Zanim zacznę, pragnę Was jeszcze raz zaprosić do mojej Maszyny do życia. Jest to moje małe maleństwo, które powstało 2 dni temu i jeszcze nawet nie raczkuje. Kto mi pomoże, jak nie Wy? :)
Dzisiaj mam dla Was recenzję kremiku, na którą część z Was czekała - tym bardziej się cieszę, że mogę nią się z Wami podzielić. Kremik dostał przydomek wielopokoleniowy, ponieważ używałam go i ja, i moja mama - i obie jesteśmy z niego bardzo zadowolone. Chcecie się z nim poznać? :)
Kremik wygrałam w rozdaniu w Zielonym Koszyczku, co było dla mnie podwójną radością. Nie dość, że dostałam cudowny kremik od tak świetnej firmy, to jeszcze wygrałam w samym Koszyczku. Gosię, autorkę bloga, bardzo sobie cenię i to jej blog był moją inspiracją, która natchnęła mojego bloga. Przyznam szczerze, że sama pewnie nigdy bym się nie zdecydowała na jakikolwiek produkt od tej firmy, ponieważ produkty trzeba sprowadzać z Anglii, co bardzo zwiększa cenę i tak drogich już produktów. Jednak teraz, gdy wypróbowałam krem, który bądź co bądź nijak do mojej cery dopasowany nie jest, a tak świetnie się u mnie spisał, raczej nic mnie już nie powstrzyma - jedynie to stan portfela, ale że zbliżają się moje urodzinki, a tatuś odwiedza ciocię w Anglii... :)
ŻYWY KREM O NIEZMIERNIE WYSOKIEJ ZDOLNOŚCI PENETRACJI TKANEK.
DZIAŁANIE REWITALIZUJĄCE, GŁĘBOKO NAWILŻAJĄCE I UJĘDRNIAJĄCE SKÓRĘ.
NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI, ZIMNOTŁOCZONY OLEJ ARGANOWY EXTRA VIRGIN doskonale stymuluje proces oddychania wewnątrzkomórkowego, neutralizuje wolne rodniki i chroni tkankę łączną. OLEJ KONOPNY VIRGIN Przywraca skórze naturalną odporność na działanie czynników zewnętrznych. Koi, łagodzi podrażnienia i leczy chorobowe stany zapalne.
EKSTRAKT Z PULPY OWOCOWEJ ROKITNIKA charakteryzuje się silnym działaniem antyoksydacyjnym. Niezmiernie bogaty w m.in:
- WITAMINY C, E, K,
- WITAMINY Z GRUPY B (W TYM KWAS FOLIOWY),
- BETA KAROTEN,
- FLAWONOIDY,
- WOLNE AMINOKWASY,
- KWASY ORGANICZNE (GŁOWNIE KWAS MALEINOWY I SZCZAWIOWY),
- ANTOCYJANY,
- GARBNIKI,
- UNIKALNY SKŁAD KWASY TŁUSZCZOWYCH (M.IN. RZADKO SPOTYKANY OMEGA 7, JEDEN Z NAJWAŻNIEJSZYCH KWASÓW TŁUSZCZOWYCH W LIPIDACH LUDZKIEJ SKÓRY)
Według producenta kremik jest polecany do skóry suchej, dojrzałej, zmęczonej, łuszczącej się, podrażnionej, naczynkowej i trądzikowej. Czyli prawie do wszystkich typów cery.
100& ORGANICZNE, WEGAŃSKI I ETYCZNE SKŁADNIKI:
masło shea, olej arganowy, olej z konopii, olej z wiesiołka, olej lniany, olej z czarnuszki, olej rokitnikowy
0% WODY, 0% CHEMII, 0% KOMPROMISÓW
Gaia Creams nie używa oleju palmowego. Dlaczego? Możecie zobaczyć tutaj.
Ważne też jest, że ich produkty są wyrabiane na zamówienie!
Co do składu chyba nie muszę nic mówić? :)
Opakowanie jest śliczne. Proste, kojarzące się z naturalnością. Ciemne szkło jest porządnie wykonane, ścianki są grube. Nakrętka jest metalowa i wygięła mi się trochę podczas podróży do mnie, jednak nie jest to jakiś wielki mankament. Łatwo się odkręca.
Gaia Creams zbiera swoje opakowania, by wykorzystać je na nowo. Żeby zachęcić swoich klientów do recyclingu proponują 30ml dowolnego kremu za 5 zwróconych opakowań.
