Henna jest zbawieniem dla włosów, ale mimo wszystko zbawieniem drogim - chociaż przy moim obecnym użytkowaniu koszt ten rozkłada mi się na kilka ładnych miesięcy. Do tej pory kupowałam hennę Khadi, którą mam dostępną stacjonarnie, ale za 39 zł. W tym momencie odzywa mi się wewnętrzny głos odpowiadający za oszczędzanie, dzięki któremu wolę kupić hennę za 28 zł w internecie (pomijając fakt, że zamiast 39 zł nagle wydaję z 70, bo dorzucam kilka innych rzeczy :):):)).
Jak tylko
Triny.pl zareklamowało hennę irańską dostępną w ich sklepie za 8 zł (50g), nie byłabym sobą, gdybym nie kupiła :)
Za pomocą drogiej mamusi znającej język rosyjski udało mi się rozszyfrować tajemnicze napisy na opakowaniu. W pudełeczku zamknięta jest irańska henna wysokiej jakości. Pachnie i wygląda zupełnie jak henna Khadi. Przygotowałam ceramiczną miseczkę, drewniany nożyk do masła, by móc czymś moją paćkę wymieszać, zagotowałam wodę i odczekałam 10 minut - nigdy nie zalewamy henny wrzątkiem.
Po zalaniu henny nadeszło pierwsze zdziwienie. Henna instant?! W momencie cała henna wypiła całą wodę, nic nie pozostało suche. Jednak grudkowała się w specyficzny sposób, nie tak jak henna z amlą, którą trzeba mieszać i mieszać. Może jest to kwestia dolewania i dolewania wody - uczymy się na błędach, prawda? :)
Hennę odstawiłam na chwilkę - dosłownie na krótką wymuszoną wizytę w łazience :) - i po powrocie zastałam papkę, która wyglądała jak Khadi odstawiona na pół dnia. Zdziwiona, dolałam jeszcze wody i porządnie wszystko wymieszałam raz jeszcze.
W czasie, gdy przygotowałam sobie wszystkie niezbędne przybory - liczmy tak 5-10 minut - henna całkowicie zbrązowiała. Kolejne zdziwienie, w końcu henna Khadi brązowiała dopiero po jakiejś godzinie. Pomyślałam jednak, że to raczej dobry znak, bo henna szybciej uwolniła barwnik. Nie bawiłam się tym razem w odczekiwanie kilkunastu godzin, położyłam hennę zaraz po przygotowaniu stanowiska pracy.
I wtedy właśnie zaczęłam przeklinać niemiłosiernie. Te grudeczki widoczne na zdjęciu okazały się małymi drobnymi ziarenkami. Nie tylko potwornie utrudniało to nakładanie, ale również załatwiło mi niesamowity bałagan, gdy część z nich zaczęła osypywać się wszędzie wokół. Wplątywały mi się również we włosy, tworząc małe kołtuny, przez co hennowanie było znacznie bardziej pracochłonne - szczególnie, że hennuję się sama. Pominę już fakt, że bałam się o efekt kolorystyczny w takim przypadku.
Henny ledwo starczyło mi na odrosty + delikatne pociągnięcie na długość (tam gdzie mam naturalki, przy każdym hennowaniu staram się zatrzeć różnice pomiędzy włosami wcześniej farbowanymi chemicznie, a tymi, które były traktowane tylko henną). Ponieważ nie wiedziałam jaki kolor uzyskam, chciałam położyć hennę na całą długość, a tu taki klops... Dla porównania, na takie standardowe hennowane odrosty + trochę długości starcza mi 30 g Khadi, 50g spokojnie starcza na całą długość. Tutaj 50 g ledwo na pierwszą opcję.
Z tym kolorkiem nie wyszło tak źle, dostała mi się naprawdę ładna wiśnia, choć delikatna - a trzymałam hennę standardowo godzinkę. Ale powiem szczerze, że byłam zadowolona - osiągnąć taką ładną delikatną wisienkę na włosach henną to nie lada wyczyn! Jednak kolor wypłukał się szybko, a jeszcze nie minął tydzień (hennowałam w zeszłą środę wieczorkiem), a już mam na główce jakiś nijaki brąz. Będę musiała powtórzyć hennowanie na dniach.
Przy okazji, jak już się pohennowałam, zrobiłam również sobie chwilę dla włosów. Ciężko to nazwać dniem, gdyż u mnie zawsze rozkłada się to na dwa dni - moje włosy uwielbiają długie olejowanie, dlatego moją pielęgnację zaczynam od nakładania oleju wieczorkiem, by wpił się we włosy i podziałał na nie przez całą noc.
Postawiłam na ajurwedyjski olejek od Orientany, który uwielbiam i o którym będę Wam za niedługo obszernie pisać. Najwięcej nałożyłam go na skalp, trochę też na długość - chociaż na długość poszło znacznie więcej nafty kosmetycznej.
Rano dodatkowo potraktowałam włosy sokiem z aloesu - genialnie działa na moje włosy, silnie je zmiękcza. Pochodziłam tak sobie jeszcze do południa, po czym umyłam włosy czarnym mydłem, na długość położyłam resztki Kallosa Latte i po umyciu na jeszcze wilgotne włosy użyłam odżywki z Ziai b/s z proteinami jedwabiu.
Efekt takiej miłej chwili dla włosów i hennowania po prawie tygodniu:
Włosy na długości ostatni raz hennowałam w styczniu, na studniówkę. Od tamtej pory pozostawiłam je samym sobie, kolor utrzymuje się ładnie, jedynie bardziej zrudział. Przy następnym hennowaniu mam zamiar wyrównać kolor, hennując całość. Tymczasem mam małe ogniste ombre :)
Mam jeszcze jedną paczkę henny irańskiej i nie wiem co mam z nią zrobić. Może jeszcze kiedyś się przełamię i spróbuję coś z nią poczynić, może dodam ją po prostu do henny Khadi, by uzyskać bardziej czerwony kolor? :)
Pozdrawiam ciepło! Jaskółka