Cześć kochani! Przepraszam Was za swoją nieobecność, ale miałam na głowie przeprowadzkę i doprowadzenia naszych 30 metrów kwadratowych do porządku, co zaabsorbowało całą moją energię. Dosłownie! Pierwszego dnia poszłam spać jeszcze przed 21 :)
Udało mi się uporządkować swoje sprawy w Opolu, i te na uczelni, i te w mieszkanku, i te czysto zachciankowe, i w ten piękny sobotni poranek - u mnie bardzo słoneczny! - wracam do Was z moimi jesiennymi nowościami.
Wiem, wiem, czekacie na post z moją przemianą włosową. Dajcie mi jeszcze kilka dni, muszę w końcu uprosić Tośka by mi pomógł ze zdjęciami mojego obecnego koloru, bo samej niestety mi to nie wychodzi. Wybieramy się dzisiaj na wyspę Bolko po kolorowe liście, kasztany i żołędzie, by zrealizować jeden z punktów moich jesiennych postanowień i mam zamiar zebrać ze sobą aparat!
W tych nowościach pojawiają się kolejne dwa punkty moich jesiennych postanowień, co wskazuje na to, że przynajmniej na razie pięknie mi idzie ich spełnianie! A to bardzo motywuje :)
Pierwsze pojawiły się u mnie produkty z kwasami, jak co roku, gdy wrzesień się kończy. Skorzystałam ponownie z oferty Biochemii Urody i sięgnęłam po tonik z 6% kwasem PHA, który bardzo lubię na początku moich powrotów do kwasów, jak mogliście zauważyć już tutaj. Do zamówienia dodałam jeszcze silnie antyoksydacyjne serum z ochroną przed promieniami UV i z witaminą C, ANTIOX, by chronić skórę w czasie kuracji kwasami i jednocześnie pielęgnować.
Serum na rozszerzone pory Dermedic pojawiło się u mnie jeszcze początkiem września. Serum przede wszystkich fajnie nawilża, czego brakowało mi podczas stosowania nawilżającego kremu z Clochee. Serum zawiera kwas glikolowy, jednak obawiam się że w zbyt małym stężeniu, by ruszyć moje rozszerzone pory, choć zaczynam powoli dostrzegać jakieś efekty. Jest dla mnie jednak świetnym przygotowaniem do kuracji kwasami, na którą dzielnie odkładam pieniążki.
Udało mi się! Po roku planowania i wzdychania w końcu kupiłam sobie szczotkę do ciała! Nie jest to co prawda ta, do której wzdychałam (a wzdychałam do Ostrej Szczotki), ale przy odwiedzinach w Rossmannie udało mi się w końcu natknąć na to cudo - do tej pory za każdym razem, gdy zerkałam w Rossmannie w jej kierunku, nigdy jej nie było!
Postanowiłam kupić tańszą wersję, ponieważ... do tej droższej nigdy bym się nie zebrała. Zawsze były ważniejsze wydatki, zawsze było mi do niej nie po drodze. A teraz mam, przynajmniej połowa kolejnego punktu z mojej listy jesiennych postanowień została wykonana, muszę tylko powalczyć z systematycznością. Ale myślę, że dla efektów warto!
Przeglądają moje zasoby kosmetyczne podczas wielkiego pakowania, olśniło mnie, że nie mam żadnej mocno odżywczej, nawilżającej maseczki. Wszystkie były oczyszczające i chociaż działają świetnie, to zachciało mi się czegoś nowego. Art of Skin wpadło mi w oko w Rossmannie, za 15g maseczki zapłaciłam 10zł, ale z powodzeniem starczy mi przynajmniej na dwa razy.
I tak oto wczoraj, po naszej małej randce, gdy wróciłam do domu... zmyłam makijaż i nałożyłam maseczkę :) I z maseczką na mojej twarzy zjedliśmy razem lody i obejrzeliśmy film. Jedyny minus w tym, że maseczka, chociaż pięknie pachniała w opakowaniu - co mnie bardzo zdziwiło, w końcu w składzie kolagen i algi morskie... :) - tak już wymieszana z wodą dawała morzem nieźle. Tosiek nie chciał się przytulać, dopóki miałam ją na twarzy :)
Jestem bardzo zadowolona z efektów tej maseczki, chętnie wypróbuję pozostałe wersje!
To by było na tyle z moich jesiennych nowości. Was już zostawiam, dopijam herbatkę o smaku toffee, ubieramy się i śmigamy na Bolko. A jaki Wy macie plany na dzisiejszy dzień?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com