Jeśli chodzi o paznokcie, jestem tutaj bardzo stała. Do niedawna od lat jeśli je malowałam, to tylko na czerwono. Miałam jakieś inne kolory, jednak z reguły lądowały na moich paznokciach kilka razy, po czym oddawałam lakier mamie. Za to kolekcją czerwieni mogłam się swego czasu pochwalić! Najbardziej lubiłam odcienie winne, ale też niejeden jaskrawy znalazł miejsce na moich paznokciach.
Gdy zaczęłam studia większość moich lakierów wyrzuciłam, robiąc porządki podczas pakowania i nie kupowałam ich zbyt wiele - większość i tak nie była w stanie przetrwać mojego laboratorium - czy to stałego kontaktu z detergentami, czy choćby z samym acetonem, który jak nie wyleje się mi, to koleżance - na moje ręce :):):). Z reguły nosiłam paznokcie "gołe", ale wypielęgnowane i w sumie długo nie czułam potrzeby malowania pazurków - mam je z natury mocne, grube i szybko rosnące. Nie miałam co narzekać na ich wygląd, więc jakoś tak bezlakierowo mi się żyło prawie rok.
Mój powrót do lakierów miał miejsce w wakacje - jakoś te wakacyjne słoneczko tak na mnie wpływa, że zawsze mam ochotę na kolory, czy to w makijażu, czy w ubraniach, czy właśnie na pazurkach. Moim ulubiony wakacyjnym lakierem jest Baby Blue z Flomara, który dopadłam w Bułgarii rok temu. Przepiękny majtuszkowy kolor, lecz niestety jakość średniawa. Na następne wakacje będę musiała znaleźć coś lepszego w tym cudnym kolorze - możecie mi coś polecić?
Przyzwyczajona do malowania pazurków, ale już bez chęci na malowanie ich w jasnoniebieski odcień (jak na jesień przystało) skorzystałam z promocji w Rossmannie i zakupiłam lakier z Max Factora w moim wymarzonym różanym odcieniu. Nie myślcie sobie, że był to łatwy wybór! Stałam przed szafą chyba z dwadzieścia minut, wahając się pomiędzy tym a odpowiednikiem Bourjois - który summa summarum wydał mi się zbyt różowy :):):) i wylądował z powrotem w szafie.
Drugi lakier, który Wam dzisiaj pokażę, Anny, dostałam na spotkaniu blogerek w Opolu. Właściwie dostałam praktycznie identyczny różany odcień, który kupiłam sobie dwa dni wcześniej, ale Monika była tak kochana, że wymieniła się na ten przepiękny, również wymarzony - odkąd zobaczyłam podobny na paznokciach Ewy Red Lipstick Monster... - zimny fiolet.
Oba kolorki są bardzo eleganckie, ale mają zupełnie inny charakter. Jestem im wierna od listopada, stosuję je zamiennie i praktycznie zawsze któryś z nich możecie znaleźć na moich paznokciach. Zdradziłam z nimi nawet swoją ulubioną ostatnimi czas czerwień z Golden Rose - z serii Rich Color, numerek 45 z pięknymi opalizującymi na niebiesko! drobinkami. Wyglądają pięknie zarówno na krótkich paznokciach i długich - które również nosze naprzemiennie, bo tak mi paznokcie rosną :)
Ten piękny różany odcień to 50 Candy Rose. Jest świetny praktycznie na każdą okazję. Marzył mi się od dawna, długo go szukałam i bardzo go lubię. Jestem wybredna jeśli chodzi o różowe odcienie, a ten jest idealny - nie jest różowy, jest różany, w ciepłym tonie. Nie jest krzykliwy, za to jest bardzo elegancki i kobiecy. Nie ma stroju, do którego by nie pasował. Na moich paznokciach - katowany laboratorium 3 razy w tygodniu - trzyma się około 5 dni, ładnie błyszczy przez jakieś 4. I po tych pięciu dniach znacznie bardziej przeszkadza mi odrost i zniszczenia nim spowodowane niż faktyczny wygląd lakieru. Nie pęka, powstające uszczerbki są spowodowane uszkodzeniem mechanicznym - tak jak ten, który widzicie na środkowym palcu, moja osobista wina :) Po tygodniu wymaga już zmycia i pomalowania na nowo.
Żeby uzyskać kolor taki jak na zdjęciu potrzeba 3 cienkich warstw. Jest całkiem rzadki - tak, że wygodnie się nim pracuje, a cienkie warstwy wysychają naprawdę szybko. Jest zaopatrzony w długi pędzelek o średniej długości, jest on elastyczny i szybko się nim maluje. I sprawnie, a ja w tym mistrzem nie jestem. Jest to chyba jedyny lakier, którym nie zalewam sobie skórek... tak często :)
To musiało być przeznaczenie. Wzdychałam do niego długo, ale nigdzie nie umiałam znaleźć idealnego odcienia. A on przyszedł do mnie sam. Anny 218.40 Undercover Show. To nie mógł być przypadek.
Nasz związek jest bardzo burzliwy, momentami kocham go na zabój, ale też po tygodniu mi się nudzi i wracam do różanych ciepłych objęć. Odcień jest fenomenalny, zimny, również bardzo elegancki, ale znacznie bardziej charakterny. Kojarzy się z nowoczesnością i czymś wyniosłym. Jest to pewny siebie kolor i taką aurę tworzy wokół siebie. Jest jednak nieco mniej trwalszy od poprzednika, znacznie szybciej matowieje, przez co traci swoją niesamowitość - pewnie dlatego w pewnym momencie, po wielkiej miłości mi się nudzi :) Wytrzymuje w znośnym stanie około 4-5 dni, lubi się odpryskiwać na krawędziach paznokcia, ale też nie ma tendencji do pękania.
Konsystencję to on ma znacznie gęstszą i ciężko jest położyć go cienką warstwą. Do pełnego krycia potrzeba mu dwóch warstw, ale też trzeba znacznie dłużej poczekać aż zaschnie - dlatego najczęściej mam na nim odbicia różnego rodzaju, nawet po godzinie od malowania. Ma duży i szeroki pędzelek, z którym jakoś nie do końca umiem się dogadać, przez co albo mam zalane skórki, albo niedociągnięty lakier. Ale i tak go kocham :)
Na razie miłość do obu trwa, nie rozglądam się za innymi lakierami, nawet czerwieniami. Pewnie zmieni mi się dopiero z pierwszymi porządnymi przypływami ciepła, gdy zapragnę znowu kolorów. Do tego czasu, jak zwykle, na zmianę, raz zimny fiolet, raz różane ciepełko. Dzisiaj wybieram różany, tak akurat na walentynki.
Znacie któryś z moich ukochanych lakierów? Macie swoje odcienie, do których nieustannie wracacie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com