31 paź 2016

Sojowa świeca do masażu Goździk | 312

Cześć kochani! Wspominałam Wam jakiś czas temu o moich umilaczach, którzy skutecznie pomagają mi oswoić jesień - która też ostatnimi czasy stała się naprawdę ładna! Prawdziwa polska, złota jesień! Niemniej jednak ciągle zdarzają się dni, w których potrzebuję się rozgrzać, poczuć przytulnie i dzisiaj opowiem Wam o kolejnej rzeczy, która w tej materii świetnie się sprawdza.

Recenzja świecy do masażu polskiej marki 312 o zapachu goździk

312 to polska marka pochodząca z Warszawy, która ręcznie wyrabia świece aromaterapeutyczne i do masażu przy użycie jedynie wosku sojowego oraz olejków eterycznych, tworząc cudowne kompozycje. Wosk sojowy nie ma negatywnego wpływu na człowieka i środowisko podczas palenia, wytwarza mniejszą ilość dwutlenku węgla niż świece parafinowe - nie kopcą się - jest biodegradowalny i, jakby tego było nam mało, mają również dłuższą wydajność (nawet do 50%!). Posiada również bawełniany lub bawełniano-lniany knot.

Opinia o świecy do masażu polska marka 312 zapach goździka
 
Moja świeca jest świecą do masażu o cudnym aromacie goździka. Wosk sojowy ma niską temperaturę topienia, więc podczas palenia nie nagrzewa się mocno i niemal zaraz po zgaszeniu można już się smarować od stóp do głów. Powiem Wam szczerze, że jak nie przepadam zbytnio za smarowaniem się olejkami, to świeca sprawdza się u mnie fenomenalnie - szczególnie, gdy do masażu przyłącza się Tosiek i mogę się cudnie zrelaksować wieczorem. Całkiem to lubię :) Wosk bowiem nie pozostawia tak tłustej warstwy na skórze, jak w przypadku olejków. Wosk ma to do siebie, że zastyga częściowo, nawet w kontakcie ze skórą, przez co na skórze pozostawia uczucie jak odżywcze masło do ciała.

Sojowa świeca do masażu o zapachu goździka 312 opinia

Skóra po masażu jeszcze długo pachnie goździkiem i jest to całkiem intensywny zapach - więc wybierając swoją świece musicie wziąć to pod uwagę, zapach nie może Was męczyć. Ja osobiście uwielbiam goździka i często palę go w kominku, więc jego obecność na skórze wieczorną porą bardzo mnie cieszy. Sam wosk świetnie działa na skórę, ujędrnia ją, przyjemnie zmiękcza i nawilża. Cudne remedium na przesuszoną skórę po lecie i na zimne jesienno-zimowe dni.

Zajrzyjcie również koniecznie na ich świece zapachowe - wąchałam Coffe Mocha oraz Cuban Tobacco & Oak i obie pięknie pachniały!

Goździkowa świeca aromaterapeutyczna (200ml) kosztuje w standardowej cenie 59zł w sklepie internetowym 312. Dostępna jest również mniejsza wersja 100ml w cenie 36zł.
Ale macie szczęście i goździk jest obecnie na promocji, i to nie małej! 36zł/200ml, 26zł/100ml. Korzystajcie, kochani!


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


28 paź 2016

Niezbędnik makijażu mineralnego - Super Kabuki

Cześć słońca!

Chciałabym Wam dzisiaj pokazać coś naprawdę niezwykłego, bez czego nie wyobrażam sobie makijażu - tego mineralnego, który towarzyszy mi od ponad trzech lat, na co dzień. Mowa o pędzlu Super Kabuki od Lily Lolo, o gęstym i niezwykle miękkim syntetycznym włosiu, który pokazał mi zupełnie nowe oblicze makijażu mineralnego.


Największym problemem, z jakim spotkałam się, zaczynając swoją przygodę z minerałami lub rozmawiając z Wami, jest aplikacja sypkiego podkładu zbyt grubą warstwą. Ja sama uczyłam się długo, jak najlepiej operować minerałami - gdzie kluczem jest równomierne rozprowadzenie podkładu cieniutką warstwą, by nie dorobić się efektu ciasta na twarzy lub nieestetycznych plam. I chociaż byłam bardzo zadowolona z efektu, jaki uzyskiwałam na co dzień, dopiero Super Kabuki pokazał mi co tak naprawdę znaczy malować się minerałami.

