Cześć, kochani! Sesję mam już praktycznie za sobą, pozostał mi jeszcze tylko ustny z chemii (sic!), jednak na tą nieszczęsną formalność mogę spokojnie wybrać się już w nowym semestrze. Tak więc leżakuję sobie w domku, powoli dopinam ostatnie guziki mojego recitalu i w międzyczasie bawię się z moim prezentem na koniec sesji - To-nie-książką :) Chwaliłam się Wam na Instagramie!
Plakat jest moim dziełem i jestem z niego niesamowicie dumna. Przy okazji, jeśli 21 lutego jesteście w okolicach Skoczowa, Cieszyna czy Strumienia to serdecznie Was zapraszam na trochę rockowego brzmienia - wstęp wolny!
Dzisiaj chciałabym Wam przestawić moje ostatnie włosowe odkrycie. Mowa o Faith in Nature, angielskiej firmie kosmetycznej, produkującej kosmetyki naturalne, wegańskie i nietestowane na zwierzętach. Na tę firmę wpadłam przypadkiem, odwiedzając kosmetyczny dział TK Maxxu. Nie mam pojęcia czy obrabowali magazyn Faith in Nature, ale od kilku tygodni mają na półkach ogrom ich kosmetyków i odnoszę wrażenie, że za każdym razem widzę ich coraz więcej :)
Ja poczyniłam odkrycie włosowe, ale znajdziecie też żele do kąpieli o cudnym zapachu - wnioskuję po tym, że same produkty do włosów zwalają mnie z nóg - czy nawet peeling enzymatyczny, który ostatnio wpadł mi w łapki. Dorwałam się też do męskiej linii żeli pod prysznic o zapachu cedru czy imbiru z czymś równie ciekawym. Akurat Tosiek nie chciał, bo na ten moment nie był mu potrzebny nowy żel, ale jeśli tylko będą dalej po moim powrocie do Opola to na pewno przygarniemy :)
Niestety, choć wybór szamponów był przeogromny, nie mogłam zdecydować się na nic. Wszystkie jak jeden mąż miały w składzie betainę kokamidopropylową, na którą jestem uczulona. Za to skusiłam się na lawendową odżywkę, która wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że przy następnej wizycie znów zrobiłam obchód w okolice tych kosmetyków. I znalazłam... szampon! Jeden jedyny (i ostatni!) na półeczce bez koki :)
Teraz, jak przeglądam stronę producenta, to takich szamponów jest znacznie więcej... Dobrze, że szampony z Anglii będę musiała sprowadzać, bo bym przepadła...
Tak więc w mojej łazience obecnie goszczą szampon Jojoba z dodatkiem prowitaminy B5, czyli pantenolu oraz odżywka Lawenda&Geranium :)
Taki komplet pięknie zdobi łazienkę. Produkty są pięknie zrobione graficznie, każda wersja ma swoją własną rozpoznawalną etykietę, komplety są do siebie dopasowane, choć nie identyczne :) Butle są wykonane z plastiku z recyclingu, jeśli tylko jest to możliwe.
Nie do końca przekonuje mnie aplikator, oba produkty są bardzo lejące się i przez tak duży otwór wszystko zbyt łatwo się wylewa - co szczególnie przeszkadza w przypadku szamponu, który jest tylko ciut gęściejszy od zwykłej wody. Aplikator typu press byłby w tym wypadku jak ulał, a ja bym nie płakała nad rozlanym szamponem :)
Od szamponu najwięcej wymagałam, jestem bardzo wybredna jeśli chodzi o naturalne szampony. Mam bardzo długie włosy, już prawie sięgają mi talii i słabo pieniące się szampony znikają mi w ekspresowym tempie. Co prawda, codziennie myję tylko skalp, na długości daję im spokój z codziennym myciem, jednak zdarza się im być potraktowanym szamponem i niekoniecznie musi to być mocno oczyszczający - moje końcówki mocno kapryszą :)
Pierwszy ogromny atut: pieni się i to całkiem nieźle! Ma w składzie jedynie ALS, a pianę tworzy całkiem konkretną - aż się Tosiek zdziwił :) Na dobrą sprawę wcale nie potrzeba go wiele (chociaż z tą aplikacją małej ilości dalej mam problemy...), by umyć cały skalp i zjechać nim jeszcze trochę na długości, więc pomimo swojej płynnej konsystencji posłuży mi trochę czasu.
Zapach jest przecudowny. Zakochałam się zarówno w zapachu szamponu, jak i odżywki. Szampon ma zapach słodkawy, z cytrusową nutą, kojarzy mi się z pudrowymi cukierkami z dzieciństwa! Myjąc głowę w momencie się rozweselam i nabieram ochoty na łobuzowanie!
Dzisiaj podjęłam pierwszą próbę zmycia oleju tym szamponem i tutaj też poradził sobie całkiem nieźle, choć zużyłam go nieco więcej niż zazwyczaj. Obyło się jednak bez drugiego mycia i włosy są przyjemnie sypkie. Jednak do zmywania oleju pozostanę przy mydle cedrowym.
