Moja walka z wyciskaniem trwa już parę lat, właściwie odkąd zaczęło mi coś wyskakiwać w okolicach gimnazjum, odtąd maltretuję buźkę. Oczywiście wszystko odbiło się na stanie mojej twarzy, wiecznie popękane naczynka na policzkach, rozszerzone pory, blizny... Pomimo tego, że jest znacznie lepiej, nauczyłam się obchodzić z moją buźką, nałóg pozostaje, a ja zaczynam dobierać się do zaskórników, które na dobrą sprawę tylko ja jestem w stanie zauważyć, stojąc przed lustrem na odległość kilku centymetrów (ewentualnie jeszcze B., ale to moja chodząca ślepota :):):)).
Walka jest bardzo trudna, gdyż w ciągu dnia czyha na nas wiele okazji do wyciskania. To nam coś nowego wyskoczy i chcemy się temu bliżej przyjrzeć, to wpadniemy na chwilę do łazienki, to przeglądamy się w lusterku... i przepadamy w szale wyciskania. A jak już zaczniemy, to ciężko jest przestać. Mówimy sobie, że przecież to głupota, chcemy przestać, jakby nie patrzeć widzimy szkody, jakie nam to wyciskanie przyniosło i dłubiemy, i dłubiemy...
Największym paradoksem tego zjawiska jest to, że po tym swoistym rytuale wcale nie wyglądamy lepiej, krosty się dłużej goją, a i coś nowego nam wyskakuje, bo rozniosłyśmy siedzące w wyprysku bakterie.
Czy jesteśmy zatem z góry spisane na stratę? Nie! Pomimo tego, że walka do prostych nie należy i nie da się z dnia na dzień zaprzestać maltretowania buźki, to jakieś szansę mamy. Ale żeby odnieść sukces, musimy zacząć siebie obserwować - jak na każdym polu pielęgnacji. Czytałam wiele informacji w internecie, mając nadzieję, że przyniesie mi to jakieś rozwiązanie. Dziewczyny piszą o unikaniu luster i zajęcia wolnego czasu, by się nie nudzić... Ale zastanówmy się - po pierwsze, mamy pozakrywać wszystkie lustra, by nasz dom wyglądał jak rodem z horroru? Po drugie, czy ktokolwiek z Was poszedł do łazienki z zamysłem: ach, powyciskam sobie trochę? Problem pojawia się dokładnie w momencie, gdy patrzymy w lustro, gdy zaczynamy się sobie przyglądać - unikanie patrzenia w lustro jest jeszcze cięższe niż sama walka z wyciskaniem, a pozbywanie się ich nie wchodzi w rachubę, bo każdy z nas lustra potrzebuje, by wyjść z domu w normalnym, akceptowalnym stanie.
Z moich obserwacji wynikło, że faktycznie, gdy mam trochę więcej czasu i wejdę po coś do łazienki to kończę przed lustrem (czasem nawet zapominając po co przyszłam...). Skoro więc mamy więcej czasu, dlaczego zamiast niszczyć naszą buźkę nie zadbać o nią? Jeśli spojrzymy w lustro i zobaczymy kiepski stan naszej cery, nałóżmy maseczkę, niech ją trochę poprawi. Z maseczką na twarzy nie powyciskamy.
Oczywiście pewnie mój pomysł zaraz będzie musiał się skonfrontować z faktem, że równie dobrze można zabrać się za wyciskanie przed położeniem maseczki - tak jak mówiłam, ta walka nie jest łatwa, mnie również zdarza się dobrać się do twarzy przed tym zbawiennym rytuałem, ale tutaj niestety pierwsze skrzypce gra nasza siła woli - podane przeze mnie przykłady mają jedynie ułatwić walkę, nie zrobią tego za Was.
Zdarzało mi się wyciskać również przed położeniem makijażu - tutaj znów naszą przeszkodą jest dużo czasu. Gdy się spieszymy, staramy się szybko pomalować, a w tym wypadku wystarczy, że położymy na twarzy krem BB lub podkład. Ten punkt wyciskania udało mi się w zupełności wyeliminować z mojego życia, gdy zaczęłam później wstawać z łóżka. Nie mam czasu dobierać się do twarzy, bo mam wyliczony czas na styk.
