Z racji kuracji potrzebowałam konkretnego nawilżenia. Mam większe wymagania, niż posiadaczki suchej skóry, bo mimo wszystko moja skóra, pomimo przesuszenia, ciągle pozostawała tłusta. Potrzebowałam czegoś, co mnie ładnie nawilży i przy okazji nie wywoła fali sebum.
Krem-serum, z którym dzisiaj Was zapoznaję, dostałam jako dodatek do zamówienia, jakie złożyłam na Skarbach Syberii. Pani Julia przejrzała moje zamówienie i dołożyła do niego krem i wcześniej wspomniany na blogu wodny mus do ciała. Miłe zaskoczenie :)
Opakowanie średnio przemyślane, mamy do czynienia z małym słoiczkiem wypełnionym lekkim kremem, który uwielbia być wszędzie, szczególnie, jeśli z nim podróżujemy :) Krem jest narażony na ekspansję całą swoją powierzchnią, co jest średnio higieniczne.
Samo opakowanie jest zrobione z mocnego plastiku, kojarzy się z bardzo lekką formułą, a piękne logo Planety Organici ozdabia wieczko. Sam kremik dostajemy opakowany jeszcze w kartonowe, schludne pudełeczko - znacznie bardziej przypadło mi do gustu niż samo opakowanie kremu, a wnętrze zabezpieczone jest aluminiową folią.
Skład, jak na produkty Planety Organici przystało, jest bogaty, kremik ma wiele do zaoferowania - chociaż zauważyłam, że seria z Morzem Martwym w tle ma uboższe składy od innych produktów tej firmy.
Woda wzbogacona o minerały z Morza Martwego, Coco-Caprylate/Caprate (emolient tłusty), Octyldodecanol (emolient), Cetearyl Alcohol (emolient), Glyceryl Stearate (emolient tłusty), Saccharide Isomerate (emolient, dodatkowo wiąże wodę), olej z kiełków pszenicy, olej z kamelii, Panthenol (wit. B5), Glyceryl Linoleate (emolient, wzmacnia barierę lipidową), Glyceryl Oleate (emolient tłusty, wzmacnia barierę lipidową), Glyceryl Linolenate (emolient, wzmacnia barierę lipidową), Vegetable oil (pod tą nazwą może być wszystko, w tym niestety olej palmowy...), Palm Alcohol (alkohol powstały z oleju palmowego), lecytyna, Phytosteryl Canolate (emolient), organiczny ekstrakt z róży damasceńskiej, Sodium Stearoyl Glutamate (emulgator pochodzenia naturalnego, dopuszczony przez instytucje certyfikujące naturalne kosmetyki), Sodium Polyacrylate (substancja silnie higroskopijna, filmotwórcza), Parfum, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Limonene, Linalool.
Skład, bogaty, zarówno w produkty naturalne, jak i chemię - ale całkiem dobrą chemię. Znajdziemy tu mnóstwo emolientów i substancji wiążących wodę - idealna bomba nawilżenia dla skóry suchej. Dodatkowo olej z kiełków pszenicy i z kamelli porządnie ją nawilżą, wzmocnią barierę lipidową naskórka, uelastycznią. Panthenol ukoi podrażnioną skórę.
Kremik dostałam w prezencie, więc nie analizowałam wcześniej jego składu. Niestety zawiera olej palmowy, prawdopodobnie aż w dwóch miejscach w składzie - ten składnik dyskwalifikuje go na przyszłość. Dlaczego: poczytajcie!
Minerały z Morza Martwego porządnie odżywią skórę, sprawią, że ziemista cera nabierze ładnego koloru i blasku. Pomagają przywrócić skórze równowagę.
Konsystencja jest bardzo leciutka, kremik przypomina wodnistą maź o kremowym, nieco za mocny zapachu - a perfumowane kremy mogą podrażniać! Sunie łatwo po twarzy, nie potrzeba go zbyt wiele, szybko się w nią wpija. Lekko różowawe zabarwienie mają praktycznie wszystkie produkty Planety Organici z tej serii, taka cecha charakterystyczna :)
Trochę ciężko wydobyć małą ilość z opakowania, maczając w nim opuszek wyciągniemy sporo produktu. Ani tu go odstawić z powrotem, bo niehigienicznie, ani rozsmarować na skórze, bo już nie ma gdzie.
