Cześć kochani! Muszę Wam się przyznać, że odkąd piję rano owocowe koktajle i dbam o odpowiednie nawodnienie, rozpiera mnie niesamowita energia! Mam tysiąc pomysłów na minutę i ciągle muszę coś robić :) Więc wreszcie udało mi się obcykać wszystkie kosmetyki, które chcę Wam pokazać, więcej wychodzę i spotykam się ze znajomymi, rozwijam hobby i nagle się okazało, że 24 godziny to wcale nie tak mało - no dobra, przyznaję się, że plan zajęć trochę mi pomógł w rozciągnięciu dnia dla siebie, bo mam zdecydowanie mniej zajęć. Do pełni szczęścia potrzeba mi jeszcze tylko wiosny za oknem!
Dzisiaj porozmawiamy sobie balsamie do ciała, który polubiłam tak bardzo, że smaruję się nim kilka razy w tygodniu - a jest to wyczyn, jak dla osóbki, której nigdy nie chce się smarować balsamem. Moja skóra na ciele raczej się nie przesusza, więc nie odczuwam (albo raczej nie odczuwałam!) potrzeby, balsamy były przeznaczone na wyjątkowe wieczory spa, a i tak najczęściej kończyło się łyżką oleju dodanym do kąpieli, w celu odżywienia skóry. Rób peelingiem, po którym nie trzeba się już smarować :)
Moje spojrzenie na balsamy odmieniło się nie tyle z tym balsamem - chociaż lubię go bardzo - co z przeniesieniem balsamu do łazienki, gdzie zaraz po kąpieli na jeszcze wilgotną skórę nakładałam porcję. Wszystko wchłania się szybciutko, a samo masowanie ciała przebiega szybciutko.
Muszę się Wam do czegoś przyznać. Byłam dość sceptycznie nastawiona do marki Le Petit Marseillais, głównie dlatego, że wszędzie było jej pełno i wszyscy się nią zachwycali. W większości przypadków, gdy jest wielkie bum na określoną markę i kosmetyk, u mnie te produkty się nie sprawdzają - choć muszę przyznać, że ciężko było przejść obojętnie obok takich kolorowych opakowań na półkach :)
I tak się stało, że skoro ja nie chciałam wyjść marce na przeciw, ona przyszła do mnie sama - jako podarunek z naszego listopadowego opolskiego spotkania blogerek. Przyszła całkiem szykowna, w uroczym opakowaniu, w towarzystwie dwóch żeli i małą zabawą, w której musiałam zapach tych żeli odgadnąć. Moje wewnętrzne dziecko się zachwyciło tą tajemniczą otoczką i moje spojrzenie na markę zmieniło się jeszcze zanim zaczęłam używać jej kosmetyki.
Balsam ma uroczą żółtą butelkę z porządnego plastiku, jest zaopatrzony w wygodną pompkę, która aplikuje akuratną ilość produktu. Ma piękny zapach migdałowego mleczka, lekko słodkawy, ale bynajmniej nie mdły. Konsystencja jego jest bardzo lekka, choć nie płynna. Szybciutko się wchłania, nawet jeśli nie stosujemy mojego przebiegłego tricku z balsamowaniem na wilgotną i jeszcze rozgrzaną skórę, i nie zostawia lepkiego filmu, którego strasznie nie lubię.
Woda, gliceryna, Caprylic/Capric Triglyceride, płynna parafina, PEG-6-Stearate, Dimethicone, Octyldodecyl Myristate, Cetearyl Alcohol, masło shea, olej arganowy, olej ze słodkich migdałów, Glyceryl Stearate, Cera Microcristallina (wosk z ropy naftowej), parafina, Ceteth-20, Steareth-20, Polysorbate 85, Acrylates/Acrylamide, Copolymer, Carbomer, Methylparaben, DMDM Hydantoin, Ethylparaben, Parfum
Woda, gliceryna, Caprylic/Capric Triglyceride, płynna parafina, PEG-6-Stearate, Dimethicone, Octyldodecyl Myristate, Cetearyl Alcohol, masło shea, olej arganowy, olej ze słodkich migdałów, Glyceryl Stearate, Cera Microcristallina (wosk z ropy naftowej), parafina, Ceteth-20, Steareth-20, Polysorbate 85, Acrylates/Acrylamide, Copolymer, Carbomer, Methylparaben, DMDM Hydantoin, Ethylparaben, Parfum
Skład nie jest taki najgorszy, jeśli chodzi o produkt, który możemy dostać w drogerii już za 16zł. Pozbyłabym się z niego parafiny i jej pochodnych, ale szczerze muszę przyznać, że ich dodatek nic złego mi nie robi, a mam tendencję do wysypywania na biuście i plecach. Nie jest to produkt, po który sięgnęłabym dobrowolnie w drogerii, ale cieszę się, że go poznałam :)
Mleczko nawilża bardzo dobrze. Nawilża, nie na tłuszcza, co cieszy mnie ogromnie. Nawilżenie jest wyczuwalne na skórę jeszcze połowę dnia, lub jeszcze rano, jeśli balsamowałam się przed pójściem spać. Do skóry nie przyklejają się nitki z materiału, nie trzeba czekać aż się wchłonie przed założeniem ubrań. Na dłuższą metę skóra staje się miększa i nie wymaga codziennego balsamowania. Miałam okazję wczoraj sprawdzić stopień wilgotności mojej skóry, i na przedramionach wyszedł mi wynik 37%, co daje skórę normalną, co tylko świadczy o działaniu tego balsamu :)
Cieszę się ogromnie, że mieliśmy okazję się poznać. Przekonał takiego upartego osła, jak ja, do regularnego kremowania ciała, którego skutki zauważył nawet Tosiek - a wiecie jak to jest, skoro facet zauważył, to coś musi być na rzeczy :)
Znacie produkty Le Petit Marseillais? Macie jakiś swój ulubiony?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com