Jak się macie, kochani, po świętach? U nas ciągle trwa jeszcze dojadanie poświątecznych resztek, a mój brzuszek cały czas jest pełniutki. Potrzebowałam takiego czasu, by zapomnieć na chwilę o wszystkim, pobyć trochę z rodziną i poleniuchować na kanapie z dobrym filmem w towarzystwie zabawnych i jak zawsze udanych komentarzy mojego tatka :)
Byłam ostatnio trochę chora. Właściwie cały grudzień walczyłam z przeziębieniem, czy to olejkami eterycznymi, czy to bombami witaminowymi w postaci wyciskanych soków, piłam mnóstwo herbaty z imbirem, goździkami i sokiem malinowym... Jednak padłam tuż przed świętami, zarażona przez koleżankę ze studiów. Stąd też moje święta były bardziej leżące i przespane.
Paskudztwo nie chce jeszcze odpuścić mojego gardła, ciągle jeszcze paskudnie kaszle, ale potrafię już mówić bez problemu, ba, nawet śpiewać :) Mam nadzieję, że reszta wolnych dni pomoże mi się uporać jeszcze z tym problemem.
Muszę się Wam przyznać, że chociaż kocham grudzień za tę piękną świąteczną atmosferę - ciągle we mnie jeszcze siedzi duże dziecko, które na samą wzmiankę o świętach robi się dużo, dużo szczęśliwsze! - to był to dla mnie bardzo męczący miesiąc. Przez to stał się też trochę zaniedbany, czy to w mieszkaniu, czy na blogu. Całą moją energię pochłaniały studia i po powrocie do domu marzyłam jedynie o położeniu się do łóżka przy jakimś niewymagającym ode mnie zbyt wielkiego skupienia filmie, z piwkiem w ręku i ciastkami pod ręką. Ale każdy ma takie chwile w życiu, że musi się na chwilę wyłączyć, rozpieścić i odpocząć - ważne by z tych chwil wychodzić z dobrą energią i uśmiechem na twarzy. Potrzebowałam tego, wykorzystałam w stu procentach, a teraz biorę się znowu do roboty, pod każdym życiowym aspektem :)
Tak więc dzisiaj, w ramach wzięcia się za siebie, opowiem Wam o peelingu, który dzisiaj na pewno będzie mnie rozpieszczał podczas kąpieli - i to jest takie dobre rozpieszczanie, które poprawia humor i robi dużo dobrego dla mojego ciałka. I to rozpieszczanie będzie na bardzo wysokim poziomie, wyjęte z orientalnego spa, gdzie w powietrzu unosi się zapach świeżych kwiatów z dominującą nutą jaśminu oraz zielonej herbaty, skropionej poranną rosą. Takie piękne skojarzenia wywołuje u mnie peeling solny naszej rodzimej marki, Orientany.
Peeling ten większości z Was spodobałby się szczególnie latem, bo jego zapach jest niezwykle rześki, lekki i zwiewny. Ja jednak należę do tych osób, które zimą tęsknią bardzo za latem i lubią sobie o nim przypominać. I chociaż w pokoju gości u mnie świeca o zapachu drzewa sandałowego i wanilii, to w łazience bardzo chętnie spędzę czas z letnim powiewem jaśminu. Tym bardziej, że ja kocham jaśmin!
Poza tym w tym zapachu można się doszukać ciepłego, kwiatowego tła. Właśnie dlatego przywodzi mi na myśl orientalne spa, rodem z Tajlandii czy Japonii. Jest świeżo, lekko i prosto, a mimo wszystko przytulnie i milusio.
Orientana ma piękne etykiety, nie sądzicie?
200g aromatycznego peelingu solnego z masłem shea kosztuje 39zł i jest to produkt nasiąknięty dobroczynnymi olejkami.
