Jesienią w mojej pielęgnacji królują kwasy, co z resztą pokazywałam Wam już w moich jesiennych nowościach. Jesień jest świetną porą na regenerację skóry po wakacjach, pozbycie się przebarwień, rozszerzonych porów czy blizn potrądzikowych i ujarzmienie samego trądziku. Od dwóch lat w tym czasie wprowadzam do swojej pielęgnacji kwasy, czasem stawiając na gotowe produkty, czasem na samoróbki, a w tym roku poszłam o krok dalej i wykupiłam sobie promocyjny październikowy pakiet na 3 zabiegi kwasowe 50% kwasem migdałowym.
Oczywiście przygotowywałam skórę do zabiegów, zaczęłam już końcem września produktami, które pokazałam Wam w jesiennych nowościach. Zarówno tonik 6% PHA z Biochemii Urody, jak i serum na rozszerzone pory z kwasem glikolowym od Dermedic sprawdzały się całkiem nieźle, dwa razy w tygodniu dodatkowo odżywiałam skórę maseczkami nawilżającymi i tłustym kremem Pomegranate&Ylang Ylang od Gaia Creams, ale w połowie października zauważyłam, że skóra jest trochę przesuszona. Ruszyłam więc do Hebe, bo akurat trwała tam promocja na kremy, sera i maseczki do twarzy.
Zakręciłam się wokół szafy z naturalnymi kosmetykami, od początku chodziła mi po głowie Ava. Zamiast po krem, sięgnęłam po ciekawe serum Hydranov z serii Aktywator Młodości i przy okazji wrzuciłam do koszyka jeszcze maseczkę z Nacomi :)
Serum znajduje się w szklanej buteleczce z ciemnego szkła i jest zaopatrzone w pipetę. Pipeta nie zawsze chce współpracować, lubi się zacinać i nie chce wypluwać z siebie produktu, a gdy w końcu uda nam się ugadać, wypluwa go bardzo dużo. Nie wiem skąd takie kaprysy, jednego dnia aplikuje dokładnie tyle produktu, ile chcę, drugiego znowu kaprysi!
Serum dostajemy w tekturowym beżowym kartoniku o bardzo skąpym, momentami pozłacanym zdobieniu, za to sama butelka ma piękną złotą etykietę, serum wygląda na luksusowy produkt.
Serum ma postać galaretowatego przeźroczystego żelu, jest bezzapachowe. Bardzo łatwo się je rozprowadza, ma dobry poślizg, więc z łatwością można go rozsmarować na dużej partii skóry. Wchłania się błyskawicznie, więc trzeba się pospieszyć z nakładaniem - w przeciwnym razie będzie nam schodziło dużo produktu.
Po aplikacji skóra jest lekko błyszcząca, ale nie wpływa to na jej błyszczenie w ciągu dnia.
Woda, gliceryna, sodowa sól karagenu (pozyskiwany z czerwonych wodorostów Rodophyceae), sól z Morza Martwego, Phenoxyethanol (konserwant, półsyntetyczny), Ethyhexylglicerin (konserwant pochodzenia naturanego, humektant), Sodium PCA (naturalny składnik ludzkiej skóry), Sodium Carbomer (składnik konsystencjotwórczy)
Wiele z Was może być zdziwionych z powodu braku kwasu hialuronowego w składzie, prawda? Hydranov jest parafarmaceutykiem, który ma stymulować skórę do produkcji kwasu hialuronowego, co jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż zastosowanie kwasu hialuronowego w produkcie, ponieważ cząsteczki kwasy hialuronowego są zbyt duże, by dotrzeć do skóry właściwej. Ponadto dzięki zawartości gliceryny, Sodium PCA i ethylhexylglicerin jest świetnym nawilżaczem samym w sobie, a karagen pozyskiwany z alg czerwonych jest bogaty w minerały.
Serum faktycznie zapewnia efekt nawilżenia już zaraz po nałożeniu. Skóra jest miękka i wygląda na wypoczętą. Stosowanie go przez dłuższy czas tylko potęguje ten efekt. Nie mam suchych skórek, buzia ma ładny naturalny blask.
Jest świetny pod makijaż, nie sprawia problemu z nakładaniem produktów, nie skraca czasu wytrzymałości. Nie matuje, ale nie taka jest jego rola - u mnie świetnie się sprawdza matujący puder Lily Lolo położony zaraz na serum, przed podkładem i problem świecącej się skóry mam z głowy na pół dnia :)
W zeszłym tygodniu poddałam się pierwszemu zabiegowi 50% kwasem migdałowych i muszę przyznać, że nieco bałam się o stan nawilżenia mojej buzi. Serum jest bardzo leciutkie, a skóra po kwasach łaknie nawilżenia, jakby spędziła 30 dni na pustyni. Jednak moje obawy były zupełnie bezpodstawne, serum tak dobrze nawilżało, że wylinka była ledwo widoczna i to tylko z bliska. Nawet nie musiałam przerzucać się z minerałków na płynny podkład. Ponadto fajnie koiło podrażnioną skórę pierwszego dnia po zabiegu.
Jedynym minusem jest gliceryna tak wysoko w składzie, przez co nie będę mogła stosować tego serum w okresie zimowym. Obecnie jestem już w połowie buteleczki, więc powinnam zdążyć wykończyć je przed zimą. A potem albo wrócę do swojego do tej pory ulubionego nawilżającego serum z Baikal Herbals, albo znowu skusze się na jakąś polską markę :)
Serum faktycznie zapewnia efekt nawilżenia już zaraz po nałożeniu. Skóra jest miękka i wygląda na wypoczętą. Stosowanie go przez dłuższy czas tylko potęguje ten efekt. Nie mam suchych skórek, buzia ma ładny naturalny blask.
Jest świetny pod makijaż, nie sprawia problemu z nakładaniem produktów, nie skraca czasu wytrzymałości. Nie matuje, ale nie taka jest jego rola - u mnie świetnie się sprawdza matujący puder Lily Lolo położony zaraz na serum, przed podkładem i problem świecącej się skóry mam z głowy na pół dnia :)
W zeszłym tygodniu poddałam się pierwszemu zabiegowi 50% kwasem migdałowych i muszę przyznać, że nieco bałam się o stan nawilżenia mojej buzi. Serum jest bardzo leciutkie, a skóra po kwasach łaknie nawilżenia, jakby spędziła 30 dni na pustyni. Jednak moje obawy były zupełnie bezpodstawne, serum tak dobrze nawilżało, że wylinka była ledwo widoczna i to tylko z bliska. Nawet nie musiałam przerzucać się z minerałków na płynny podkład. Ponadto fajnie koiło podrażnioną skórę pierwszego dnia po zabiegu.
Jedynym minusem jest gliceryna tak wysoko w składzie, przez co nie będę mogła stosować tego serum w okresie zimowym. Obecnie jestem już w połowie buteleczki, więc powinnam zdążyć wykończyć je przed zimą. A potem albo wrócę do swojego do tej pory ulubionego nawilżającego serum z Baikal Herbals, albo znowu skusze się na jakąś polską markę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com