Jak już wspomniałam, włosie jest syntetyczne, mocno zbite i niesamowicie miękkie w dotyku - do tej pory do malowania się minerałami używałam pędzlów Annabelle Minerals - zarówno flat topa oraz kabuki - i uwierzcie mi, przy Super Kabuki te pędzle są szorstkie! Chociaż na dobrą sprawę, dopóki nie poczujecie różnicy... Ja na pędzle AM nie narzekałam, dopóki nie poznałam odpowiednika Lily Lolo.


Miękkość, miękkością, ale to, co on robi z podkładem! Gęstość włosia pozwala na idealne rozprowadzenie już na pędzlu (popatrzcie tylko na zdjęcie poniżej!), więc sama aplikacja na skórze to już kwestia kilku pociągnięć - efekt jest powalający, delikatna chmurka produktu, która zdaje się docierać we wszystkie zakamarki, przepięknie wyrównując koloryt, dzięki czemu krycie naszego podkładu wydaje się intensywniejsze, pomimo nałożenia cieniutkiej warstwy. A w minerałach właśnie o to chodzi - im mniej mamy na skórze, tym wszystko lepiej się prezentuje. Makijaż trwa krócej - chociaż w moim przypadku czas zyskany na aplikacji podkładu zostaje zaraz wykorzystany przy makijażu oka :) - podkład lepiej leży na skórze, dłużej wytrzymuje przy moich skłonnościach do przetłuszczania (ponownie, im mniej, tym lepiej!) i na dodatek podkład jest znacznie bardziej wydajniejszy, bo zwyczajnie wykorzystujemy go znacznie mniej.


Widzicie to, jak idealnie podkład rozprowadza się już na pędzlu? Nie ma ani jednej plamki, dzięki temu makijaż staje się taki łatwy i przyjemny!

Powiem Wam szczerze, że przed zakupem pędzla skutecznie powstrzymywała mnie jego cena - 91,90zł - ale obiema rękoma podpisuję się pod tym, że płacimy za jakość. Nie wyobrażam sobie bez niego mojego makijażu mineralnego, tak samo jak nie wyobrażam sobie już aplikacji płynnego podkładu bez Beauty Blendera. Tym bardziej, że Super Kabuki będzie z nami dużo dłużej niż słynne jajeczko :)

Pędzel Super Kabuki kosztuje 91,90zł, jego mniejsza wersja, Baby Buki - 54,90zł, w sklepie internetowym Costasy.pl. Jest również dostępna jego limitowana wersja z czarno-niebieskim włosiem!

P.S. W sklepie internetowym Costasy.pl trwa teraz promocja -10% na pełnowymiarowe produkty, z okazji Halloween :)

Znacie Super Kabuki lub inne pędzle Lily Lolo? Macie swoich faworytów?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


25 paź 2016

Zakupy kosmetyczne: Rossmann i Hebe

Cześć kochani! Miniony weekend był cudowny, spędziłam go w Pradze, przy przepięknej słonecznej pogodzie - taką jesień, pełną kolorów, uwielbiam. Praga jest jak na razie drugim najpiękniejszym miastem, jakie dane mi było odwiedzić - pierwszy jest w moim rankingu Barcelona! Nie ma lepszego sposobu na spędzenie weekendu jak wielogodzinne spacery po ulicach Starego i Nowego Miasta, czeskie jedzenie i piwo. Nie był to mój pierwszy raz i na pewno nie ostatni! Tymczasem moje nogi potrzebują dogłębnej regeneracji...

W dzisiejszej notatce, pisanej w pozycji półleżącej na kanapie :), chciałabym Wam pokazać co nakupowałam na promocjach mających miejsce ostatnio w drogeriach. Moje łupy pochodzą z Rossmanna i Hebe.