Po umyciu włosy są sypkie i mięsiste, nie plączą się. Można sobie pozwolić na szybkie umycie głowy, bez odżywki, nie ryzykując tym samym bad hair day. Świetne efekty uzyskuje się stosując go w parze z odżywką, ale o tym za chwilkę.
Pozbyłam się przy nim łupieżu. Przy mydle cedrowym myślałam, że w końcu czuję ulgę, ale jednak ciągle miałam nawroty. Szampon Faith in Nature zupełnie zniwelował problem, przez co podejrzewam, że SLS również mi nie służy. Za to jego łagodniejsza wersja wraz ze wsparciem cudnych olejków eterycznych świetnie dogaduje się z moim skalpem.
Woda, Ammonium Laureth Sulfate (ALS), sól morska, Polysorbate 20 (emulgator z oleju kokosowego), olej jojoba, panthenol, olejek pomarańczowy, olejek ylang-ylang, olejek z drzewa herbacianego, puder z alg brunatnych Ascophyllum Nodosum, sorbinian potasu, benzoesan sodu, kwas cytrynowy (konserwanty), limonen
Tutaj to się można zachwycić! Opakowanie jest niesamowite, drobne kwiatki widoczne na etykiecie jest wprost urzekające :)
Odżywka jest znacznie bardziej gęsta, jednak dalej bardzo lejąca. Przez tę konsystencję wydaje się, że wpija się ona we włosy zaraz po nałożeniu, jednak już taka niewielka ilość potrafi zdziałać cuda na głowie.
Szampon może budzić we mnie małego łobuziaka, ale to zapach odżywki skradł moje serce. Połączenie lawendy i geranium jest wprost nieziemskie. Musze kupić sobie oba te olejki eteryczne i stosować razem. Jeśli nie wierzycie w aromaterapeutyczne działanie olejków eterycznych, dajcie szansę tej odżywce. Przyjemnie odpręża i oczyszcza umysł. Czuć ją przez cały czas trzymania preparatu na włosach, dzięki czemu można się zrelaksować jak w renomowanym spa. Ma w sobie niesamowitą świeżość i lekkość.
Odżywka jest znacznie bardziej gęsta, jednak dalej bardzo lejąca. Przez tę konsystencję wydaje się, że wpija się ona we włosy zaraz po nałożeniu, jednak już taka niewielka ilość potrafi zdziałać cuda na głowie.
Szampon może budzić we mnie małego łobuziaka, ale to zapach odżywki skradł moje serce. Połączenie lawendy i geranium jest wprost nieziemskie. Musze kupić sobie oba te olejki eteryczne i stosować razem. Jeśli nie wierzycie w aromaterapeutyczne działanie olejków eterycznych, dajcie szansę tej odżywce. Przyjemnie odpręża i oczyszcza umysł. Czuć ją przez cały czas trzymania preparatu na włosach, dzięki czemu można się zrelaksować jak w renomowanym spa. Ma w sobie niesamowitą świeżość i lekkość.
Odżywka wygładza włosy, zdecydowanie się lepiej układają. Stanowi idealne uzupełnienie szamponu, ten komplecik nigdy nie przysporzył mi bad hair day. Włosy są elastyczne i mięsiste, jakby pełne życia oraz niesamowitego naturalnego blasku. Jednak odżywka sama w sobie nie nawilża dostatecznie dobrze. Jest fajnym uzupełnieniem pielęgnacji, jest dobra do stosowania na co dzień, ale bez dobrze nawilżającej maski lub domowego zabiegu przynajmniej raz na tydzień włosy będą wołały o pić - o czym się przekonałam się pod koniec sesji, gdy byłam już zmęczona i nie miałam ani chęci, ani ochoty na bardziej wymagające zabiegi.
Woda, alkohol cetylowy (emolient), olej rzepakowy, olejek lawendowy (Angustiflora oraz Hybrida), olejek geranium, olejek z drzewa herbacianego, chlorek cetylotrójmetyloaminowy (substancja powierzchniowo czynna), tokoferol (witamina E), olej słonecznikowy, benzoesan sodu, sorbinian potasu, kwas cytrynowy (konserwanty), antocyjaniny (naturalne barwniki roślinne), cytronelol, geraniol, linalol
Tutaj również skład jest bardzo krótki i przemyślane. Odżywka ma niezłe działanie aromaterapeutyczne, ale te same olejki eteryczne równie dobrze wpływają na skórę głowy, np. poprawiając w niej krążenie. Wykorzystane oleje i alkohol cetylowy zapewniają odpowiednie dociążenie, ale nie obciążają włosów. Ot, ładnie ułożone włosy nie pozbawione energii :) Czego więcej potrzeba na co dzień?
Jestem bardzo ciekawa pozostałych odżywek. Na tyle, że sprezentowałam mamie taki mały zestaw w wersji kokosowej. Sama chętnie podbiorę, by wypróbować. Jedno już wiem - kokosowa wersja pachnie fenomenalnie!