A po powrocie do domku, gdy nikt nas już nie widzi? Przecież mogliśmy mieć ciężki dzień, chcemy sobie ulżyć, albo pobawić się - bo pobudki ku wyciskaniu również mogą być różne. Ja po powrocie do domku idę do łazienki zmyć makijaż i kładę nagietkowego tłuścioszka z Sylveco. Pozostała tłustą warstwę do końca dnia, więc jeśli uda mi się przezwyciężyć chęć wyciskania pomiędzy zmyciem makijażu a jego nałożeniem, to mam spokój do wieczora.
Ach, wieczorem to dopiero się cudnie wyciska. Wieczorem czekają na mnie dwie okazje dla wyciskania i z tym najbardziej nie umiem sobie poradzić. Jeśli biorę kąpiel w wannie to czas oczekiwania na napełnienie jej staje się dla mnie śmiertelnym wrogiem. Za to po kąpieli lustro jest zaparowane i mam święty spokój. Jeśli jednak biorę prysznic, szybko wskakuję się wykąpać nie dotykając twarzy, za to po wyjściu jest ku temu okazja, bo lustro nie jest zaparowane. Z tym drugim nauczyłam się radzić - po spłukaniu włosów chłodniejszą wodą, przemywam twarz cieplejszą - gdy podejdę do lustra, woda parująca z mojej twarzy osiada na lustrze i jestem już tego dnia wygrana. Sposób fajny, pod warunkiem, że nie macie pękających naczynek (nie z powodu wyciskania, jak ja).
Tak jak mówię, są to jedynie sposoby, które mają pomóc nam z tym okropnym nawykiem. Ja sama walczę z nim od kilku lat i dopiero teraz zaczynam faktycznie jakieś rezultaty osiągać (chociaż ciągle się potykam, po wczorajszej rodzinnej imprezie znów mnie obsypało i wyciskanie poszło w ruch...). To, co zdążyłam zauważyć po kilkumiesięcznym ograniczaniu wyciskania to mniej popękanych naczynek, ładniejszy koloryt skóry i szybsze gojenie się wyprysków - przy okazji stymulowane kuracją z kwasami :)
Takie będziemy szczęśliwe, gdy uda nam się zwalczyć chęć wyciskania! :)
A co, jak już się potkniemy? Pamiętajcie o zdezynfekowaniu buźki - czy to maseczką czy tonikiem o działaniu antybakteryjnym. I najlepiej coś kojącego, by nam wielkie gule nie zostały - np. pasta cynkowa, którą kładziemy tylko na wyprysk, koszt ok. 3zł. I uszy do góry, jutro będzie lepiej.
Warto też się zapisać na forum, gdzie dziewczyny wspólnie wspierają się w swoim postanowieniu. I pamiętajmy, że tak naprawdę jesteśmy bardzo piękne, dlatego nie warto tego psuć wyciskaniem!
Macie problemy z wyciskaniem? A może udało Wam się ten nawyk zwalczyć?
witam! również mam poważny problem z wyciskaniem. kiedyś z tym dosyć solidnie walczyłam i efekt był zadowalający, ale po jakiś stresach znowu łapki poszły w ruch i nawyk powrócił. co ciekawe widzę, że u mnie główną przyczyną są nerwy. od razu zaczynam coś dłubać przy twarzy, drapać, cisnąć, itp. przy okazji chciałam spytać - dopiero poznaję tego bloga, więc może już wcześniej umieściłaś notkę dot. problemu walki z wypryskami? mam już 25 lat i od czasów gimnazjalnych nieustannie walczę z tą przypadłością. dermatolog stwierdził, że ma to podłoże hormonalne, a taka terapia w moim przypadku nie wchodzi w grę. znasz jakieś naturalne metody walki z trądzikiem oprócz specjalnych maści i toników? pozdrawiam serdecznie! :) Asia.
OdpowiedzUsuńDroga Asiu,
Usuńakurat u mnie wyciskanie jest swego rodzaju radochą, nigdy nie zauważyłam, bym wyciskała z powodu nerwów - wtedy z reguły się objadam :)
Naturalnych metod walki jest mnóstwo, trzeba tylko znaleźć coś, co będzie nam odpowiadać - a to już zupełnie inna bajka. Trzeba próbować i zrozumieć, że te sposoby pozwolą nam jedynie ograniczyć problem.
