Cześć słońca :) Mam nadzieję, że korzystacie z długiego weekendu pełną piersią. Mi na pewno dał on okazję do wzięcia oddechu, poukładania swoich uczelnianych spraw i spotkania z Wami w ramach mojej dzisiejszej notatki. Dzisiaj, nawet jeśli za oknem słońce do Was nie zagląda, znajdziecie go troszkę w dzisiejszych produktach, które zawitały tutaj z uprzejmości Nature Queen.
Nature Queen to marka oferująca półprodukty kosmetyczne wysokiej jakości, nad którą kontrolę sprawują już na poziomie upraw. Oprócz jakości, dbają również o środowisko, przykuwając szczególną uwagę do tego, by ani uprawy, ani produkcja mu nie szkodziły. Mamy więc ze sobą przyjaciół dbających nie tylko o nasze ciała, ale również otaczający nas świat, co nigdy nie powinno sobie zaprzeczać.
W moim małym koszyczku w łazience znalazł się olej arganowy i glinka żółta, które to oba bardzo dobrze znam. Oba te półprodukty dobrze, a zarazem delikatnie dbają o moją skórę, więc przywitałam je bardzo serdecznie. Szczególnie, że mają takie piękne, bardzo estetyczne opakowania, prawda?
Opakowania to duży plus Nature Queen. Kryje się za nimi pomysł, są niebanalne i zapadają w pamięć. Do tego są bardzo funkcjonalne, olej wyposażony w pompkę nie brudzi wszystkiego dookoła i samą buteleczkę można dumnie prezentować w łazience - bez tłustych zacieków i nieestetycznych plam. Opakowanie na glinkę też zostało bardzo dobrze przemyślane, szeroka podstawa zmniejsza ryzyko przewrócenia się glinki, znacznie trudniej jest wysypać podczas nabierania. Ponadto jest chroniona dodatkową osłonką.
Ach, te opakowania tak bardzo mi się podobają! Szczególnie słoneczna odsłona glinki żółtej. Oba świetnie korespondują z zawartością i są żywym dowodem na to, że estetyka, schludność i minimalizm nie muszą być nudne!
Kto z nas w dzisiejszych czasach nie zna oleju arganowego? Płynne złoto Maroka stało się naszym dobrym przyjacielem, odkąd w świecie kosmetycznym zrobiło się na jego temat głośno, jednak swoimi właściwościami zdążył zasłynąć już dużo wcześniej - w czasach starożytnych, jako źródło młodości. Ma to dzisiaj bardzo wielkie uzasadnienie, ponieważ ma on zawierać dwa razy więcej witaminy E niż oliwa z oliwek, której towarzyszą liczne związki antyoksydacyjne i przeciwrodnikowe takie jak karotenoidy, polifenole, fitosterole czy alkohole tripertynowe.
Cudowność tego oleju leży w jego uniwersalności - może go stosować osoba ze skórą dojrzała, suchą, alergiczną czy nawet skłonną do trądziku, i wszystkie one będą z niego bardzo zadowolone. Sama, jak już Wam wielokrotnie zaznaczałam, jestem posiadaczką cery tłustej, która nie stroni od nieprzyjaciół, odziedziczyłam również po mamusi skłonności do naczynek. Olej arganowy stosuję najczęściej jako dodatek do domowych maseczek lub do podkręcenia działania mojego kremu na noc, gdy tylko moja skóra tego potrzebuje - w postaci jednej, dwóch kropli do wieczornej porcji kremu. Gdy mam ochotę się odprężyć, nakładam olej na całą buzię i masuję ją przynajmniej przez pięć minut - gorąco polecam Wam taki zabieg od czasu do czasu, oprócz odprężenia zapewnicie sobie również jędrną i zdrowo wyglądająca skórę, a i nadmiar limfy zostanie w ten sposób usunięty, przez co przez kilka następnych dni wygląda się rześko i jak po porządnym śnie :)
Olej arganowy Nature Queen jest dobrej jakości, pachnie przyjemnie świeżymi orzechami - jest to jednak zapach bardzo delikatny, więc nie musicie się przejmować, że będzie Wam przeszkadzał. Mój Tosiek na przykład nie wyczuwa tego zapachu :) Jak przystało na olej arganowy, nie jest zbyt ciężki, ma delikatny, słomkowy kolor.
Glinka żółta jest moją przyjaciółką od bardzo dawna. Jest ona wprost stworzona dla cery tłustej, borykającej się z problemami, która jednak - tak jak moja, naczynkowa - potrzebuje delikatnego traktowania. Absorbuje ona zanieczyszczenia ze skóry, reguluje pracę gruczołów łojowych, czym wpływa na produkcję sebum, ma oczywiście działanie przeciwtrądzikowe. Poprawia koloryt skóry i dostarcza jej minerałów. Swój kolor zawdzięcza tlenkowi żelaza.
To, za co lubię ją najbardziej, to jej delikatność. Oczyszcza bardzo dobrze moją skórę, ale nie podrażnia jej w żaden sposób. Oczywiście, skóra jest po niej ściągnięta - jest to spowodowane jej wysokim pH, powyżej 7, jednak uczucie to można zniwelować tonikiem do twarzy, który przywróci naszej skórze odpowiednie, lekko kwaśne pH.
Jest mi niezwykle pomocna w dni, gdy odwiedza mnie większa ilość nieprzyjaciół, najczęściej tuż przed tymi naszymi, kobiecymi dniami. Nie tylko pomaga im szybciej zniknąć, ale też ranki, które po nich pozostają szybciej bledną i się goją za sprawą tej glinki.
Gorąco polecam Wam również kąpiele z dodatkiem tej glinki! Już kilka potrafi przywrócić jędrność skórze. Słyszałam też sporo o jej działaniu antycellulitowym, co chętnie sprawdzę, stosując ją w postaci okładów - zanim będę miała okazję pokazać się w bikini :)
W mojej przygodzie z żółtą glinką spotkałam się już z wieloma markami, jak i jej postaciami. Plusem tej w proszku jest indywidualne jej przygotowanie, w zależności od potrzeb skóry. Żółta glinka Nature Queen wyróżnia się na tle innych dobrym zmieleniem - po zmieszaniu z wodą lub żelem aloesowym zamienia się w delikatny krem.
Olej arganowy (30ml za 22,49zł) oraz glinkę żółtą (100ml za 15,99zł) znajdziecie w sklepie internetowym Nature Queen.
Nature Queen ma w planach wprowadzić również swoje własne kosmetyki do oferty, czego szczerze nie mogę się doczekać! Trzymam kciuki za ich premierę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com