5 paź 2015

Z henny do mysiego blondu

Cześć kochani! Długo zwlekałam z notatką dotyczącą mojej przemiany włosowej z burgundowych hennowanych włosów do mysiego naturalnego blondu, głównie dlatego, że samodzielnie nie potrafiłam uchwycić nowego koloru moich włosów, a Tosiek pod koniec wakacji był zbyt zapracowany by mi pomóc. W pierwszy weekend jaki spędziliśmy w Opolu wyciągnęłam go na wyspę Bolko, tym bardziej, że pięknie słoneczko świeciło :) Nie przedłużając, zapraszam Wam na moją przemianę!

Początkowo moje schodzenie z henny odbywało się bardzo spontanicznie i było wynikiem dobrego zgrania się czasu. Ostatni raz pohennowałam włosy gdzieś w okolicach końcówki kwietnia/początku maja, a w czerwcu zaczął się okres zaliczeń i oczywiście sesja i nie było kiedy pomyśleć o zamówieniu kolejnej paczki, a co dopiero znaleźć czas na zmieszanie jej 2 dni przed planowanym hennowaniem według mojego sprawdzonego przepisu na henna chai, dającego piękne czerwone refleksy.

I tak czas powolutku sobie biegł, odrost sobie rósł, a najświeższe partie pokryte henną powoli się wypłukiwały. Skończyła się sesja, wyprowadziliśmy się ze stancji i tego samego dnia pojechaliśmy z Tośkiem na Chorwację.

Oto jak wyglądały moje włosy 2 miesiące po hennowaniu.

 

Powiem szczerze, że jak wczoraj przeglądałam te zdjęcia, to mnie samą zaskoczyła intensywność koloru. Niby o tym wiem, przecież właśnie dlatego moje schodzenie z henny przeszło tak długą drogę, ale po tym wszystkim, gdy na głowie mam tabakowy blond kolor naprawdę robi wrażenie.

Ale nie tęsknię, tylko podziwiam :)

Pomysł wrócenia do naturalnego koloru chodził mi po głowie już od roku, ale traktowałam go jako głupi kaprys tradycyjny dla kobiecego umysłu i zamiast zmieniać kolor, zmieniałam uczesanie :) Sprawdzało się całkiem nieźle, wychodziłam od fryzjera zadowolona i podkarmiałam mały głód zmian. 

Właściwie decyzja zapadła na Chorwacji, gdy odrost miał już ponad 2 cm, a henna zaczęła się wypłukiwać od słońca i słonej wody. A przynajmniej w górnych partiach :)

Wróciłam do domu i zaczęłam czytać o sposobach na wypłukiwanie henny. Właściwie działania podjęłam końcem lipca, postanowiłam wypłukać kolor colą i borasolem, o czym pisałam Wam tutaj. Metoda ta przynosiła efekty, ale trwało to wszystko bardzo długo i miałam wrażenie, że w pewnym momencie moje włosy stanęły w miejscu i nie chciały ruszyć dalej. Może gdybym dała temu wszystkiemu trochę więcej czasu, była cierpliwsza, efekty byłyby jeszcze lepsze, ale początkiem września podjęłam inne działania na włosach :)

Zdjęcie pochodzi z połowy czerwca, miałam rudawe włoski przy odrostach, oraz rudawe końce.

Borasolem i colą udało mi się uzyskać prawie 6 cm naturalnych włosów, drugie tyle to były jasne rude włoski.

Dodam jeszcze, że miałam wrażenie, że cola lepiej wypłukiwała hennę z moich włosów, a włosy od cukru w niej zawartego były nieźle nawilżone. Niemniej jednak colę stosowałam na początku eksperymentu, więc możliwe że na początku łatwiej było hennę z włosów wypłukać.


Ponieważ jako deadline ustaliłam sobie końcówkę września, a efekty eksperymentu z borasolem przestały mnie zadowalać. Zainspirowałam się historią Gosi dawniej z Zielonego Koszyczka, obecnie z przy Poziomkowej, która z podobnego koloru włosów zeszła do całkiem jasnego blondu, i zrobiła to w zaciszu domowym! Mnie nie czekała tak radykalna zmiana, ale nie miałam też odwagi kłaść na włosy samodzielnie rozjaśniacz. Postanowiłam wykonać kąpiel rozjaśniającą, wykonałam w sumie dwie zachowując między nimi dwutygodniową przerwę dla mocnego odżywienia włosów.

Do kąpieli rozjaśniającej wybrałam farbę Garnier Naturals Color Sensation 110. Farba ma rozjaśniać włosy do 4 tonów, a ja nie chciałam traktować włosów mocnym rozjaśniaczem. Mieszankę trzymałam na włosach za każdym razem pół godziny.

