCZONE]

Śpicie, Łobuzy? Czy może jednak wycinacie psikusy? :)

Mam dla Was niespodziankę! Razem z Dermedic organizujemy mały konkurs, w którym możecie wygrać zimowy ratunek dla skóry. Długo zastanawiałam się, co dla Was wybrać i taka mała pomoc w zimowej pielęgnacji wydaje mi się odpowiednia. W końcu to w zimę skóra jest najbardziej narażona na przesuszanie i pękanie, gdy za oknem mroźno, a w domku okres grzewczy. Ten mały pomocnik wykorzystuje moc oleju lnianego, kwasu hialuronowego i betainy, dzięki czemu skóra staje się nawilżona, a jej bariera lipidowa wzmocniona i przygotowana na zimę pełną gębą :)

Wystarczy tylko, że jako moje czytelniczki (obserwujące publicznie bloga) - w końcu robię konkurs dla Was, nie przypadkowych ludzi, a muszę mieć możliwość weryfikacji - odpowiecie na pytanie: Jak pielęgnujecie swoją skórę jesienią? Macie jakiś złoty środek na pielęgnację skóry zmęczonej po lecie? Przygotowujecie ją jakoś specjalnie na zimowe mrozy? A może jesień jest dla Was czasem, gdzie rozpoczynacie kuracje?
Podzielcie się swoim doświadczeniem!

Dodatkowy angaż w postaci szerzenia informacji o konkursie (banner lub udostępnienie na facebooku) polubienia moje fanpage'a, czy też fanpage'a Dermedic będzie pod uwagę w razie remisu. A znając Waszą kreatywność, będzie mi ciężko dokonać wyboru :):):)
Kochani, macie czas do 10 listopada! Czas start!

P.S. Niestety nie wiem kiedy pojawią się wyniki konkursu z Cherry Beauty. Wysłałam kolejnego maila do Pani Pauliny i ciągle czekam na odpowiedź. Mam nadzieję, że do tego dojdzie, ale mam przygotowaną dla Was nagrodę zastępczą, byście nie były poszkodowane.

Trzymajcie się ciepło! Jaskółka

Disqus for Jaskółcze Ziele