Postanowiłam poszerzyć swoją kolekcję lakierów - i zdecydowałam się na nietypowe dla mnie kolory, szczególnie na jesień. Jesień na moich paznokciach była zawsze czerwno-fioletowo-burgundowa, a im ciemniejszy odcień, tym lepiej. Te kolory - Shell we dance? oraz Greyfitti - to wielka przemiana w moim życiu :)

Shell we dance? to lakier który delikatnie rozbiela płytkę paznokcia, ujednolica ją - niemniej jednak płytka cały czas jest widoczna. Bardzo elegancki, nie rzucający się w oczy kolor.
Greyfitti to świetnie napigmentowana szarość, na moich dłoniach z powodu żółtych tonów skóry wpada trochę w niebieskie tony. Ale dalej jest cudna!


W Hebe kupiłam tylko jedną rzecz - kredkę do ust Gosh w kolorze 012 Raisin, przepiękny brąz który wpada w burgundowe tony. Uwielbiam ją za to, że jako jedyna z wszystkich przetestowanych przeze mnie kredek nie wypadała rudo-czekoladowo. Totalnie zakochałam się w niej.
Przy okazji w Hebe mogłam na spokojnie wybadać produkty, które spotkamy również w Rossmannie - na istniejących testerach - i do Rossmanna poszłam już po błyszczyk Maybelline ColorSensational w odcieniu Coffe Kisses - delikatnie brązowy, półtransparentny z drobinkami - oraz korektor L'Oreal True Match w odcieniu 1 Ivory - jest mega jasny, mega żółty i mega kryjący.


Ostatnia do mojego koszyka wpadła nowość L'Oreala - rozświetlacz Rosy Gloss, 3 odcienie utrzymane w tonacji brzoskwiniowo-różanej. Wygląda naprawdę przepięknie, zarówno w opakowaniu, jak i na skórze. Mam jedynie zastrzeżenia do najjaśniejszej części, nie jest tak kremowa jak reszta, drobinki mogły by być lepiej zmielone.


Zdecydowanie są to moje największe zakupy na tego typu promocjach. Wy też zaszalałyście? Czy może unikacie takich promocji?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


14 paź 2016

Nietypowy żel do higieny miejsc wyjątkowych | Coslys

Cześć kochani! Cudem oderwałam się od kolorowania - jak mnie to wciągnęło! - by do Was zawitać na chwilę. Mam Wam bowiem do pokazania produkt wyjątkowy, do pielęgnacji miejsc wyjątkowych. Francuska marka Coslys wypuściła spod swoich rąk bardzo delikatny żel do higieny intymnej na bazie wody różanej.


To, co podoba mi się w nim najbardziej, to jego prostota i fakt, że nie krzyczy na odległość: jestem żelem do higieny intymnej! Właściwie wcale tak nie wygląda, równie dobrze mógłby być żelem do mycia ciała. Opakowanie bardzo mi się podoba, jest to tuba o pojemności 250ml wykonana z miękkiego nieprzeźroczystego plastiku, a na etykiecie widnieją podstawowe informacje, nie zaznaczające mocno czym produkt właściwie jest. I tak piękna róża!

Żel jest bardzo rzadki, wodnisty i zdecydowanie bardziej przypomina galaretkę o delikatnym żółtym zabarwieniu - przez to zawsze aplikuję go za dużo, potem tonę w pianie (pieni się wyśmienicie!), choć pomimo tej mojej przymusowej rozrzutności produkt jest bardzo wydajny. Produkt jest na bazie wody różanej, ale pachnie delikatnie dodanymi olejkami eterycznymi: olejkiem sosnowym i eukaliptusowym. Daje to zwiększone uczucie świeżości, które długo się utrzymuje. A zapach przypomina cukierki z dzieciństwa...


Woda, woda kwiatowa z wiązówki błotnej, woda kwiatowa z róży damasceńskiej, betaina kokamidopropylowa, Sodium Lauroyl Sarcosinate (anionowy surfaktant z oleju kokosowego i glicyny), gliceryna roślinna, Decyl Glucoside (niejonowy surfaktant z oleju kokosowego i glukozy), Sodium Lauroyl Oat Amino Acid (anionowy surfaktant z aminokwasów owsa), Caprylyl/Capryl Glucoside (niejonowy surfaktant z oleju kokosowego), olejek sosnowy, guma ksantanowa, chlorek sodu (sól), olejek eukaliptusowy, Glycine Soja, tokoferol (wit.E), alkohol benzylowy, kwas dehydrooctowy (konserwanty), wodorotlenek potasu (regulator pH)

W składzie nie znajdziemy mydła, a delikatne środki myjące, których działanie łagodzą wody kwiatowe, gliceryna i witamina E. Wiązówka błotna ma również działanie bakteriobójcze i odświeżające, róża damasceńska nawilża wrażliwe okolice i tonizuje. Właściwości odświeżające potęgują wspomniane wcześniej olejki eteryczne: sosnowy i eukaliptusowy. Produkt ma pH na poziomie 5,5, więc jest idealny do pielęgnacji naszych wyjątkowych miejsc.


