Mieliście kiedyś okazję brać udział w Festiwalu Kolorów? Polega to na tym, że dostajemy w łapki kolorowy proszek, za pomocą którego możemy przeprowadzić bitwę na kolory. Nigdy bym nie powiedziała, że rzucanie komuś różem prosto w twarz będzie tak ekscytujące!
Najpiękniej jednak było w momencie eksplozji kolorów, gdy wszyscy stawali pod sceną i na sygnał wyrzucali w górę kolory!
Najpiękniej jednak było w momencie eksplozji kolorów, gdy wszyscy stawali pod sceną i na sygnał wyrzucali w górę kolory!
fot. Fotea art |
Tak to wyglądało na Błoniach Politechniki Opolskiej! Tylko w tym tłumie momentami ciężko było oddychać :)
Nasze ubranie również było pięknie kolorowe, na szczęście wszystko ładnie zeszło, i z ubrań, i z ciała!
Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję wziąć udział w Festiwalu Kolorów, idźcie śmiało! Wspaniała zabawa, nawet jeśli jest zimno i grozi deszczem, tak jak u nas.
Nie chciałam Wam się tylko pochwalić jak dobrze bawiłam się w weekend :) Chciałabym Wam również opowiedzieć o bardzo dobrym, mocnym zdzieraku do twarzy od Sylveco.
Nie jestem zwolennikiem mechanicznych peelingów, ponieważ mam skórę problematyczną. Dlatego też peeling Sylveco nie trafił do mnie z własnej woli, dostałam go w pudełeczku Shinybox, który wygrałam u Angel. A skoro już go dostałam... nie byłabym sobą, gdybym nie wypróbowała!
W peelingu strasznie mnie denerwuje opakowanie. Korund jest tak drobniutki, że dostaje się wszędzie, przez co przy przekręcaniu wieczka stawia on mocno opór i wydaje dźwięk podobny do przejeżdżania kredą po tablicy. Może nie jest aż tak traumatyczny, ale u mnie powoduje dokładnie takie same nieprzyjemne ciarki na plecach. Poza tym nie jest to łatwa czynność, szczególnie gdy chodzi o zamykanie, przez co peeling staje się problematyczny, jeśli weźmiemy go pod prysznic.
Gdyby zamiast w tym puzderku peeling znajdowałby się w tubce bardzo by mi ulżyło.
Peeling ma konsystencję lekkiego kremu do twarzy, drobinki korundu wyczujemy dopiero po rozprowadzeniu po twarzy. Całość przyjemnie śmiga po całej skórze, z poślizgiem, bez niepotrzebnego naciągania skóry. Jest wydajny, niewielka jego ilość - większe ziarno grochu - starcza na pokrycie całej twarzy i jest dosłowną bombą z drobinkami korundu.
Niektórzy uważają, że korund jest świetny dla cer problematycznych i wrażliwych, jednak moim zdaniem jest on trochę za mocny dla wrażliwców i osób z większymi wykwitami skórnymi. Masaż trzeba wykonywać bardzo delikatnie, bo korund trze mocno o skórę, przez co nasze pierwsze spotkanie było nieprzyjemne, a moja buźka protestowała różowym kolorem skóry - a nie należę do zwolenników mocnego tarcia.
Peeling da się wyczuć, ale jeśli ktoś wcześniej nie miał kontaktu z korundem trzeba do tematu podejść ostrożnie, bo można się zrazić. Już delikatny masaż porządnie pozbywa się wszelkich suchych skórek.
Peeling ma bardzo dziwny zapach. Lubię ziołowe aromaty, spodziewałam się zapachu charakterystycznego dla olejku z drzewa herbacianego. Ciężko jest mi określić jego zapach, dla mnie nie jest przyjemny i na szczęście nie jest nachalny, bo ciężko byłoby mi się zmusić do dalszego użytkowania.
Woda, korund, olej sojowy, masło shea, gliceryna, triglicerydy kwasy kaprylowego i kaprynowego, stearynian glicerolu, ester kwasy stearynowego i sorbitolu & ester z kwasu tłuszczowego oleju kokosowego i sacharozy, olej z pestek winogron, ekstrakt ze skrzypu polnego, wosk pszczeli, alkohol cetylowy, alkohol benzylowy, guma ksantanowa, kwas dehydrooctowy, olejek z drzewa herbacianego.
Skład to zawsze mocna strona Sylveco. Krótki, prosty, przejrzysty, do tego podany po polsku - co ułatwia mi pracę :) Olej kokosowy, ekstrakt ze skrzypu polnego, olejek z drzewa herbacianego to mocne pozycje dbające o cerę problematyczną - dlatego warto peeling zostawić na twarzy trochę dłużej, by dać im podziałać. Masło shea, gliceryna i olej z pestek winogron zadbają o odpowiednie zmiękczenie i nawilżenie skóry, przy okazji ułatwiając korundowi działanie peelingujące.
Sama nie wiem czy stałam się zwolenniczką korundu. To chyba nie do końca moja bajka, zdecydowanie lepiej służy mi delikatniejsze oczyszczanie i peeligowanie skóry glinkami, jednak na pewno mój Tosiek jest zadowolony z tego produktu - mężczyźni przecież są gruboskórni, to mu się takie mocne zdzieranie podoba :) Peeling świetnie się sprawdza u mnie w formie maseczki, tonizuję buźkę i przyspiesza gojenie się obecnych wykwitów, zaskórniki też nie mają z nim większych szans - to samo obserwuję u Tośka.
Myślę, że zagości w mojej łazience jeszcze nie raz, ale w kosmetyczce Tośka. Ja tylko od czasu do czasu będę go podbierać, gdy mnie paskudnie obsypie.
Znacie ten peeling? A może mieliście okazję poznać się z drugą wersją peelingu? Lubicie się z Sylveco?