Kremik stosowałam ja - cera tłusta, przesuszona przez kurację dermatologiczną - oraz mój B. - cera sucha po półrocznym stosowaniu retinoidów doustnie. W obu przypadkach krem szybko się wchłaniał, początkowo pozostawiał lekki film, który w ciągu dnia znikał. Ładnie nawilżał i zmiękczał skórę. Jednak w moim przypadku skóra mocno się po nim błyszczała, zupełnie tak, jakby nie mogła oddychać - myślę, że sporo tutaj zadziałały emolienty, których w kremie mnóstwo. Zamknęły mi się na buźce, która próbowała się przed tą swoistą maską bronić nadprodukcją sebum. U mojego B. jednak krem spisuje się świetnie, wchłania się siłą rzeczy szybciej niż u mnie, skóra w ciągu dnia się nie błyszczy w najmniejszym stopniu, nie pozostawia filmu, film również nie wybija się w ciągu dnia.
Stosowałam go również pod makijaż mineralny. Dopóki moja skóra nie zaczynała się buntować, makijaż na nim wyglądał ładnie, łatwo się na taką nawilżoną buźkę aplikowało podkład, nie trzeba było czekać długo, by go położyć.
Podsumowując, krem świetny dla cer suchych. Jednak jeśli macie do wyboru krem równie dobry, który nie zawiera oleju palmowego - przysłużcie się planecie i wybierzcie ten drugi. Ja swój wydenkuję - albo raczej mój B. to zrobi, ale więcej po niego nie sięgniemy. U mnie znacznie lepiej sprawdza się serum nawilżające z Baikal Herbals, a mój B. znacznie lepiej wspomina czasy z lekkim nagietkowym od Sylveco.
Słoneczko wróciło! Ciągle zimno, ale jak pięknie za oknem!
mam suchą skórę. mam teraz zapas kosmetyków pielęgnacyjnych. olej palmowy cały czas "jest modny"
OdpowiedzUsuńBo tani, tanią siłą roboczą pozyskiwany...
UsuńJa mam mieszaną więc nie jest to krem dla mnie .
OdpowiedzUsuńKem zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńTen olej palmowy normalnie jest wszędzie.
Niestety :(
UsuńJa zauważyłam że dużo oleju palmowego teraz w kuchni używają :/ przejrzałam kosmetyki w domu i w dwóch znalazłam ten składnik ale nie wyrzuciłam ich, zużyje je lub ktoś inny w domu , szkoda wyrzucać coś co się już w pewien sposób nieświadomie kupiło, ale na przyszłość będę pamiętać :) .
OdpowiedzUsuńJa też nie mam zamiaru wyrzucać - to by było chyba jeszcze większe marnotrawstwo! Ważne, by w przyszłości na to uważać :)
UsuńWolę zdecydowanie lżejsze nawilżacze :-)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę mniej emolientów, znów się czegoś nauczyłam :)
UsuńGdyby nie ten olej palmowy... :( Chociaż nie wiem, czy i u mnie nie skończyłoby się nadprodukcją sebum. Mam kapryśną cerę.
OdpowiedzUsuńTaka emolientowa bomba na pewno spodoba się suchym cerom, dla nas ni ma tak łatwo :(
UsuńCzyli krem nie dla mnie
OdpowiedzUsuńJednak wolę takie bardziej naturalne kosmetyki rosyjskie. Tę naturalnośc najbardziej w nich cenię.
OdpowiedzUsuńAle fajnie, że dobrze Ci służy ten krem.
Nie służy, mojemu B. służy :)
Usuńnie wiem czemu, ale mnie planeta organica w ogóle nie kusi... tymbardziej nie kupiłabym kremu bo też mam skórę tłustą jak ty ;)
OdpowiedzUsuńA powinna! Przejrzyj inne moje wpisy nt. Planety Organici, nie znam innej firmy, która tak świetnie dogadywała się z moimi włosami każdym wypuszczonym produktem - z tych, które przetestowałam :)
UsuńJakoś nie przepadam za takimi konsystencjami :) Mój kremik musi być jak masło :P
OdpowiedzUsuń