Podsumowując, żel sprawuje się świetnie - jest delikatny, ale tworzy dużo piany i świetnie myje, nie podrażnia, odświeża i pozostawia uczucie świeżości na długo - co szczególnie doceniam w te dni. Świetny produkt z dobrym składem i dobrej cenie.

Za 250ml żelu do higieny intymnej Coslys zapłacimy 31,99zł (500ml - 43,98zł!) w drogerii internetowej Matique.


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


11 paź 2016

Oswajamy jesień!

Cześć kochani! Jesień złapała nas wszystkich w swoje mokre, deszczowe i niezwykle zimne sidła. Ja osobiście dość mocno się w nich zamotałam, przez co skończyłam na przeziębieniu - które na szczęście udało mi się już zwalczyć sprawdzonym mlekiem z miodkiem i czosnkiem (ohyda, ale działa paskudztwo) - i chorym gardle, które pewnie będzie mnie męczyć jeszcze tygodniami, taka moja piękna natura. Ale za to poranki rozweselają mi chrapliwe, niezwykłe seksowne basy jakie wydaje moje gardło :)

Skoro jesień już na dobre zagościła się u nas, czemu by jej nie oswoić? Ciepłym szalikiem, herbatą i cudownymi umilaczami czasu. Umilaczami jesieni.


Moja mgiełka kupiona jeszcze w kwietniu wreszcie doczekała się chłodniejszych dni. Cup of warmth to świetny sweterkowy zapach - najmilej mi z nim, gdy jestem w sweterku. Pachnie miłym wieczorem przy kominku, z dobrą książką, z jeszcze lepszą herbatą, gdy deszcz padający za oknem wprowadza miły klimat - dopóki nie musimy wyjść na zewnątrz. Pachnie słodkim mlekiem z dodatkiem miodu z korzennymi przyprawami, czyli zupełnie jak moja ulubiona na ten moment herbata - Vanilla Chai z serii Tesco Finest z odrobiną mleka, koniecznie słodka. Która swoją drogą jest uwzględniona jako element bazy tej mgiełki zapachowej. No i hej, hej, ten cudny sweterkowy wzorek na butelce!

Właśnie, właśnie! Długo nie potrafiłam znaleźć tych herbat u nas w Tesco - były herbaty z serii Finest, ale nie TE, moje ulubione, aromatyzowane z dodatkiem przypraw. Do tej pory musiałam liczyć na wujka w Anglii lub ich gości, którzy przywiozą mi paczkę, która starczy na kolejne 50 herbat. Ale teraz... wystarczy wydać 13zł na to cudo! Dostępna jest jeszcze Chai Tea, którą koniecznie wypróbuję... Od razu się czuję jak w lepszym świecie, odkąd ta herbata jest u nas dostępna! 

Jeśli jesteście ciekawe, podaje Wam nuty zapachowe:

Nuty głowy:   bergamotka, kora cynamonu, gałka muszkatołowa
Nuty serca:    imbir, kwiat lotosu, kwiat białego imbiru
Nuty bazy:     krem biscotti, karmelowe piżmo, vanilla chai, drzewo sandałowe


Jak już jesteśmy w tej cieplutkiej atmosferze, wymarzył mi się kocyk w majtuszkowym niebieskim kolorze. Kocyk powstaje w częściach i nie mam pojęcia czy zdążę się wyrobić na zimę, o jesieni nie wspominając - ale na pewno zajmie mi część jesiennych wieczorów :) Długo zastanawiałam się jaki wzór wybrać, ale najprostsze oczka francuskie, gdzie cały czas przerabia się prawe oczka mają w swojej prostocie coś pięknego.