Warto też zaznaczyć sposób, w jaki paczuszka do mnie trafiła. Gdy otworzyłam paczkę zobaczyłam dodatkową papierową torebkę z napisem Gaia Creams, a w niej mój kremik, kwiaty lawendy i róży. Zapach, jaki uwolnił się po otwarciu torebki był niesamowity i choćby dla samego tego wrażenia warto zrobić u nich zakupy. Tym cudownym pierwszym wrażeniem zyskali moje serduszko :)
Konsystencja kremu jest bardzo tłusta, bo w końcu mamy do czynienia z samymi olejami. Pod palcem zachowuje się jak delikatny mus, kremik jest bardzo puszysty. Jednak już po kontakcie ze skórą zamienia się w ciekły olej. Nałożony na skórę nie barwi jej na żółto, jak to jest w przypadku rokitnikowego tłuścioszka od Sylveco, jednak dużo gorzej się wchłania. Dla mnie to nie jest minus, gdyż jestem przyzwyczajona do tego, że łażę po domu z tłustą buźką. Jeśli jednak komuś miało by to przeszkadzać, można nałożyć małą ilość, dokładnie masując twarz, wtedy dużo łatwiej się wchłania, lecz dalej pozostawia typowy dla olei film.
A zapach? Ledwo wyczuwalny, trzeba wsadzić nos w słoiczek. Ciężko jest go opisać, czuć w nim naturę, mieszaninę tych olei. Nie jest zachwycający, ale też nie drażni w żaden sposób, a po nałożeniu na skórę zapachu w ogóle nie da się wyczuć.
Jak się sprawdził u mnie? Powiem szczerze, że byłam zaskoczona jego działaniem, gdyż nie przypuszczałam, że może być dobry na wszystko. Naprawdę fajnie oczyszczał buźkę, jednocześnie wyrównując koloryt i kojąc ją, gdy byłam po kwasach. Zaczerwienienia, które mam z powodu trądziku występowały rzadziej i były dużo mniej widoczne, szybciutko też znikały. Nosek i policzki, gdzie mam najwięcej zaskórników miały się lepiej, choć problem nie został zupełnie zażegnany. Wypryski, jak były, tak były, jednak dużo szybciej znikały z mojej buźki, a ewentualne ranki równie szybko się goiły, więc moja twarz wyglądała całkiem przyzwoicie. Do tego była dużo jędrniejsza, bardziej elastyczna, przyjemna w dotyku. Zauważyłam również, że gdy nakładałam go na noc, następnego dnia buźka nie świeciła mi się tak bardzo.
Gdy byłam w połowie słoiczka, postanowiłam oddać go mamie, by sprawdzić czy przy zmęczonej, typowo ziemistej i suchej cerze poradzi sobie równie dobrze. Mama sobie bardzo go chwaliła, chociaż zauważyła, że nie nawilża tak dobrze, jak twarz mojej mamy tego potrzebuje - u mnie nie było tego problemu, ale mam cerę mieszaną (w stronę suchej, ale dalej mieszaną). Niemniej jednak zauważyłam, że po dwóch tygodniach buźka mamy nabrała takiego ładnego blasku, koloryt również jej się wyrównał. Ona sama potwierdza, że skóra jest przyjemniejsza w dotyku, nieco bardziej napięta, choć w jej przypadku rewelacji nie ma. I tak jest to bardzo dobry efekt, bo mama potrzebuje porządnych składników aktywnych - przypominam, że w składzie kremu są same oleje i masło shea, a i tak mama zauważyła zwiększone napięcie skóry!
Tutaj, gdy przyświeciło słoneczko, udało mi się uwiecznić prawdziwy, głęboki kolor kremu. Dlatego właśnie podejrzewałam, że będzie barwił skórę na żółto - jednak nic z tych rzeczy :)
Wyliżemy z mamą ten słoiczek do samego końca!
Kremik jest naprawdę fajnym odkryciem, zarówno dla mnie, jak i dla mamy - chociaż w jej przypadku do kompletu przydałoby się jeszcze jakieś serum. Ja już planuję małe urodzinowe zakupy w Gaia Creams, mam ochotę na oczyszczający olej do cery trądzikowej oraz żywy krem palmarosa&thistle - tym bardziej, że obiecują tu, oprócz oczyszczania, zwężenie porów :)
Miałyście coś od Gaia Creams? Możecie mi lub mojej mamie coś polecić?