Sacharoza (cukier), chlorek sodu (sól), sól himalajska, masło shea, masło kakaowe, siarczan magnezu, wodorowęglan sodu, gliceryna, ekstrakt z płatków jaśminu, olejek jaśminowy, oliwa z oliwek, sok aloesowy, mirystynian izopropylu (emolient pozyskiwany z roślin), olej jojoba, olej z kiełków pszenicy, ekstrakt z zielonej herbaty chińskiej, tokoferol (witamina E)
Skład jest przepiękny, pełen olejków świetnie sprawdzających się w pielęgnacji skóry - masło shea, które w czystej postaci potrafi zdziałać cuda, masło kakaowe, silnie regenerujące, oliwa, olej jojoba czy z kiełków pszenicy pięknie nawilżające skórę. Ogromnie cieszy mnie obecność siarczanu magnezu - magnez bowiem może świetnie wchłaniać się przez skórę (więcej o nim przeczytacie u Izy z the Secret of Healing, do której serdecznie Was zapraszam, Iza ma bowiem ogromną wiedzę na temat naturalnej pielęgnacji). Gliceryna nawilży, sól, szczególnie ta himalajska, dostarczy mnóstwo cennych minerałów, cukier jest świetnym humektantem. No i olejek, i ekstrakt jaśminowy, piękny zapach w czystej postaci, bez sztucznych dodatków. Jestem oczarowana!
Produkt może wydobywać się z opakowania troszkę topornie, ale mamy do czynienia praktycznie z samymi olejami i masłami, a z nimi można sobie łatwiutko poradzić. Wystarczy rozgrzać produkt ciepłem naszych rąk i produkt od razu staje się przyjemniejszy w użyciu. Peeling jest mocnym ździerakiem, dlatego używam go na zwilżoną i rozgrzaną ciepłą wodą skórę, by olejki lepiej się w nią wchłaniały. Dodatkowo, pod wpływem ciepła zapach robi się jeszcze bardziej intensywniejszy. Jeśli, tak jak ja, stosujecie peelingi podczas kąpieli w wannie, gorąco polecam Wam posiedzieć troszeczkę w wodzie z rozpuszczonym peelingiem, sól oczyści naszą skórę przez pory, zapach świetnie nas zrelaksuje, a magnez będzie miał większe pole do popisu, ponieważ będzie się wchłaniał nie tylko poprzez skórę, ale również inhalację.
Po kąpieli skóra jest otulona tłuściutkim filmem, który wchłania się powoli - i to jest główny powód, dla którego sięgam po niego zimą, a nie latem. Jednak warto dać się tym olejkom porządnie wchłonąć, ponieważ tak dopieszczona skóra dziękuje nam jeszcze przez kilka dni po miłym wieczornym spa - jest miękka i elastyczna. Poza tym zapach zostaje z nami wtedy na dłużej. A nie wiem, czy wiecie, jaśmin jest afrodyzjakiem... dlatego miłego wieczoru z tym peelingiem nie powinno się kończyć na kąpieli, przytulcie się do swoich ukochanych :)
Muszę się Wam szczerze przyznać, że jeszcze żaden dodatek kąpielowy nie wywarł na mnie tak dobrego wrażenia, jak ten peeling - pobił nawet kolorowe płyny do kąpieli z Kneippa. Sięgnę po niego jeszcze nie raz, ale koniecznie muszę wypróbować siostrzaną wersję z różą japońską i geranium. Geranium kocham bardziej niż jaśmin i już wyobrażam sobie te wieczory...
Będziemy poznawać się z Orientaną znacznie bliżej :)
Macie swój ulubiony produkt Orientany? Możecie mi coś polecić?
Na ten moment mogę stwierdzić, że Orientana nie tylko świetnie działa, ale również pięknie pachnie. Jeśli gustujecie w cieplejszych, bardziej świątecznych zapachach - kandyzowane cytrusy, przyprawy - i lubicie olejować włosy, koniecznie musicie się poznać z ich ajurwedyjskim olejkiem do włosów.
P.S. Im dłużej mnie nie ma, tym bardziej się rozpisuję... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com