Kolorowanki to właściwie Wasza wina. Podpatrywałam je u Was na Instagramie i marzyły mi się od dawna. Świetny sposób na wyciszenie, na pewno przydadzą się na zwieńczenie ciężkiego dnia. Poza tym uwielbiam wszystko, co wzorzyste i kolorowe, a powstające zwierzaki wyglądają po prostu nieziemsko. Nawet Tosiek się wciągnął i tworzy swojego czarnego ptaka z mocnymi kolorowymi akcentami!

Akwarelowe kredki Mondeluz są świetne jakościowo i kosztowały mnie jedynie 14zł. Nie mogę się doczekać, aż chwycę za pędzel i pokażą swoje prawdziwe piękno!


Paletka Zoeva Golden Rose należy właściwie do mojej mamy, dostała ją ode mnie na zeszłe święta. Ale nie jestem perfidnym złodziejem, zostawiłam w zastaw moją czekoladkę od Too Faced, bo kolory Zoeva wydają mi się idealne na jesień - wnoszą jeszcze trochę słońca przepięknym złotym błyskiem, a jednocześnie są takie miedziano-rudawo-różowo złote i niemal każdy cień nie jest taki oczywisty. Mam już 2 faworytów, Just Rose, cudne różowe złoto, które robi magię na powiece oraz Reflective Elegance, brudny fiolet świetnie podbijający niebieskie plamki w moim oku.


Myślę, że będę jeszcze oswajać jesień na wiele sposobów, powrotem do aktywności fizycznej, niejednym ogromnym kubkiem herbaty, książkami, grubym szalem i serialami. A już na pewno dobrym jedzonkiem, które to z uporem maniaka wrzucam na Instagrama. Jeśli uzbiera się coś ciekawego, na pewno jeszcze pooswajamy jesień razem. Przyznam się Wam, że w sumie nawet lubię jesień, to jej oswajanie jest bardzo przyjemne! Szczególnie, gdy ma się pod ręką takie małe przyjemnostki!

Jak Wam idzie oswajanie jesieni? Nie dajmy się jesiennej chandrze!


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


3 paź 2016

Zestaw działający cuda: szampon Color Therapy, maska Intense Hydrator | Joico K-Pak

Cześć kochani! Przyszedł i dla mnie ten dzień, że wakacje się kończą. Od tej pory będę nadawać z powrotem z Opola, ale za to z miejsca nieco odmienionego - odmalowanego, przemeblowanego, całkiem fajnego. Trzeci rok studiów daje mi trochę więcej czasu dla siebie i jeśli tylko licencjat mnie nie pochłonie mam w planach więcej czasu spędzić tutaj z Wami :) Mam tyle świetnych pomysłów, które narodziły się w mojej główce podczas tych wakacji w większej części offline.

Poza tym, hej hej! Wczoraj była pierwsza próba chóru w tym roku! Jeśli gdzieś miałam się naładować pozytywną energią i chęcią do pracy, to tylko tam! Wszystko za sprawą niesamowitej Pani Dyrygent, doktor Elżbiety Trylnik, niesamowitej osobistości!

Dawno nie opowiadałam Wam o moich włosach. Sporo przeszły ze mną. Nigdy nie byłam włosomaniaczką. Dbam o swoje włosy, bo lubię, gdy są odpowiednio dociążone, wygładzone, błyszczące. Ale nigdy nie pozwolę na to, by opanowały moje życie i kierowały moimi decyzjami - stąd z kaprysu i czystego lenistwa przeszły dwukrotną dekoloryzację - bez obaw, z półroczną przerwą pomiędzy zabiegami! Stąd też potrzebowały porządnego odżywienia i odbudowy.

Długo sobie nie potrafiłam poradzić z moimi włosami. Po przejściach mają okropną zdolność do puszenia się i w połączeniu z falami... czasami z rana wyglądam jak lew :) Jak już wspomniałam, włosomaniaczka ze mnie żadna, więc nie mam czasu ani ochoty zastanawiać się, czy moje włosy w danym momencie potrzebują nawilżenia czy protein. Staram się dobierać swoją włosową pielęgnację tak, by dostarczać im po trochu tego i tego, nie doprowadzić do przekarmienia czy przeproteinowania. Zestaw, który Wam dzisiaj pokażę idealnie się u mnie sprawdza!