Pisałam już trochę o paru takich patentach na blogu, więc podsyłam linki:
http://jaskolcze-ziele.blogspot.com/2014/01/cera-tusta-i-tradzik-zioa-mieta-i.html
http://jaskolcze-ziele.blogspot.com/2013/12/jak-sie-odzywiac-by-pozbyc-sie.html
http://jaskolcze-ziele.blogspot.com/2013/11/o-kubku-zielonej-herbaty.html
Do tego picie drożdży czy pokrzywy również powinno pomóc, ale w działaniu od wewnątrz z reguły pojawia się z początku wysyp, bo skóra się oczyszcza. Ja bardzo lubię toniki z ziół, ostatnio zrobiłam sobie z ziół prowansalskich, bo nie miałam czystego tymianku pod ręką. Często je wzbogacam olejkami eterycznymi, takimi jak olejek z drzewa herbacianego, pichtowy, tymiankowy jest bardzo dobry. Dwa pierwsze możesz stosować w czystej postaci na skóry, tymiankowy musisz z czymś zmieszać.
Jakbym jeszcze nie wyczerpała tematu, napisz śmiało, tu czy na maila.
Pozdrawiam! Jaskółka :)
Och, mam taki sam problem, z którym staram się walczyć, bo czasami nic na buzi nie ma, a ja na siłę czegoś szukam :PP
OdpowiedzUsuńja się do końca jeszcze go nie pozbyłam, ale jest ogromny postęp w porównaniu z tym, co było kiedyś :)
OdpowiedzUsuńNiestety już tak jest ze nawet jak nie ma czegoś konkretnego do wyciśnięcia to przeglądam twarz i zawsze coś tam znajdę, ja mam gorszy nawyk niż ten o którym piszesz, otóż jak jak za długo pracuję ( sprawy biurowe) i jestem bardzo zmęczona to dużo dotykam ręką twarzy i czasem rozdrapuje jakieś ranki ;/ nawet nie wiem kiedy, to jak drapanie się po głowie gdy jedziesz w nocy autem i czujesz wielkie zmęczenie
OdpowiedzUsuńChyba każdy ma lub miał taki problem. Zawsze kusi, żeby chociaż na chwilę pomajstrować coś przy twarzy;)
OdpowiedzUsuń"Ach, wieczorem to dopiero się cudnie wyciska. " dokładnie :D właśnie wczoraj w nocy (zamiast iść spać... ah ta moja logika) rozdrapałam sobie połowę czoła... a miałam nie dotykać! wypróbuję te sposoby z zaparowanym lustrem. z tłustym kremem niestety nie wychodzi, bo nawet to mnie nie powstrzymuje! ale ten sposób z maseczką powinien się sprawdzić, więc lecę się maseczkować! :)
OdpowiedzUsuńCo prawda, to prawda - paluszki swędzą, a później na twarzy zostają brzydkie ślady, które w dodatku nie raz udało mi się zainfekować. Dla mnie właśnie te szpecące ślady są też dobą nauczką. Zawsze, kiedy ręce wędrują mi do twarzy z TYM zamiarem, to przypominam sobie, co się stanie, jeśli przesadzę :) Nominowałam Cię do Liebstera, jeśli lubisz tagi to zapraszam do mnie po pytania :)
OdpowiedzUsuńciekawe rady. niestety znam to... wycisne cos czego w zasadzie nie widac by pozniej przypominac drozdzowke z kruszonką. u mnie sprawa jest prosta - staram sie nie korzystac z lusterka powiekszajacego.. w zasadzie robie to moze 2 razy w miesiacu gdy musze wyregulowac brwi. Robię to zawsze w pospiechu wiec nie ma czasu na wyciskanie. poza tym sytuacja sie rozwiazala gdy poszlam do pracy. wtedy juz nie mam czasu ani sily na wyciskanie. w zasadzie ostatkiem sil zmuszam sie do demakijażu i prysznica... polecam :P
OdpowiedzUsuńŻeby to było takie łatwe, jak mam cały dzień pracować z ludźmi, parcuje jako hostessa... I mam z reguły dobrze wyglądać to jak mam chodzić z białą gulą na bordzie? Muszę to wycisnąć :( Zaczełam stosować nan noc tonik z kwasami z Dermiki i liczę, że choć trochę mi pomorze.
OdpowiedzUsuń