Efekty po dwóch kąpielach rozjaśniających:


Właściwie dopiero druga kąpiel dała wyraźnie dostrzegalny efekt, jasne włoski przy odrostach zaczęły wpadać w blond, podobnie końcówki. Odrostów nie rozjaśniałam. Kolor był dalej bardzo intensywny, marchewkowy, kompletnie mi nie pasujący, więc ten okres przemęczyłam się w koczku :)

I nastał moment, w którym wiedziałam, że dalej nie chcę eksperymentować z włosami. Rozjaśnianie odbiło się na końcówkach moich włosów, zaczęły bardzo mocno grymasić i wiedziałam, że pójdą pod nożyczki. Dalsze zniszczenia włosów chciałam złożyć w ręce fryzjerki :):):)

Poszłam na konsultację do cieszyńskiego salonu fryzjerskiego Trendy, gdzie rozmawiałam z Panią Anetą. Ogromnie cieszy mnie to, że Pani Aneta nie zachęcała mnie do wydania pieniędzy na zabieg, a raczej mocno zniechęcała, ze względu na fakt, że nie jest w stanie przewidzieć końcowego efektu. Pobrała mi próbkę włosów i na nim wstępnie przeprowadziła dekoloryzację. Próbka pokazała, że moje włosy da się rozjaśnić jedynie do jaśniutkiego, neonowego rudego wpadającego w blond. Ale dalej rudego.

W tym momencie czekała mnie najtrudniejsza decyzja. Ryzykować czy zaprzepaścić całe wakacje pełne starań w pozbyciu się rudego z włosów. Kolor, który nosiłam na włosach naprawdę mnie już męczył, marchewka kompletnie do mnie nie pasowała. Podjęłam ryzyko powtarzając sobie, że przecież mogę sięgnąć po hennę w każdej chwili.

Wielka przemiana nastąpiła 17 września :) Spędziłam w salonie 3,5 godziny. Moje włosy zostały obcięte już na samym początku do długości nieco za ramiona, bo wiedziałam, że i tak nie dadzą rady dekoloryzacji. 

Żałowałam tylko, że nie wzięłam sobie ciekawej książki, bo nie znalazłam nic ciekawego w gazetkach dostępnych w salonie. Za to dowiedziałam się, że Justin z trzeciej edycji Hell's Kitchen jest bratem słynnej blogerki modowej :)

Poniżej zdjęcie z połowy rogi i po wyjściu z salonu. Wykonane telefonem, nie pomyślałam by wziąć ze sobą aparat. Zimny kolor włosów utrzymał się na nich... jeden dzień :) Ale nie żałuję podjęcia decyzji z zimnym kolorem, dzięki temu pomimo wypłukiwania koloru wygląda to na celowy zabieg, jakbym zrobiła sobie złociste, nieco rudawe ombre.


Włosy mocno mi pojaśniały, ale dalej są takim nietypowym kameleonem. Określiłabym je jako tabakowy blond, ale w niektórym świetle wyglądam jak szatynka. Rudy wychodzi mi na długości, muszę go ochładzać maseczką z gencjany, ale jestem bardzo zadowolona z efektu. Włosy mienią się w słońcu na piękny blond.



Ale myślę, że najbardziej Was interesuje stan moich włosów po dekoloryzacji. Powiem szczerze, że spodziewałam się gorszego. Pani Aneta nie chciała ryzykować dalszego trzymania dekoloryzatora na włosach w trosce o kondycję moich włosów, więc summa summarum naprawdę nie skończyło się tak źle. Co prawda nie mam już do czynienia z prostymi, grubymi, niskoporowatymi włosami jakie miałam przy hennie, włosy lubią się puszyć i zdarzają mi się bad hair day. Najwięcej problemów przysparzają mi, tradycyjnie, końcówki i nie mam jeszcze pomysłu jak sobie z nimi radzić. Metodą prób i błędów próbę dojść do tego, co im pasuje, co teraz lubią.

A wiecie co mi się najbardziej podoba? Zaczęły się ponownie kręcić! I chociaż teraz bardziej się puszą, i ciągle są zbyt krótkie by skręt ładnie się ułożył to jestem pełna nadziei na piękne kręciołki!


Czuję się znacznie lepiej w nowych włosach, moje oczy stały się znacznie bardziej wyraziste i, co najważniejsze, znacznie bardziej podobam się Tośkowi :) Czeka mnie jeszcze jedno, dwa farbowania by uzyskać chłodniejszy i nieco jaśniejszy kolor i mam nadzieję, że moja przygoda z farbowaniem włosów się skończy. Przynajmniej do następnej zachcianki!

Jak Wam się podoba efekt, jaki uzyskałam?


Trzymajcie się ciepło! Jaskółka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze komentarze to dla mnie źródło motywacji ♥
Jeśli masz do mnie pytanie: ziele.jaskolcze@gmail.com

Disqus for Jaskółcze Ziele