Od dawna chciałam wypróbować Joico, bo słyszałam od Was i u niejednej czytałam wiele dobrego o tej marce. Moja przygoda zaczęła się od nawilżającej maski Joico K-Pak Intense Hydrator, do której, właściwie pod wpływem impulsu - a właściwiej pod wpływem promocji w Rossmannie :) - dołączył szampon Joico K-Pak Color Therapy. Niby ta sama seria, ale opakowania się od siebie różnią, odcieniem złota jak i solidnością opakowania - szampon zdecydowanie wygrywa w tym starciu. Porządny, gruby plastik, który nie utrudnia aplikacji produktu, napis się nie ściera. Zamknięcie jest mocarne w jednym i drugim przypadku, bardzo ciężko się otwiera.


Maska ma bardzo lekką konsystencję i piękny zapach profesjonalnego kosmetyku, który możemy spotkać u fryzjera. Z łatwością rozprowadza się na włosach i nie potrzeba jej wiele, by uzyskać świetny efekt. Maska dobrze nawilża włosy i nie przeciąża ich, pozostają one puszyste i pełne życia, pięknie błyszczące. Czasem nawet brakuje im trochę dociążenia po niej, ale dobry olejek, który i tak stosuję dla zabezpieczenia włosów na długości świetnie niweluje ten mały minus.

Maska najlepiej się u mnie sprawdza stosowana 2 razy w tygodniu, nakładana poniżej ucha. Przy takiej częstotliwości nakładana od nasady potrafi mi obciążyć włosy.



Woda, alkohol etylowy i stearylowy, Behentrimonium Chloride (antystatyk), gliceryna, Cetyl Esters (emolient tłusty), lanolina, hydrolizowana keratyna włosowa, Hydrolyzed Keratin PG-Propyl Methylsilanediol, kwas liponowy, ekstrakt z gujawy, Sodium Ascorbylphosphate (pochodna wit. C), octan tokoferylu (wit. E), olej z wiesiołka, olej kukui, glikolipidy, alantoina, sok z aloesu, Butyl Methoxydibenzoylmethane (filtr UV), kwas hialuronowy, hydrolizowana mączka pszenna, hydrolizowane proteiny pszenicy, Benzophenone-4 (filtr UV), Amodimethicone (silikon), Ceteareth-20 (substancja myjąca), Cetrimonium Chloride (subst. kondycjonująca), Trideceth-12 (substancja myjąca), masło shea, Methylparaben, DMDM Hydantoin (konserwanty), Tetrasodium Etidronate (subst. stabilizująca), kwas cytrynowy, zapach

W masce kryje się kilka naprawdę świetnych składników, które nie tylko odżywią włosy, ale również je odbudują, co po moich przeżyciach fryzjerskich jest bardzo ważne. Znajdziemy w niej proteiny - keratynę oaz proteiny pszenicy w różnych postaciach, wypełniającą ubytki we włosie, substancje nawilżające: glicerynę, sok z aloesu, emolienty: lanolinę, alantoinę, oleje z wiesiołka, kukui, masło shea, glikolipidy odbudowujące strukturę włosa. Ponadto, dla dodatkowej ochrony włosów zawiera filtry UV oraz substancje antyoksydacyjne - witaminy C i E oraz kwas liponowy.

Maska ma pH 3,5, więc domyka łuski, sprawiając że włosy stają się gładsze i bardziej lśniące oraz są mniej podatne na zniszczenia mechaniczne.

Szampon jest płynny w sam raz, nie wylewa się go za dużo, ale też nie ma problemu z jego wydobyciem z opakowania. Pieni się bardzo dobrze, na moich włosach długości do łopatek z powodzeniem sprawdza się ilości wielkości małe orzecha laskowego - jeśli myję całe włosy. Gdy myję tylko skalp, wystarcza ziarno grochu, a reszcie piany pozwalam spłynąć po długości podczas spłukiwania. Jego zapach jest bardzo specyficzny, mi kojarzy się jednoznacznie z proszkiem do prania, przez co nieco kręcę nosem.

Jest to jeden z tych szamponów, które dobrze mieć pod ręką, gdy skończy nam się odżywka czy maska. Włosy jedynie nim umyte nie fundują nam katastrofy, są miękkie i gładkie, w moim przypadku jedynie końce potrafią się splątać i spuszyć, ale zdecydowanie nie zapewnia nam tragedii. Odkąd mam go w swojej łazience, stan moich włosów, szczególnie na długości niesamowicie się poprawił. Stosuję go maksymalnie 2 razy w tygodniu, ponieważ zawiera w sobie sporo protein i aminokwasów, a nie chciałabym doprowadzić do przeproteinowania włosów.