Znacie może Faith in Nature?
pierwsze widze taką firmę')
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ich produkty ;)
OdpowiedzUsuńA gdzie kupujesz? :)
UsuńNie znam ale tak czytam i czytam i czuje,że chce poznać.Muszę poszperać w internetach,bo tego sklepu TK Maxxu w okolicy nawet dalszej nie mam.
OdpowiedzUsuńZa 30zł z przesyłką są dostępne na allegro :):):)
Usuńfirmy nie znam ;) jak na razie używam szamponu z love2mix i jestem zakochana w nim! już zapomniałam że szampon może tak pięknie pachnieć i do tego być całkowicie naturalny ;)
OdpowiedzUsuńMiałam bodajże czekoladową odżywkę, no nie mogłam się przekonać, musiałam ją zagęszczać mąką ziemniaczaną, bo była tak rzadka i niewydajna!
OdpowiedzUsuńTo fakt, ich produkty są wyjątkowo lejące. Ale wcale nie trzeba jej z tego powodu nakładać więcej, po prostu nie czuć na włosach charakterystycznego poślizgu jak po standardowych odżywkach pełnych substancji kondycjonujących i zagęszczaczy. Jak to się mówi, coś za coś.
UsuńA jak czekoladowa pachniała? :D
Nie znam tej marki, choć zapowiada się fajnie :). W Tk Maxxie znalazłam raz cudowny olejek do masażu z australijskiej firmy Eco. Mój jest do masażu pleców o zapachu lawendy i czerwonego pieprzu. Wspaniale pachnie. Szkoda, że więcej go tam nie widziałam :). Ta firma miała jeszcze kilka innych, ale ten uznałam za idealny dla mnie :).
OdpowiedzUsuńJa wyhaczyłam mieszankę olejową do masażu zapachu rozmarynu... mieszanka oleju arganowego, ze słodkich migdałów, makadamia, awokado... chyba coś jeszcze tam było. Tak czy siak cudo z pipetą :)
UsuńTam też znalazłam te aromaterapeutyczne olejki :):):)
Lubię zaglądać do TK Maxxa, bo można znaleźć takie perełeczki. Szkoda tylko, że nikt nie pilnuje kto w co paluchy wkłada, bo wiele perełek zostaje na półce, bo jest już otwarte, obwąchane, obmacane i rozlane.
Mój olejek też był otwarty, ale stwierdziłam, że nikt do niego nie napluł. Takie ryzyko tego sklepu. W innych jakoś klienci nie są tacy dzicy... I tu naprawdę nie ma różnicy, czy jesteś w Krakowie, Warszawie czy Berlinie. Wszędzie to samo.
Usuńfajny ten bez kokowy szampon :D ja ostatnio polubiłam love 2 mix organic za ich bambusowo mandarynkowy szampon, fajnie wygładza włosy! te opakowania mają piękne! takie małe dzieła sztuki :-)
OdpowiedzUsuńLove2mix.od dawna chciałam wypróbować, ale za szampony niestety się nie chwycę, koka wszędzie... a po odżywki zawsze było mi nie po drodze, zawsze wolałam wziąć Planetę Organicę :)
Usuńzazdroszczę bycia prawie po sesji :P nie słyszałam o tej marce i tych produktach, ale wygląda to ciekawie. Paradoksalnie najbardziej zainteresowało mnie zdjęcie ksiązki. Przepraszam, zboczenie :P pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńA ja studiuję chemię, więc jak coś służę pomocą ! A tej marki w ogóle nie kojarzę i nie widziałam nigdy, ale faktycznie opakowania wyglądają pięknie!
OdpowiedzUsuńZapamiętam sobie! :) Piąteczka, chemia jest najlepsza :)
UsuńPs. Zdradzisz ile kosztowały? Muszę się przejść do TK maxa i poszukać:)
OdpowiedzUsuń20zł za jedną butelkę 400ml, albo 25zł za zestaw szampon + odżywka oba po 200ml :)
UsuńPierwsze słyszę, ale mnie nimi skusiłaś! Szkoda, że nie mam TK maxa w okolicy :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę upolować coś z Faith in Nature :) Tylko nie wiem kiedy będę w TK max, bo do najbliższego mam 100 km :/
OdpowiedzUsuńU mnie kosztują te szampony w tk maxx 19,99 zł. Jest ich bardzo dużo.
OdpowiedzUsuńA wersja szamponu rozmarynowego też nie ma koki.
Widać u mnie przegrzebane były. Wiem, że nie ma, zajrzałam na stronę producenta. Szkoda tylko, że nie było go na półce.
UsuńCiekawi mnie też szampon z algami, również bez koki :)
Chętnie rozejrzę się za tymi produktami w TK Maxx, bo z Twojego opisu wydają się świetne. :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam nawet, ze taka firma istnieje;) Ile to się człowiek dowie;) Dzięki!
OdpowiedzUsuńTaaa ale ja na końcu świata mieszkam buuu to nie wiem kiedy se takie bajery zasponsoruję ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie będe musiała wypróbować :)
OdpowiedzUsuń