29 paź 2015

Macadamia Spa - seria dla włosów suchych i łamliwych | Eco Lab

Cześć kochani! Na wstępie chciałam Was poinformować, że rozpoczęłam swoje zabiegi kwasowe. Tej jesieni postanowiłam oddać się w ręce salonu kosmetycznego, bo moja buzia jest dosyć oporna i stężenia, które stosowałam w domu, choć dawały efekty, to były bardzo krótkotrwałe. Zdecydowałam się na 50% kwas migdałowy i wczoraj wieczorkiem odbyła się moja pierwsza sesja. Skóra jest niesamowicie gładka i jestem bardzo ciekawa czy wystąpi wylinka. Na razie nawilżam buzię na zmianę Hydranovem i żelem aloesowym, oba trzymane w lodówce, by przyjemnie ukoić skórę :)

A jak tam u Was? Zaczęłyście się już kwasić na jesień?

Ale dzisiaj nie o buzi będzie, dzisiaj o włosach. Moje włosy w połowie września przeszły zabieg dekoloryzacji. Przed zabiegiem włosy były silne, ale i tak zostały skrócone do długości lekko za ramiona. Przy farbowaniu henną stały się niskoporowate, grube i lejące, i z dnia na dzień obróciłam swoje włosowe życie o 180 stopni - ale nie narzekam, bo pomysł powrotu do naturalnego koloru chodził mi po głowie od prawie roku, a na samą zmianę czekałam przez 3 miesiące!

Niemniej jednak pielęgnacja pukli suchych i puszących się to nie jest mój konik. Zanim jeszcze trafiłam na fryzjerski fotel, postanowiłam zadbać o nową pielęgnację. W wyborze kosmetyków, które miały mi pomóc wrócić do formy moim włosom, pokierowałam się dobrym doświadczeniem, jakie zdobyłam korzystając z kosmetyków rosyjskich - od ponad 2 lat w mojej kosmetyczce znajduje się chociaż jeden rosyjski kosmetyk :) - a także dałam kredyt zaufania niedawno poznanej marce, z którą ostatnio bardzo się polubiłam - Eco Lab.



Postawiłam na zestaw do włosów suchych i łamliwych Macadamia Spa, w postaci szamponu i maski. Muszę przyznać, że jestem zauroczona ich opakowaniami - byłam przekonana, że to mocna strona Planeta Organica, ale włosowe serie spa dla włosów biją całą Planetę Organicę na łeb na szyję :) Zarówno szampon, jak i maska na ciemnym królewskim czerwonym tle mają delikatny wzorek, który nie jest wyraźnie widoczny na zdjęciach, a który nadaje artystycznego charakteru produktom. Zarówno maska, jak i szampon dostajemy w dodatkowym tekturowym opakowaniu, który w żaden sposób nie odbiega urodą od swojego wnętrza.

Oba produkty mają przepiękny, kwiatowy, świeży i delikatnie słodkawy zapach. Zapach utrzymuje się na włosach, jeśli Wasze włosy mają tendencję do wyłapywania zapachów, ale nie jest to zapach natrętny. Ot tak, kwiaty we włosach!


Woda, ekstrakt z imbiru, olej makadamia, ekstrakt z kasztanowca, masło kakaowe, gliceryna, Behenamidopropyl Dimethylamine (emulgator, substancja antystatyczna), organiczny ekstrakt z kwiatów perełkowca japońskiego, *monosterynian glicerolu (emulgator), *stearynian glicerolu SE (emulgator), olejek ylang-ylang, zapach, kwas mlekowy, kwas benzoesowy, kwas sorbinowy, kwas dehydrooctowy, alkohol benzylowy
 
Maska ma objętość 200ml (27,12zł obecnie na Skarbach Syberii) i występuje w lekkiej, bardzo płynnej postaci. Przez to jest niestety mało wydajna i ciągle ma się wrażenie, że jest jej na włosach za mało. Pachnie znacznie intensywnej od szamponu, ale ten zapach jest bardzo przyjemny, kojarzy mi się z salonem spa&wellness gdzieś w Tajlandii na tych pięknych wyspach...


Lubię ją znacznie bardziej od szamponu, świetnie nawilża włosy, ale niestety mają tendencję do puszczenia po jej zastosowaniu. Nie potrafi ich ujarzmić i choć widzę, że przy regularnym stosowaniu jest im z nią zdecydowanie lepiej, to ciężko jest mi ją stosować, bo na ten moment jej użycie wiąże się z wiązaniem włosów w koczek.

Świetnie emulguje oleje i w przypadku stosowania jej przed myciem sprawdza się naprawdę nieźle - tylko niestety włosy po myciu już tak pięknie nie pachną... Sprawdza się równie dobrze jako pierwszy krok w wieloetapowym odżywianiu, stosuję ją na całą długość włosów, wprasowuję ją rękoma we włosy, by ich ciepło pomogło jej wniknąć jeszcze głębiej, a po spłukaniu nakładam już na same niesforne końce maskę, która ujarzmia puszące się końce.


Woda, ekstrakt z oczaru wirginijskiego, Sodium Lauroyl Methyl Isetionate (łagodny detergent), organiczny ekstrakt z perełkowca japońskiego, betaina kokamidopropylowa, olej makadamia, ekstrakt z kasztanowca, gliceryna, chlorek sodu, zapach, benzoesan sodu, sobinian potasu, kwas sorbinowy, Cl 16035 (Curry Red, barwnik kosmetyczny)

Szampon chowa się w bardzo wygodnej tubie o pojemności 200ml (22,32zł obecnie na Skarbach Syberii). Zatrzask działa trochę topornie, zawsze się z nim męczę, bo zawsze mam mokre ręce, gdy sięgam po szampon. Sam produkt jest lejący się, lekko galaretowaty, pachnie pięknie, choć nie tak intensywnie jak maska. Żel ma lekko różowawy kolor. 

Mam co do niego mieszane uczucia. Z jednej strony włosy po jego użyciu wyglądają naprawdę nieźle, są sypkie i widać, że jest dla nich bardzo delikatny - co ma dla mnie ogromne znaczenie, bo muszę myć głowę codziennie. Z drugiej, choć tworzy intensywną pianę, to ta piana jakoś nie chce ze mną współpracować. Zużywam przez to naprawdę dużo produktu, a często zdarza się, że włosy są po prostu nie domyte na skroniach czy karku. Taki stan rzeczy psuje moją pewność siebie i częściowo samopoczucie.

Nie radzę próbować go z olejami, przeżyłam małą tragedię, na szczęście weekendową :)


I to by było na tyle z moich włosowych nowości w pielęgnacji. Z szamponem nie umiem się przeprosić, maskę sporadycznie lubię, czy to przed myciem, czy w pielęgnacji wieloetapowej, gdy wiem, że położę na włosy coś dociążającego i ujarzmiającego spuszone pukle. Ciągle jeszcze szukam złotego środka, prawdopodobnie wrócę do marokańskiej maski Planety Organici, która towarzyszyła mi na początku mojego włosomaniactwa, i która zdziałała cuda również u mojej mamy, która farbuje się na jasny blond.

A może Wy macie swoje perełki w pielęgnacji włosów rozjaśnianych lub dekoloryzowanych? Możecie mi coś polecić?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com

Disqus for Jaskółcze Ziele