Woda, SLeS, betaina kokamidopropylowa (surfaktant z oleju kokosowego), glikol dipropylenowy (nośnik, subst. kondycjonująca), distearynian glikolu etylenowego (emolient), Sodium Methyl Cocoyl Taurate (surfaktant), Cocamide MEA (surfaktant z oleju kokosowego), sorbitol, cysteina (Pentapeptide-29/30 Cysteinamide), arginina (Tetrapeptide-29/30 Argininamide), keratyna, hydrolizowana keratyna, hydrolizat keratyny (Cocodimonium Hydroxypropyl), Hydrolyzed Keratin PG-Propyl Methylsilanediol, olej kukui, olej manketti, ekstrakt z gujawy, sok z aloesu, olej z wiesiołka, octan tokoferylu (wit. E), kwas hialuronowy, glikolipidy, Sodium Cocoamphoacetate (subst. myjąca), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (antystatyk), Amodimethicone (silikon), kwas cytrynowy, DMDM Hydantoin, Disodium EDTA (konserwanty), hydrolizowany olej rycynowy/Sebacic Acid Copolymer, C11-C15 Pareth-7 (emulgator), PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate (emulgator), cytrynian sodu, Laureth-9 (substancja myjąca), gliceryna, Trideceth-12 (substancja myjąca), PEG-6 Capric/Caprylic Glycerides (substancja myjąca), Polyquaternium-55 (silikon), Arginine HCl, kwas liponowy, Butyl Methoxydibenzoylmethane (filtr UV), alantoina, Sodium Ascorbylphosphate (pochodna wit. C), Methylparaben, wodorotlenek sodu (konserwanty), Butylphenyl Methylpropional (kompozycja zapachowa), zapach

Skład jest zdecydowanie bardziej chemiczny niż w przypadku odżywki i zdecydowanie jest to na plus w przypadku włosów zniszczonych zabiegami fryzjerskimi. Znajdziemy w nim dużo emolientów, a surfaktanty i substancje myjące są w większości delikatne, co niweluje wysuszające działanie SLeS i betainy kokamidopropylowej. Zastosowane substancje aktywne i ochronne częściowo pokrywają się ze składem maski, znajdziemy tutaj dodatkowo tajemniczy olej manketti, a także wspomniane już przeze mnie wcześniej aminokwasy: argininę i cysteinę - ta druga odpowiedzialna jest za mostki disiarczkowe we włosach, odpowiadające m.in. za skręt włosa.

Zdecydowanie znacznie bardziej doceniam te kosmetyki, gdy stosuję je w zestawie. Włosy naprawdę przeszły niesamowitą przemianę, odkąd szampon i maska połączyły siły w mojej pielęgnacji - nawet uchroniło mnie to przed ścięciem włosów do ramion, czemu byłam bliska już z bezsilności i ciągle nie do końca trafionych pozycji. Przestały się tak bardzo puszyć, moje fale nabrały w końcu konkretniejszego kształtu - w końcu wyglądają jak fale, a nie nieregularne odgniecenia! I przestały być matowe na długości, co niemiłosiernie mnie w nich denerwowało.

Ich cena trochę odstrasza, szczególnie w przypadku maski, ale naprawdę działają cuda na moich włosach. Poza tym są bardzo wydajne, nawet zalecam Wam nakładać na włosy mniej niż więcej, działają tak samo, a czasem niejednokrotnie lepiej, nie obciążając niepotrzebnie włosów. Maska towarzyszy mi już od moich urodzin, które są w marcu (zostało jej jeszcze około 1/4), szampon dołączył do teamu początkiem czerwca - połowa zużycia.

250ml szamponu Joico K-Pak Color Therapy kosztuje ok. 40zł, można go dostać w Rossmannie (polujcie na promocje! )
250ml maski Joico K-Pak Intense Hydrator kosztuje ok. 60zł

Znacie Joico? Macie swoje ulubione produkty?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


Disqus for Jaskółcze Ziele